Spędziłem dzień za kierownicą auta, którego nie musiałem prowadzić
Dotknąłem przyszłości… nie dotykając niczego.
Kilka kliknięć na kierownicy - nie muszę nawet specjalnie skupiać się na tej czynności, po kilkunastu minutach to już prawie odruch. Zerkam na obszar ekranu pomiędzy cyfrowymi zegarami. Jest! Zielona ikonka. Zdejmuję nogi z pedałów. Zdejmuję ręce z kierownicy. Siedzący obok Marcin Połowianiuk robi mi zdjęcie, na którym podnoszę do góry dwa kciuki i uśmiecham się wprost do obiektywu.
Samochód w tym czasie spokojnie pokonuje zakręt.
Po czym wiezie nas dalej, po krętych, podwarszawskich drogach.
Nie, to nie wizja przyszłości. To teraźniejszość.
A dokładniej, przynajmniej w tym przypadku, nowe Volvo S90 z systemem Pilot Assist, które - gdy tylko tego zechcemy - może na krótki czas przejąć pełną kontrolę nad samochodem.
Pełną w dosłownym rozumieniu - nie tylko będzie utrzymywać zadany pas ruchu i nie tylko będzie utrzymywać stałą odległość za poprzedzającym nas pojazdem. W nowej wersji PA nie musimy za nikim jechać, żeby go włączyć. Nie musimy też specjalnie martwić się prędkością - system działa aż do około 130 km/h, więc nada się i w mieście, i na autostradzie.
Oczywiście nie jest to system autonomicznej jazdy. To jazda w najlepszym przypadku zautomatyzowana, daleka od tego, o czym marzą fani transportu przyszłości. Ale i jazda dająca nam przedsmak tego, co za jakiś czas znajdziemy w niemal każdym samochodzie.
Dobrze radzę: czas się przyzwyczajać.
Tym bardziej, że przyzwyczajenie się do automatycznego prowadzenia samochodu nie należy od najłatwiejszych rzeczy na świecie.
Włączenie Pilot Assista jest banalne. Dwa lub trzy kliknięcia przyciskami na kierownicy i czekamy, aż pomiędzy cyfrowymi zegarami pojawi się ikonka kierownicy w kolorze zielonym. Jeśli jest szara, oznacza to, że system nie jest w stanie wykryć krawędzi jezdni i po prostu się nie aktywuje.
Jeśli jednak ikona przybierze barwę zieloną, jesteśmy gotowi. Puszczamy wszystko, za co przeważnie trzymamy w trakcie jazdy i… no właśnie. I wtedy zaczyna się dziać magia. Dosyć dziwna i wymagająca na początku sporo samozaparcia, żeby nie spanikować.
Na czym polega ta magia?
Ta magia, oczywiście zaklęta w radarach, kamerach i procesorach, polega na tym, że z minuty na minutę czujemy się na fotelu kierowcy coraz bardziej zbędni.
Zaczynamy eksperymenty spokojnie, od jazdy po drodze szybkiego ruchu. Wyraźnie oznaczone pasy, sporo samochodów, pod które ewentualnie można się podpiąć, ale jednocześnie ruch na tyle umiarkowany, że nie ma jazdy zderzak w zderzak. Zakręty? Niewiele, najwyżej delikatne.
Auto jedzie jak po sznurku, nie wymagając tak naprawdę naszej uwagi, choć i tak wszyscy w środku wstrzymują oddech i pilnie obserwują okolicę, a kierowca jest cały czas w gotowości. Przyzwyczajenie do zwykłych i adaptacyjnych tempomatów robi jednak swoje - możemy się zrelaksować.
Gazety jednak czytać w trakcie jazdy nie możemy. Po pierwsze dlatego, że żadnej przy sobie nie mamy, po drugie dlatego, że Volvo regularnie każe nam nie tylko położyć ręce na kierownicy, ale i bardzo delikatnie nią bujnąć, oczywiście bez zmiany toru jazdy. Inaczej, czego byśmy nie chcieli, po prostu odłączy naszego Pilota.
Mikro-test zaliczony. Szkoda tylko, że Volvo nie oferuje asystenta automatycznej zmiany pasa. Cóż, w końcu pewnie pojawi się w ofercie.
Dobra, to było łatwe.
Może nawet zbyt łatwe. W takich warunkach sporo osób nie odróżniłoby pewnie aktywnego tempomatu od Pilot Assista. Zjeżdżamy z wielopasmowej drogi szybkiego ruchu, wjeżdżamy na mniejsze podwarszawskie trasy, biegnące przez przepiękne lasy, pola i niewielkie miejscowości. To tu będzie miał miejsce właściwy test.
Tyle tylko, że do tego właściwego testu, przynajmniej na początku, mało kto się garnie. Tutaj za duży zakręt, tutaj strasznie wąska droga, tu jakieś dziwne linie. Może spróbujemy za chwilę?
Co innego przekazywać stery w ręce (?) maszyny na szerokiej drodze, a co innego na wąskiej dróżce.
W końcu jednak decyzja zostaje podjęta. Klik, klik, zielona ikona kierownicy, łapy i nogi precz.
To żyje!
I do tego jeździ. I to jeździ tak, że w większości przypadków trudno powiedzieć na temat PA cokolwiek złego. Samochód trzyma się niemal idealnie środka swojego pasa, elegancko wchodzi w większość zakrętów, nawet wtedy, kiedy oznaczenie drogi nie jest absolutnie idealne.
Tyle tylko, że dla kierowcy, zwłaszcza na starcie, nie jest to doświadczenie zbyt komfortowe, nie mówiąc już o relaksie. Gdyby nie klimatyzacja ustawiona na 18 stopni, na moim czole prawdopodobnie pojawiłoby się sporo kropli potu.
Czy on widzi ten zakręt? Czy on widzi to zwężenie? Czy nie wjedzie w tę wysepkę? Czy nie zahaczy o ten słupek? Na początek każdy element drogi, który dla nas jest codziennością i który rejestrujemy czysto odruchowo, zdaje się być potencjalnie śmiertelną przeszkodą.
I czasem przegrywamy z własnym brakiem wiary w prowadzony przez komputer samochód. Przejmujemy kierownicę i sami wchodzimy, i wychodzimy z zakrętu. Dopiero potem włączamy go znowu.
Nie, nie chodzi o to, że Pilot Assist podejmuje decyzje gwałtownie lub w ostatniej chwili. Wręcz przeciwnie - jest spokojny, metodyczny, rozsądny i gdy tylko uzna, że coś jest nie tak, od razu każe nam przejąc kontrolę, przy czym zrobi to z odpowiednim wyprzedzeniem.
Do tego kto jak kto, ale Volvo wie, jak robić bezpieczne samochody. S90 jest przepełnione systemami bezpieczeństwa, zarówno tymi z kategorii bezpieczeństwa biernego, jak i aktywnego. Wykryje więc w większości przypadków nie tylko pieszych, rowerzystów i samochody, ale nawet… duże zwierzęta. Zanim więc mielibyśmy przekonać się o skuteczności poduszek powietrznych czy specjalnie projektowanych foteli, które specjalnie przygotowują się na wypadek kolizji, prawdopodobnie zadziałałby jeden z systemów, który pozwoliłby kolizji po prostu uniknąć.
Po prostu zajmowanie miejsca kierowcy i patrzenie, jak kierownica sama się obraca, jak prędkość zmienia się sama i jak trasa jest pokonywana bez naszego udziału, jest… dziwne. To chyba najlepsze określenie.
I tak jedziemy, a może… jesteśmy wiezieni?
Nie dotykamy kierownicy, nie dotykamy pedałów. Trzy osoby wewnątrz samochodu i… wszystkie można określić mianem pasażerów. Wprawdzie nie tak całkiem do końca, bo kierowca dalej pozostaje w pewnym stopniu kierowcą, choć w tym przypadku raczej kierowcą nadzorującym. Uważa, obserwuje, przejmuje kontrolę, kiedy trzeba. Ale czuje, że za jakiś czas może okazać się zbędny.
Choć, od tego momentu dzieli nas jeszcze sporo czasu. Niestety cały czas czuć, że prowadzi nas chłodny komputer. I o ile przeważnie w moich tekstach to komplement, o tyle tutaj już niekoniecznie.
Chociażby przykład sytuacji z autostrady - S90 trzyma się właściwie idealnie osi pasa, zachowując równą odległość od jego krawędzi. Tyle tylko, że… mało kto w rzeczywistości tak jeździ. Jeśli obok nas jedzie wielka ciężarówka - uciekamy na przeciwległy bok naszego pasa, żeby przypadkiem o nią nie zahaczyć. Jeśli ktoś chce nas wyprzedzać na nieco węższej drodze - robimy mu trochę więcej miejsca, odbijając znów do przeciwnej krawędzi. A Volvo jedzie środkiem - środkiem, który w tych sytuacjach nie zawsze okazuje się być złoty.
Wbrew pozorom te drobnostki z naszej perspektywy nie muszą być drobnostkami dla producenta. Przeniesienie takich ludzkich zachowań na komputerowe algorytmy to gigantyczna robota, wymagająca lat, żeby zakończyła się pełnym powodzeniem.
Póki co jednak, szwedzka firma dała nam posmakować przyszłości w teraźniejszym opakowaniu. I ta przyszłość smakuje wybornie.
* Zdjęcia: Marcin Połowianiuk. Z wyjątkiem tego, na którym sam jest.