Kredyty frankowe mogą nam rozsadzić system finansowy, a prezes NBP jak kardynał Dziwisz
W piątek ws. frankowiczów zebrał się Komitet Stabilności Finansowej i wydał nawet oświadczenie w tej sprawie. Nie ma w nim nic nowego i to właściwie jest trochę rozczarowujące, że KSF jest tak powściągliwy. Jest bowiem organem odpowiedzianym za to, żeby pilnować, by nic złego w naszym systemie finansowym się nie wydarzyło, a przyznaje, że może się wydarzyć.
W ocenie Komitetu zwiększyło się ryzyko prawne związane z portfelem mieszkaniowych kredytów walutowych. Ze względu na rosnącą liczbę umów objętych postępowaniem sądowym banki systematycznie zwiększają odpisy i rezerwy z tytułu ryzyka prawnego. Istotny wpływ na dalsze kształtowanie się tych kosztów może mieć rozstrzygnięcie całego składu Izby Cywilnej Sądu Najwyższego planowane na 13 kwietnia br.
– napisał Komitetu Stabilności Finansowej po piątkowym posiedzeniu.
W skład KSF wchodzą cztery najważniejsze instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo finansowe: Narodowy Bank Polski, Komisja Nadzoru Finansowego, Ministerstwo Finansów oraz Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Część ekonomistów od tygodni straszy dramatycznymi skutkami orzeczenia Sądu Najwyższego ws. frankowiczów i wręcz zawaleniem się systemu finansowego w Polsce, a nawet bankructwem naszego kraju, a KSF na to: „wyluzujcie, jest już piąteczek”.
To pewnie znaczy, że to straszenie jest zupełnie na wyrost i nie ma co panikować. Ale chyba dobrze by było, żeby KSF może ukrócił jakoś te publiczne próby wpływania na Sąd Najwyższy.
Najciekawsze jest jednak w tym piątkowym posiedzeniu co innego.
Szef NBP i KNF się unikają?
Prezes NBP od tygodni publicznie się skarży, że on nic nie wie o żadnych propozycjach masowych ugód z frankowiczami, że nikt do niego nie zadzwonił, nie wysłał oficjalnego pisma, że KNF z nim nie konsultował tego pomysłu i dla niego właściwie żadnych ugód wcale nie ma.
Mimo że NBP przez jakiś czas miał swojego obserwatora w zespole, który nad ugodami pracuje. Mimo że banki w związku z pracami nad ewentualnymi ugodami skierowały do NBP prośbę o zabezpieczenie tego procesu od strony walutowej, by masowe przewalutowanie kredytów nie wstrząsnęło kursem złotego. A prezes NBP nawet na to odpowiedział, stawiając pięć warunków, jakie banki musiałby spełnić, żeby bank centralny zaangażował się w tę operację.
Ale nie, przecież prezes Glapiński nic o żadnych ugodach nie wie. Ewidentnie pokazuje, jak bardzo jest urażony tym, że KNF go najpierw nie zapytał o zdanie.
Aż tu nagle:
Komitet zapoznał się z przebiegiem prac nad propozycją pozasądowych rozwiązań dotyczących kredytów walutowych i potwierdził potrzebę dalszego monitorowania sytuacji w tym zakresie
– napisano w komunikacie po posiedzeniu KSF.
Bingo! Wreszcie i prezes NBP dowie się, o co chodzi z całymi tymi ugodami. Przecież NBP wchodzi w skład KSF, zresztą podobnie jak KNF, na który NBP się najwyraźniej obraził. Może w końcu panowie Glapiński z Jastrzębskim spotkali się i wyjaśnili sobie, o co chodzi?
Nic z tego, bo prezesa NBP
na obradach KSF nie było
Był szef KNF Jacek Jastrzębski, był prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Piotr Tomaszewski, był wiceminister finansów Piotr Patkowski, ale z ramienia NBP tylko członek zarządu Paweł Szałamacha.
Internauci już kpią z tego, że szef NBP udaje, że nie wie nic o żadnych ugodach z frankowiczami, do czego nawiązuję w tytule.
A ja mam nadzieję, że prezes NBP rozmawia ze swoim zarządem, a przynajmniej członkowie zarządu wiedzą, jak komunikować się z prezesem, tak by go nie urazić i skutecznie przekazać informacje (bo szef KNF tego nie wie).
Tak czy inaczej, liczę, że po tym ostatnim posiedzeniu KSF nie usłyszymy więcej od prof. Glapińskiego: „nie wiem, nie orientuję się, zarobiony jestem”.