REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

W dniu, w którym ten film miał wejść na ekrany, w Polsce ogłoszono stan epidemii. „Zieja” od piątku w kinach

W dniu, w którym film „Zieja” miał wejść do kin — 13 marca 2020 roku — ogłoszono w Polsce stan zagrożenia epidemicznego. Po prawie półrocznym „leżakowaniu” obraz Roberta Glińskiego z Andrzejem Sewerynem w roli głównej wejdzie do kin w najbliższy piątek. 

27.08.2020
20:25
jan zieja film Robert glinski premiera pandemia
REKLAMA
REKLAMA

Film Roberta Glińskiego miał wyjątkowego pecha — jego premierę pierwotnie zaplanowano na 13 marca 2020 r. Wówczas jeszcze nie zdawano sobie sprawy, że ta data wpisze się w naszą pamięć jako dzień wprowadzenia w Polsce stanu zagrożenia epidemicznego. Po niespełna pół roku oczekiwania „Zieja” wchodzi na ekrany kin. O czym opowiada ten film?

Kim był Jan Zieja i dlaczego warto poznać jego historię?

„Zieja” to filmowa biografia tytułowego Jana Ziei: księdza, żołnierza, działacza społecznego, kapelana Szarych Szeregów i współzałożyciela Komitetu Obrony Robotników. 

Bohater filmu Glińskiego uczestniczył w dwóch wojnach — tej z bolszewikami w 1920 r. i w II wojnie światowej (był m.in. powstańcem warszawskim). W okresie PRL był aktywnym działaczem opozycji demokratycznej (jego podpis widnieje pod słynnym „Apelem do społeczeństwa i władz PRL” z 22 września 1976) i do końca życia wspierał działania „Solidarności”. 

Jego życiorys to dowód na to, że można łączyć takie wartości jak patriotyzm (czy wspominałam już, że Zieja był podpułkownikiem Wojska Polskiego?) i tolerancja (a nawet coś więcej — bo szacunek) dla drugiego człowieka — bez względu na jego wyznanie, narodowość, czy styl życia.

Bóg, honor i ojczyzna, ale bez taniego patosu 

Jan Zieja w każdej ze swoich licznych ról życiowych, nie dawał się ponieść schematom. Jako żołnierz narażał się współtowarzyszom broni, błogosławiąc umierających na polu bitwy wrogów, ale kontrowersje budził również jako ksiądz: na przykład wtedy, gdy odprawił katolicki pogrzeb samobójczyni (we współczesnych mu czasach było to zabronione).

To nie jest kolejna laurka. To opowieść na tu i teraz

Co chyba najważniejsze, historia opowiedziana przez Roberta Glińskiego nie jest kolejnym przykładem patriotycznego kina, które ma w hagiograficzny sposób opowiedzieć o jednej z „Wielkich Postaci Polskiej Historii”. I że film ten opiera się logice, według której, im więcej patosu, wielkich liter i słów, tym lepiej i bardziej pobożnie. Jasne, „Zieja” uwypukla (czasem zresztą w sposób bardzo uproszczony) pozytywne epizody i historie z życia charyzmatycznego kapłana, ale nie jest kolejną laurką pisaną na bieżące potrzeby społeczne, rocznicowe czy polityczne.

To przede wszystkim opowieść o człowieku, który w dużej mierze realizował coś, co można nazwać ewangelią w czystej postaci. W jego życiorysie, postawie i konkretnych inicjatywach i decyzjach hasła o miłosierdziu, nadstawianiu policzka czy miłości nieprzyjaciół nie brzmią jak duszpasterskie kazania oderwane od codzienności, ale jak niemalże kod DNA. W odruchach i nawykach ks. Jana Ziei było to, czego chyba większość wiernych (a i tych niewierzących zresztą też) wymaga od kapłanów: prawdomówności, szczerości, prostolinijności i stawiania człowieka ponad prawo. 

W tej logice „Zieja” nie jest więc zresztą tylko historią zawieszoną w szarych i ponurych czasach komunizmu, ale żywym przekazem na dziś, na tu i teraz. W dobie wielkiej dyskusji o nadużyciach kleru, błędach i skandalicznych decyzjach części hierarchów, wreszcie - codziennej obojętności wielu ludzi Kościoła powrócenie do postawy Jana Ziei jest czymś więcej niż tylko odkurzeniem kolejnego świętego obrazka. To kamyczek do ogródka wszystkich środowisk, które chętnie widzą w dzisiejszych czasach wojnę ideologiczną i starcie cywilizacji, a Polskę jako ostatni bastion normalności i chrześcijaństwa. Zarazem odpowiedź stawiana zarówno przez ks. Zieję, jak i twórców filmu, jest o wiele bardziej złożona i niejednoznaczna niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. 

Zieja, kumpel Jacka Kuronia

Widać to wyraźnie w spotkaniach, jakie tytułowy kapłan odbywa z majorem Służby Bezpieczeństwa. Dialogi między dwoma wybitnymi aktorami (Andrzejem Sewerynem i Zbigniewem Zamachowskim) dobrze oddają nie tylko złożoność relacji Kościoła z komunistycznym aparatem represji, ale także — a może i przede wszystkim — niebywale trudną misję kontaktu ludzi wierzących z niewierzącymi, a nawet niechętnymi instytucji Kościoła i całej religii. Tak było zresztą i w przypadku Jacka Kuronia, którego postać jest naszkicowana w filmie, a której piętrowe, pełne zakrętów przygody z własną autoidentyfikacją wobec Boga są kolejnym punktem odniesienia, który opiera się zwyczajnym schematom. 

Kameralne katharsis

REKLAMA

Inspiracji, jakie niesie film Glińskiego jest całkiem sporo: bo oprócz lekcji historii czy niekonwencjonalnego spojrzenia na styk świata religijności ze światem antyklerykalnym, „Zieja” jest filmem, który stara spojrzeć się szerzej i głębiej. W życiorysie tego wyjątkowego kapłana słowa o wolności czy nadziei nie są pustosłowiem, ale sprawiają, że widz wychodzi z kina nieco bardziej… mądrzejszy? Skłonny do refleksji? Uduchowiony? Otwarty na dyskusję i dialog? Jakkolwiek by tego nie nazwać, Andrzej Seweryn oddał w postaci Jana Ziei coś na tyle nieuchwytnego, a zarazem nieobecnego na co dzień w polskim kinie, że warto wybrać się do kina. Nie jest to wielki, nakręcony z rozmachem film, który podbije serca i dusze milionów Polaków - ale czasem takie kameralne mimo wszystko opowiastki przynoszą większe katharsis u widza niż gigantyczne produkcje za liczone w setkach miliony dolarów.

Film „Zieja” wejdzie do kin w piątek 28 sierpnia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA