REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton

Zwrot akcji w sprawie frankowiczów. Koniec kręcenia nosem, prezes NBP podjął decyzję

NBP jeszcze kilka dni temu na prośby banków o pomoc przy ugodach dla frankowiczów mówił: „Ugody? Jakie ugody? Nie ma żadnych ugód, więc nie ma w czym pomagać”. Ewidentnie przemawiało zranione ego prezesa, bo nikt z nim nie konsultował pomysłu KNF. Teraz do głosu doszedł rozsądek i szef banku centralnego mówi: „Może i pomogę, jak spełnicie pięć warunków”.

11.02.2021
9:28
Zwrot akcji w sprawie frankowiczów. Koniec kręcenia nosem, prezes NBP podjął decyzję
REKLAMA

Jeszcze pod koniec stycznia banki napisały list do szefa NBP z prośbą o pomoc przy przewalutowaniu kredytów frankowych w ramach ugód, nad którymi pracują wspólnie z KNF. Chodziło m.in. o to, by bank centralny nabył franki poza rynkiem, bezpośrednio od Szwajcarskiego Banku Narodowego, a następnie odsprzedał je bankom.

REKLAMA

To ważne, bo kupienie tak dużej ilości waluty na rynku, mogłoby spowodować ogromne wzmocnienie franka szwajcarskiego i osłabienie złotego. Ostatnio zresztą zwracali uwagę na to ryzyko ekonomiści Citi Handlowego, wskazując, że „jeśli banki będą musiały dokonywać transakcji spot bezpośrednio na rynku, może to generować silną presję na deprecjację złotego, zwiększając koszt całej operacji”. Tak gigantyczna operacja walutowa mogłaby się okazać nawet walutowym kataklizmem.

By takiemu scenariuszowi osłabienia własnej waluty zapobiec, bank centralny na Węgrzech, który stanął przed podobnym wyzwaniem sześć lat temu, bez mrugnięcia okiem przekazał rezerwy walutowe, pomagając bankom w całej operacji przewalutowania z korzyścią dla wszystkich.

Ugody? Jakie znowu ugody?

Jednak prof. Adam Glapiński nie specjalnie miał ochotę pomagać komukolwiek. Na prośbę banków o pomoc w zdobyć franków i przewalutowaniu kredytów w ramach ugód na modłę KNF mówił: Ugody? Jakie ugody? Nic nie wiem. Ewidentnie był obrażony, że nikt z nim tego pomysłu nie skonsultował, że KNF zaczął działać wspólnie z bankami, odsuwając go na boczny tor.

Ale wygląda na to, że foch zaczyna w końcu znikać. We wtorek wieczorem NBP wydało komunikat, w którym wyraźnie zaznacza, że „inicjatywa ta nie była z NBP konsultowana przed jej ogłoszeniem” i w dodatku „na obecnym etapie trudno jest o jednoznaczną ocenę inicjatywy banków”, ale to jednak wielki krok. Bank centralny przestał udawać, że nie wie o co chodzi i że właściwie nie ma o czym rozmawiać.

Więcej NBP przyznało nawet w końcu, że „przychylnie przyjmuje inicjatywy banków zmierzające do ograniczenia ryzyka prawnego walutowych kredytów mieszkaniowych przez porozumienia z kredytobiorcami.”

No więc jak już prof. Glapiński pokazał wszystkim na rynku, jaki jest ważny i bez niego ani rusz, postanowił w końcu łaskawie zrobić to, co od początku powinien. Ale postawił pięć warunków.

Czego boi się NBP?

Bank centralny przede wszystkim ma wątpliwości, czy ugody rzeczywiście rozwiążą problem systemowo, nie wiadomo bowiem na razie, czy wszystkie banki przystąpią do tego projektu - prawdopodobnie nie, nie wiadomo również, jak duża grupa klientów byłaby skłonna przyjąć takie ugody, a jaka i tak pójdzie do sądu, a na dodatek, czy ugody będą proponowane również tym, którzy swoje kredyty już spłacili.

No ale mimo to, NBP zadeklarował, że „może rozważyć ewentualne zaangażowanie w proces przewalutowania”, ale pod warunkiem, że:

  1. do planu przewalutowania kredytów według pomysłu KNF przystąpi na tyle dużo banków, że cała operacja obejmie przeważającą część portfela kredytów walutowych;
  2. banki udowodnią NBP i to w sposób wiarygodny, że ofertą ugód będzie zainteresowana „istotna część” kredytobiorców;
  3. zgodę na zawieranie masowych ugód wyrażą w bankach nie tylko ich prezesi czy zarządy, ale najwyższe możliwe władze, a więc walne zgromadzenia akcjonariuszy, żeby potem nie było cyrków na gruncie prawnym;
  4. banki wymyślą w końcu, jak skonstruować takie ugody, żeby były skuteczne i nie do podważenia w sensie prawnym, żeby nie okazało się, że wszyscy się narobią, klient podpisze ugodę, a potem uzna, że jednak i tak pójdzie do sądu i cała para w gwizdek - żadne ryzyko prawne w sektorze bankowym nie zostanie wyeliminowane;
  5. banki przedstawią plany odbudowy swoich kapitałów po przeprowadzeniu całej tej operacji - i to wiążące plany. A operacja będzie kosztowna. Cały sektor bankowy może kosztować 30-40 mld zł. To szacunki, na razie tylko mBank policzył dokładnie, ile mogą go kosztować ugody - 4,7 mld zł w przypadku tylko aktywnych kredytów oraz 5,4 mld zł w przypadku aktywnych i tych już spłaconych łącznie. To ogromne koszty, które uderzą we współczynniki wypłacalności banków i współczynniki dźwigni, dlatego NBP oczekuje, że banki wymyślą, jak je potem odbudować. Za oczywiste należy uznać, że w takiej sytuacji należy się na jakiś czas pożegnać z dywidendą i zacząć solidnie oszczędzać, blokując premie - nie wiadomo, czy tylko dla zarządów banków czy dla wszystkich pracowników.
REKLAMA

I teraz tylko trzeba wokół prezesa Glapińskiego chodzić na palcach, żeby się znów nie rozzłościł, bo z całej operacji nici, jeśli NBP znów założy ręce i powie: radźcie sobie sami a ja popatrzę.

Swoją drogą, wykorzystanie ego prof. Glapińskiego może być całkiem niezłą drogą ucieczki dla banków, jeśli coś pójdzie nie tak. Załóżmy, że banki jednak z jakiegoś powodu nie wypracują wspólnego wzorca ugód i uznają, że to był zły pomysł. Oczekiwania są już tak rozbuchane, że wylałaby się na nie gigantyczna fala krytyki. Ale wystarczy, że któryś prezes banku na kolejnym spotkaniu nie ukłoni się dość nisko szefowi NBP, a wtedy nastąpi kolejny foch i bank centralny uzna, że umywa ręce. Wtedy fiasko całego planu można będzie zrzucić na niego.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA