REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Frankowicze idą na całość, to już nie przelewki. Zobaczcie, kogo zamierzają dojechać

Ten grupowy proces - jeśli rzeczywiście się rozpocznie - ma wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do wprowadzenia na polski rynek ryzykownych produktów bankowych obarczonych ryzykiem walutowym – pisze Agata Kołodziej.

21.01.2022
16:17
NBP frankowicze knf
REKLAMA

400 osób złożyło pozew przeciwko Skarbowi Państwa za to, że rząd i urzędy dopuściły do odpalenia frankowej bomby. Sąd właśnie przyjął pozew do rozpoznania, a jak zdecyduje o wszczęciu postępowania grupowego, dołączy kolejnych 400 frankowiczów, którzy już czekają w blokach startowych. A może i więcej, bo wtedy informacja, że można dołączać, pojawi się w prasie. Szykuje się niezłe widowisko, bo przesłuchiwani mogą być szefowie banków, premierzy z lat 2005-2008, a więc Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, a także przedstawiciele UOKiK, KNF i ZBP. Szykujcie popcorn z podwójnym masłem.

REKLAMA

Pozew, który Sąd Okręgowy w Warszawie właśnie przyjął do rozpoznania, został złożony przez frankowiczów właściwie już w czerwcu 2020 r., a więc ponad półtora roku temu, ale dopiero teraz zajął się nim sąd.

A frankowicze idą szeroko, bo pozywają nie tylko Skarb Państwa, ale też premiera, przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego i prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów jako tych, którzy nie zapobiegli powstaniu frankowego problemu, a powinni.

Frankowicze: teraz uznanie winy, pieniądze później

Pozew dotyczy ustalenia odpowiedzialności Skarbu Państwa za szkodę poniesioną przez m.in. frankowiczów i powstałą na skutek niezgodnych z prawem działań lub zaniechań jednostek organizacyjnych Skarbu Państwa przy wykonywaniu władzy publicznej

— wyjaśnia Business Insiderowi radca prawny Radosław Górski, którego kancelaria prowadzi sprawę.

Jeśli sąd uznałby rację frankowiczów, to pomogłoby im wymusić na politykach stworzenie ustawowego rozwiązania problemu albo otworzyć drogę do odszkodowań w uproszczonych procesach, w których wykazać należy już nie winę, a wyłącznie wysokość szkody. Bo teraz, pozew grupowy nie opiewa na żadną kwotę. Gdyby sąd uznał, ze państwo rzeczywiście zawiodło, dopiero każdy frankowicz indywidualnie mógłby szacować swoje straty i formułować już indywidualne roszczenia.

Ten grupowy proces - jeśli rzeczywiście się rozpocznie - ma wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do wprowadzenia na polski rynek ryzykownych produktów bankowych obarczonych ryzykiem walutowym.

I szykuje się niezłe widowisko, bo przesłuchiwani będą prezesi banków, szefowie instytucji nadzorczych, a jak pisze „Fakt”, frankowicze będą domagać się przesłuchania również byłych  premierów z tamtego czasu (z lat 2005-2008, bo kredytów zaciągniętych w tym czasie dotyczy pozew) Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.

To będzie jak komisja śledczą, a jak jeszcze będzie transmitowana w telewizji, to już w ogóle szykuje się wielkie show! Po takiej akcji medialnej trudno będzie już politykom udawać, że to nie ich problem i zostaną wciągnięci w ten spór na dobre.

Czy sąd wyznaczy termin pierwszej rozprawy ws. pozwu frankowiczów?

Frankowicze przekonują, że mają mocne argumenty, w tym raport Najwyższej Izby Kontroli z 2018, który pokazuje m.in., jak szybko rosła liczba udzielanych we frankach kredytów w latach 2005-2008 mimo, że sami bankowcy w Białej Księdze Związku Banków Polskich już dawno wskazywali, że ryzyko walutowe jest wielkie. 

Sami bankowcy jednak nie pohamowali się mimo to, nie zatrzymało tej franków fali również państwo, a Rekomendacja S, zdaniem mecenasa reprezentującego frankowiczów w procesie grupowym, była wydana przez KNF za późno, a jej założenia były „rażąco nieadekwatne do ryzyka.”

Przypomnę tylko, że ZBP w 2005 r. zwracał uwagę na ryzyko walutowe i postulował nawet wprowadzenie zakazu udzielania kredytów walutowych osobom, które zarabiają w złotych. Nic takiego się nie stało, w rok później KNF wydał wspomnianą Rekomendację S, która zalecała bankom jedynie informowanie klientów o ryzyku walutowym, a dopiero w 2010 r. w ramach Rekomendacji T Komisja ograniczyła zbyt liberalną ocena zdolności kredytowej.

Dopiero w 2013 r. wydano bankom zakaz udzielania kredytów walutowych osobom, które nie zarabiają w walucie kredytu. Było już po zawodach.

Tymczasem dziś 90 proc. umów kredytowych we frankach jest przez sądy podważana jako te, zawierające wady prawne, a więc takie, które nie powinny zostać zawarte. A jednak, zawarto ich około miliona i nikomu w kraju to nie przeszkadzało.

Zresztą, na państwo chętnie winę zwaliliby nie tylko frankowicze, ale i same banki. Arkadiusz Szcześniak ze Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu w wywiadzie dla „Faktu” mówi, że „także one skarżą się, że muszą teraz oddawać pieniądze z odsetkami, które pobierały przez lata”.

A ja przypomnę, że jesienią ubiegłego roku Raiffeisen Bank International oświadczył, że oczekiwałby wprowadzenia rozwiązania ustawowego, które koszty ugód rozłożyłoby w równej części między banki, klientów i państwo. 

REKLAMA

A jednak, za frankowy problem możemy zapłacić wszyscy, bo Skarb Państwa to my.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA