REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton

Wysłali fikcyjne CV do pracodawców. Polacy woleliby nie wiedzieć, co z tego wynikło

To był eksperyment, którego Polacy potrzebowali, ale o jego wynikach pewnie woleliby nie wiedzieć. Polski Instytut Ekonomiczny zastawił sidła na pracodawców i pokazał nam, w czym tkwi jeden z głównych problemów rynku pracy. Polscy szefowie ignorują potężną grupę społeczną w postaci seniorów, a reszcie każą tyrać ponad siły. Bo wiecie, brakuje rąk do pracy.

24.02.2022
7:33
Wysłali fikcyjne CV do pracodawców. Polacy woleliby nie wiedzieć, co z tego wynikło
REKLAMA

Zaczęło się od prowokacji. Polski Instytut Ekonomiczny wyszedł z założenia, że pytanie rekruterów wprost o dyskryminację ze względu na wiek mija się z celem. Bo w końcu kto otwarcie przyznałby się, że woli zatrudniać świeżo upieczonych absolwentów niż osoby zbliżające się powoli do emerytury? Dlatego PIE zbadał temat w inny sposób - rozsyłając CV fikcyjnych kandydatów w różnym wieku w odpowiedzi na prawdziwe ogłoszenia wiszące w sieci.

REKLAMA

Instytut rozsyłał mozolnie cefałki od sierpnia do października ubiegłego roku. W szranki o pokonanie pierwszego etapu, tj. zdobycie zaproszenia na rozmowę o pracę, stanęli 28-latkowie i 52-latkowie. Z jednej strony mieliśmy więc pracowników, którzy kilka lat temu skończyli studia. Z drugiej przedstawicieli pokolenia 50+. Te drugie uchodzi czasem na rynku pracy za niezatrudnialne bez względu na posiadane kompetencje. By zbadać zjawisko dyskryminacji dokładniej, w odpowiedzi na co drugie ogłoszenie wysyłano CV kobiet podzielonych według tych samych kategorii wiekowych co mężczyźni.

Efekt? Całkowita dominacja młodych

Niezależnie od płci, miejsca poszukiwania pracy czy doświadczenia zawodowego, młodsi kandydaci częściej otrzymywali zaproszenie do kolejnych etapów rekrutacji

– czytamy w raporcie

Oczywiście po drodze występowały pewne różnice. W przypadku stanowisk, które nie wymagały wysokich kwalifikacji, młodzi dostawali dwa razy więcej zaproszeń na rozmowy kwalifikacyjne niezależnie od płci.

Gdy fikcyjni kandydaci PIE aplikowali na wakaty zarezerwowane dla specjalistów tzw. call-back rate (CR), czyli wskaźnik na jak wiele z wysłanych CV rekrutujący odpowiedzieli zaproszeniem do dalszego etapu rekrutacji, zmieniał się delikatnie na niekorzyść kobiet. 50-latkowie wciąż mieli jednak przewalone.

CR dla kobiet wyniósł tym razem 29,86 w przypadku młodszej kandydatki i 12,5 w przypadku starszej. U mężczyzn wskaźnik ten wyniósł odpowiednio 25,87 i 17,5

-– pisze PIE.

Wychodzi na to, że na rynku pracy najgorzej być 50-paroletnią kobietą mieszkającą w Warszawie. A to dlatego, że - i tu kolejny hit - w stolicy ageism trzyma się jeszcze mocniej niż w innych częściach kraju. Dopóki mówimy o nisko wykwalifikowanych pracownikach wszystko jest jeszcze ok. Gorzej, gdy pani specjalistka walczy o miejsce w korporacji czy startupie ściągającymi do siebie fachowców w swoich dziedzinach. Młodzi kandydaci dostają w takich przypadkach zaproszenia aż cztery razy częściej niż ich wiekowi koledzy.

To chyba częściowo odpowiada nam na jedno pytanie:

Gdzie nie spojrzeć słychać dzisiaj narzekania przedsiębiorców na rynek pracownika. Bezrobocie w styczniu wyniosło marne 5,5 proc. Młodych nie ma, albo się nie znają na tym co robią. Albo po prostu nie chce im się pracować. Ewentualnie wszystko na raz - warczą pracodawcy.

Kiedy przychodzi jednak co do czego to właśnie 20- i 30-latkowie okazują się być najbardziej porządni. Z osób, które w badaniu PIE potwierdziły, że były dyskryminowane ze względu na wiek, aż 62 proc. wskazało, że interesujące oferty pracy były kierowane do ich młodszych kolegów.

Przejrzałem sobie listę zarzutów, które ankietowani formułowali przeciwko seniorom. Pracodawcy najczęściej zgadzają się ze stereotypem mówiącym że osoby w wieku 60 lat niechętnie biorą udział w szkoleniach. Dalej mamy słabą produktywności i niską motywację. Te obiekcje jak widać skutecznie zniechęcają do zatrudniania starszych pracowników.

Tym bardziej, że wymóg bycia młodym jest w mniej lub bardziej zawoalowany sposób umieszczony w samej treści ogłoszenia. Eksperci przeanalizowali 473 oferty:

  • w 27 z nich pojawiło się określenie „młody”
  • w 7 „energiczny”
  • w 29 „dynamiczny”
  • w 4 padła fraza „młody zespół”

Na papierze brzmi dobrze, prawda? Po spotkaniu twarzą w twarz rekruterzy zmieniają jednak te przymiotniki na roszczeniowy, niepunktualny, leniwy i arogancki. Pracodawcy narzekają więc, że wartościowych młodych pracowników jest zbyt mało, a starszych nie chcą zatrudniać. Co im pozostaje? Wyciskać z już zatrudnionych siódme poty.

Ratunek w nadgodzinach

– tak brzmiał artykuł „Rzeczpospolitej” z października 2017 r.

Już wtedy dziennik alarmował, że polskie firmy nie radzą sobie z brakiem właściwych kandydatów, a nadgodziny to awaryjne wyjście dla firm, które mają problemy związane z deficytem rąk do pracy.

W efekcie, czytaliśmy, Polacy pracują coraz dłużej – aż 45 godzin tygodniowo. Dwa lata później szeroki echem poniosły się statystyki OECD, w których wyszliśmy na drugich największych pracusiów w UE tuż za Grekami. W temacie zatrudniania osób 50+ nic jednak nie drgnęło, co pokazuje chociażby omawiany raport.

A szkoda, bo grupa Polaków w wieku 55-74, to kilkudziesięciotysięczna armia bezrobotnych.

Jak pracodawcy mogą odpowiedzieć na te krytyczne wyniki?

Mam wrażenie, że nijak, bo o problemie mówi się przecież od dawna. Pocieszające jest to, że może się on sam rozwiązać i to już za kilka lat. Polskie społeczeństwo się starzeje i choć niebawem rekrutacje zdominuje pokolenie Z, to stanowiska kierownicze wciąż będą obsadzone przez Y i Milenialsów. A ci robią się coraz starsi, co niesie ze sobą dość poważne skutki.

Chodzi mi o to, że kulturze promującej młodość nikt nie chce przyznać się do starości. Kończy się to tak, że im więcej mamy wiosen na karku, tym bardziej przesuwa się granica bycia starym człowiekiem w naszej głowie. Eksperyment PIE dość dobitnie to udowadnia.

Średni wskazany wiek, w którym ludzie przestają być określani jako młodzi, rośnie wraz z wiekiem osoby pytanej

– piszą autorzy raportu

I tak 40-latkowie przezornie ustalają sobie granicę końca młodości na 41. rok życia. Dziesięć lat później ankietowani godzili się już z wypadnięciem z tej szufladki, ale wytyczali ją dopiero od 45. roku życia wzwyż.

Osoby dobijające do 60-tki zaczynają uważać, że młodym jest się do lat 48., a dla 70-latków granicę stanowi dopiero okrągła liczba 50.

Czy jednak koniec młodości jest dla nas równoznaczne ze starością? W żadnym wypadku. - Dla 40-latków „osoba stara” to taka, która przekroczyła 64. rok życia, 50-latkowie podwyższają ten wiek o 2 lata, dla 60-latków – 67., a dla 70-latków 71 - dodaje PIE.

Tak pół żartem pół serio mówiąc, tu mamy właśnie rozwiązanie problemu. Im bardziej będzie się starzał polski rynek pracy, tym mocniej będzie się przesuwała granica, za którą pojawiają się stereotypy o niskiej produktywności, małej elastyczności i zdolności przyswajania wiedzy,

Niezależnie od płci kandydata, młodsi respondenci (40- i 50-latkowie) byli bardziej skłonni zatrudnić osobę młodszą, a starsi (osoby w wieku 60+), rozważyliby zatrudnienie nieco częściej (kandydatki) lub równie często (kandydaci) osoby starszej

– czytamy w raporcie
REKLAMA

Należy spodziewać się, że percepcja wieku i przynależności do grupy osób starszych lub młodszych będzie ewoluować – puentują badacze

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA