Uber przegra, bo jest jak budka telefoniczna. A z jakiegoś powodu wybraliśmy komórki
Ceterum censeo, Uberum esse delendam. Dyrektor Ubera na Europę ma nadzieję, że Uber zlikwiduje potrzebę posiadania samochodu. Ja twierdzę, że prędzej Uber zostanie zlikwidowany, a prywatne samochody będą miały się świetnie jeszcze wiele lat.
Ileż to już takich futurystycznych wizji czytałem? Gdy 15 lat temu kończyłem studia, panowało przekonanie, że praca stacjonarna w siedzibie pracodawcy to przeszłość i wszyscy będą telepracować korzystając z internetu. 15 lat później ludzie nadal tłoczą się w centrach biurowych, wysiadują godziny w korporacyjnych ołpenspejsach i zbierają łomot od szefostwa na niekończących się zebraniach. A do swoich biur dojeżdżają prywatnymi samochodami.
Nic się nie sprawdziło. Zmiany społeczne są o wiele wolniejsze niż technologiczne. A latające auta? W latach 50. twierdzono że to kwestia 2-3 dekad. Mija siódma i na razie doszliśmy do tego, że samochody mają duże ekrany i ewentualnie mogą ostrzegać kierowcę przed niebezpieczeństwem, ale od asfaltu nie oderwały się nawet na milimetr.
Zacznijmy jednak od Ubera.
Temat jego rentowności był już poruszany na Spider’s Web, nie będę więc do tego wracał. Ja podważam w ogóle całą jego koncepcję jako czegoś innowacyjnego i ciekawego. Gdybym poszedł do restauracji, gdzie zamiast menu byłaby aplikacja na smartfona i potem za posiłek płaciłoby się także aplikacją, to nadal byłaby restauracja. Tak samo jak Uber nadal jest taksówką i niczym innym.
Samochód, którym ktoś inny wiezie cię za pieniądze, to taksówka, niezależnie od tego jak odbywa się zamówienie i płatność. Taksówki z jakiegoś powodu są oznakowane, nawet jeśli w Polsce nie ma zupełnie żadnej spójności w tej materii.
Taksówkarz, z powodu dość szczególnego charakteru swojej pracy, polegającego na przyjęciu na siebie dużej odpowiedzialności za dowiezienie klienta w całości, musi zdać odpowiednie egzaminy i płacić znacznie wyższe ubezpieczenie za swój pojazd. A Uber? To jakbyś poszedł do restauracji, która nie byłaby z zewnątrz oznaczona jako restauracja, żeby nie płacić podatków, a w razie kontroli trzeba byłoby ściemniać, że właściwie to jesteś u znajomych na obiedzie.
Zadziwiające, że ludzie godzą się na udział w kłamstwie dla paru groszy różnicy między Uberem a taksówką. Zresztą często tej różnicy w ogóle nie ma, bo gdy rośnie zainteresowanie przejazdami Uberem, rośnie też stawka, więc gdy klient chce być sprytny, korporacja potrafi być jeszcze sprytniejsza.
Dyrektor Ubera namawia jednak nas, potencjalnych klientów, do nieposiadania prywatnego samochodu, twierdząc że Uber załatwi wszystkie nasze potrzeby w tym zakresie i właściwie to prywatne samochody są nieuzasadnione ekonomicznie.
Ale jeśli nikt nie będzie miał prywatnego samochodu, to kto będzie woził ludzi w Uberze? Nieważne – to oczywiście mrzonka. Problem jest inny: gdyby chociaż 15-20% ludzi zrezygnowało z posiadania prywatnego auta i zechciało korzystać z Ubera w takim zakresie jak z własnego samochodu, zapanowałoby pandemonium. Oczekiwanie na wolny samochód w godzinach szczytu trwałoby godzinami, a stawki wystrzeliłyby w górę.
Ludzie nie jeżdżą prywatnymi samochodami bo lubią, świadomi ekonomicznego nonsensu tego działania. Ludzie jeżdżą prywatnymi samochodami, bo komfort jaki daje możliwość skorzystania z własnej rzeczy w dowolnym momencie jest nie do zastąpienia czymkolwiek innym i to także można przeliczyć na pieniądze.
Postulat zastępowania własnych samochodów autami „współdzielonymi” jak Uber czy nawet samochody autonomiczne jest tak oderwany od rzeczywistości, jakby ktoś dziś zaproponował, żeby indywidualne smartfony zastąpić budkami telefoniczno-internetowymi. Same zalety, budki są blisko, nie musisz nosić przy sobie telefonu, pamiętać o jego ładowaniu ani płacić abonamentu. Już dziś pozbądź się telefonu i korzystaj z budek! Brzmi absurdalnie, i takie właśnie absurdy serwuje nam dyrektor skrajnie niedochodowej korporacji.
Kiedy czytam o tym, że komuś przeszkadza, że w miastach „są miliony aut, które przez 95 proc. czasu są nieużywane”, zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że w miastach są miliony metrów kwadratowych mieszkań, które przez 95 proc. czasu są nieużywane, i to nikomu nie przeszkadza.
Przeciętna para z dwójką dzieci nie musi przecież zajmować 60 m2 – zmieściłaby się i na 15 m2, gdyby tylko zechcieli współdzielić łazienkę z 10 sąsiadami z piętra. Budownictwo mieszkaniowe składające się z pokojów, w których nikogo nie ma przez 95 proc. czasu to główny pożeracz przestrzeni miejskiej.
Wystarczy przejść się wieczorem po blokowisku i zobaczyć, w ilu oknach zapalone jest światło – większość osób jest w domach, a mimo to 2/3 okien jest ciemna. Nikt nie siedzi po ciemku w pokoju, więc jest to zmarnowana przestrzeń. Nie wspomnę o tym jak zmarnowaną przestrzenią w mieście są cmentarze albo monumentalne budynki urzędowe otwarte po 6-7 godzin dziennie 5 dni w tygodniu, czyli zaledwie przez 20% łącznego czasu.
Ten demagogiczny argument jest podnoszony przez wiele osób i organizacji zajmujących się tzw. „planowaniem miasta”, udających niezrozumienie faktu, że potrzeba posiadania czegoś nie wynika z potrzeby użytkowania tego bez ustanku. A nie doszliśmy jeszcze do przestrzeni zmarnowanej przez wozy strażackie…
To swoją drogą trochę przerażające, kiedy dyrektor korporacji pseudotaksówkowej zajmuje się urządzaniem miasta i pouczaniem ludzi, na co powinni wydawać pieniądze. Tym większa jest to bezczelność, gdy wiemy doskonale, że owa korporacja przynosi jedynie straty.
Podsumowując: Uber nie ma żadnego sensu i nie bardzo wiem, po co istnieje.
Jego sukces wynika tylko z tego, że taksówkarze ze względu na brak stałego nadzoru często pozwalają sobie na nadużycia względem klientów lub też mówiąc wprost, oszustwa. Ale organizacja próbująca wypełniać tę samą rolę obchodząc przepisy, a zarazem kierująca się inną ideologią niż zarabianie pieniędzy, jest skazana na upadek.
Zatem moja prognoza na kolejnych 20 lat to: samochody indywidualne będą miały się świetnie, taksówki też – tylko zmieni się sposób ich zamawiania. A Uberowi skończy się forsa na rozrzucanie i niedochodowe biznesy, więc zwinie się bez większej szkody dla światowej ekonomii.