O tym jak Peja prowadzi grę przy pomocy prawa autorskiego
Mamy w Polsce kilku raperów będących z wykształcenia prawnikami, ale niewykluczone, że największym doświadczeniem w tej materii szczyci się jeden z najbardziej rozpoznawalnych artystów hip-hopowych - poznański Peja.
Ryszard "Peja" Andrzejewski był zresztą bohaterem jednej z głośniejszych spraw sądowych związanych z prawem autorskim. Zapewne kojarzycie jeden z nieformalnych przebojów lata 2002:
Nie wszyscy jednak wiedzą, że podkład tego utworu to tak naprawdę zsamplowany przebój z repertuaru Stana Borysa - piosenki pt. "Chmurami zatańczy sen". Niestety nie jest ona dostępna w żadnym z serwisów strumieniujących, a do "fanowskich" wrzutek na YouTubie trochę boję się linkować, choć nawet Trybunał Sprawiedliwości uznał niedawno, że takie działanie nie stanowi naruszenia prawa autorskiego.
Sprawa ciągnęła się dość długo, ostatecznie jednak między samymi artystami zapanował pokój, a kwestia odpowiedzialności prawnej za (niewątpliwie) dokonane względem Stana Borysa naruszenia zostały oddelegowane w kierunku producentów i wydawców, przez co spór oczywiście utracił na medialności. Pojedynek muzyków zakończył się zawarciem ugody.
Wyniesione z tamtych czasów doświadczenia raper Peja skrzętnie wykorzystuje od czasu do czasu.
I tak oto z ESKA TV zdecydował się wdać w spór ze względu na to, że stacja zaczęła emitować jego teledysk, który był dedykowany tylko internautom. Na dodatek nie podobało mi się przesadnie, że stacja o tak specyficznej renomie gra jego utwory, które też często są zarezerwowane dla specyficznych odbiorców. Oburzenie było zrozumiałe, artysta ma prawo decydować o takich sprawach, choć w wielu kwestiach bywa w tej materii też ograniczony (np. dozwolonym użytkiem).
Nieco mniej podoba mi się natomiast sytuacja sprzed kilku dni, która wywiązała się w związku z portalem muzycznym cgm.pl. To powszechnie szanowany portal, który od lat odgrywa sporą rolę, m.in. w środowisku hip-hopowym. Przywodzi nieco na myśl złote czasy dziennikarstwa muzycznego z lat 90-ych, przeniesionego - w miarę możliwości - do internetu. Nie brakuje między innymi cenionych przez wielu internautów, często bardzo intymnych wywiadów artystów, z którymi rozmawia dziennikarz, Artur Rawicz. A następnie wywiady te można oglądać na łamach YouTube.
Jak tłumaczy cgm.pl, przed kilkoma dniami miała miejsce dość nieprzyjemna sytuacja.
Otóż portal cgm.pl w jednej ze swoich recenzji dość nieprzychylnie wypowiadał się o jednej z najnowszych płyt, jakie nagrał Peja. Była to recenzja, surowa, ale recenzja, ze wszystkimi przysługującymi jej przywilejami. Jak wyjaśniają redaktorzy - poznański raper w akcie odwetu za niepochlebne słowa zaczął masowo zgłaszać naruszenia praw autorskich do wszystkich filmów, w których występował jako bohater wywiadu. Zmasowany atak roszczeń doprowadził ostatecznie do blokady całego kanału. Jak bowiem twierdzi sam Peja - jest ich współautorem. Twórcy cgm.pl wychodzą z kolei z założenia, że autorem wywiadu jest oczywiście dziennikarz.
Miniony weekend na moim blogu techlaw.pl zdominował artykuł o głupocie facebookowego łańcuszka (przeciążyliście serwery, jesteście wspaniali). Ale gdzieś tam w tle, w statystykach, podejrzanie wysoko przebijała się moja analiza na temat tego komu przysługują prawa autorskie do wywiadu. W świetle dzisiejszych wyjaśnień cgm.pl domyślam się już dlaczego.
Moje przemyślenia w tej sprawie muszą nam dziś wystarczyć (ew. zachęcam do prywatnych refleksji - oczywiście w oparciu o tekst ustawy, a nie często preferowany przez internautów zdrowy rozsądek [jakże mylne może być zdroworozsądkowe podejście do prawa!]), ponieważ problematyce praw autorskich do wywiadu nie przyjrzał się dotąd niestety żaden renomowany przedstawiciel doktryny prawnej, nie znam też żadnych polskich wyroków w tej sprawie.
Istnieją więc trzy koncepcje, a każda z nich ma swoich zwolenników. Na dodatek każda z koncepcji wydaje się właściwa w zależności od formy wywiadu:
- pełnia praw przysługuje dziennikarzowi, jako inspiratorowi, moderatorowi
- pełnia praw przysługuje udzielającemu wywiadu, bo to jego odpowiedzi są najbardziej twórcze ("nie dla pytań czyta się wywiady" - cytat z jednej z amerykańskich spraw dot. wywiadów)
- powstały wywiad jest wspólnym utworem obu podmiotów, a więc mówimy o współautorstwie
W mojej ocenie najbardziej właściwe dla większości wywiadów jest przyjęcie koncepcji współautorstwa, w dalszej kolejności przychylałbym się - jednak - do koncepcji praw przysługujących dziennikarzowi (można w ten sposób kreatywnie interpretować orzecznictwo). Ustawa mówi na ten temat m.in. to:
Wedle opinii cgm.pl zgoda ze strony rapera na rozpowszechnianie tego wywiadu została udzielona.
Jeżeli pojawiły się jakieś wątpliwości co do zarządzania tymi wywiadami, najbardziej właściwym organem do rozpatrzenia tej kwestii wydawałby się sąd. Czy można zatem zaryzykować stwierdzenie, że w przypadku wywiadów Peja dokonał tzw. copyright trollingu? Pozostawiam to Waszej ocenie. Niewątpliwie Waszej ocenie pozostawiam też to, czy słuszne jest działanie artysty, który - jak twierdzi cgm.pl - właśnie w taki sposób reaguje na niepochlebne recenzje.
Jakub Kralka – prawnik, specjalizuje się we własności intelektualnej i problemach prawa cywilnego, wspiera nowe media, artystów, startupy i e-commerce, autor bloga Techlaw.pl – Prawo Nowych Technologii. W grudniu szczególnej uwadze polecam Prawo autorskie na Facebooku - przeczytaj zanim wyślesz łańcuszek oraz dział prawo autorskie.
Więcej wieści na temat Prawa Nowych Technologii w serwisie Facebook. Twitter @jakubkralka.
*Zdjęcia pochodzą z Shutterstock
[sony]