REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton

Czas, by Polskę urządzili mądrzy i bogaci. Gówniarz, który chce mieszkanie, niech spada na wieś

Podzielmy Polaków na trzy grupy w zależności od bogactwa, a właściwie wysokości płaconych podatków. Jak ktoś płaci dużo, jego głos w wyborach waży więcej. I nie będziemy mieć też w końcu takich idiotycznych dyskusji, że mieszkanie prawem, a nie towarem, że mikrokawalerki mają metraż mniejszy niż przepisowy kojec dla psa. No i może w końcu ludzie przestaną wycinać sobie metki z drogich ubrań, wstydząc się swojego bogactwa. W końcu będą dumni, bo będą urządzać Polskę.

22.04.2022
6:03
Polski Ład i inflacja boli najbogatszych
REKLAMA

I nie mówcie mi o równości i dyskryminacji. Joanna Przetakiewicz wyjaśniła niedawno, że wystarczy chcieć zarobić i zacząć inwestować. Zarobienie fortuny to jedynie kwestia wprawy i nauki.

REKLAMA

Każdy może zostać milionerem w Polsce

A jak nie jesteście bogaci, to widocznie nie chcecie albo jesteście zbyt leniwi, żeby sięgnąć po książkę, która powie wam dokładnie, jak stać się milionerem. Bo przecież milionerem jest się wyłącznie z wyboru, a to, jak to zrobić, składa się jedynie z 21 tajemnic, jak w swojej książce udowadnia Brian Tracy. I każdą z nich odsłania.

Że teoria to jedno, a praktyka to co innego? Żadnych wymówek! W książce znajdziecie nawet praktyczne ćwiczenia, które pomogą wam wdrożyć teorię w życie i odnieść sukces finansowy. I to bez względu na własną sytuację życiową.

Ćwiczenie pierwsze z brzegu:

Już dziś postanów, że będziesz pracować codziennie dłużej. Przychodź do biura godzinę wcześniej i ochoczo zabierz się do pracy. Pracuj podczas przerwy na lunch, kiedy inni opuszczają biuro. Zostawaj o godzinę dłużej, a na pewno przyjdzie nagroda. Strategia ta sama w sobie podniesie twoją wydajność, a wymaga tylko o dwie godziny dłuższej pracy.

No więc to nieprawda, że nie możesz być bogaty. A skoro każdy może, to nie byłoby to żadną formą dyskryminacji, gdyby prawa wyborcze zostały zróżnicowane i głos bogatszego ważył więcej niż tego biednego. Bo skoro bogaty płaci do budżetu więcej podatków, to chyba ma prawo mieć do powiedzenia więcej, jak te pieniądze wydawać, prawda?

Dzięki debacie Macron – Le Pen wiemy już, co robić

Weźmy choćby kwestię podnoszenia bądź obniżania wieku emerytalnego. Platforma Obywatelska ten wiek podniosła, bo to racjonalne z ekonomicznego punktu widzenia, ale ludziom się to nie podobało. Wyczuł to PiS i dzięki temu wygrał kolejne wybory.

Teraz dokładnie ten sam temat przerabiają Francuzi tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich. I kampania wyborcza pcha polityków do populistycznych deklaracji w zakresie wieku emerytalnego albo przynajmniej chowania mało popularnych pomysłów podnoszenia tej granicy w ciemny kąt. Mądrzy wyborcy wiedzą, że wiek emerytalny podnosić trzeba, ale jest ich za mało. A może by tak sprawić, żeby głos tej mądrej mniejszości ważył więcej? Jak?

Twitter przychodzi z pomocą. Propozycja jest taka: siła głosu powinna zależeć od wysokości płaconych podatków. Im więcej płacisz, tym twój głos jest ważniejszy. Powinno się podzielić społeczeństwo na powiedzmy trzy grupy pod kątem siły głosu od 1 do 3. A wiadomo, jak ktoś bogaty, to i mądry.

Proste? Wtedy mądrzy ludzie decydowaliby o losach Polski i przynajmniej podejmowaliby mądre decyzje, a kraj by się rozwijał, zamiast wszystko przepijać. Szkoda, że potrzebowaliśmy debaty prezydenckiej we Francji, żeby to zrozumieć.

Większa waga głosu w wyborach motywowałyby też ludzi, by starać się o bogactwo. Czytelnictwo by wzrosło. No i przyzwoici zamożni ludzie przestaliby się wstydzić swojego bogactwa. A dziś? 

Jedna z Was wyznała, że wypruwa metki z ubrań, żeby nikt nie widział, gdzie je kupuje

– ubolewała niedawno Joanna Przetakiewicz. 

Toż to stygmatyzacja!

Lewactwo wszystko psuje. Niech jedzie na wieś!

Kto jest winny? Lewacy! Ci, którym nie chce się pracować po 16 ani nawet po 10 godzin dziennie, bo wolą pić latte, wypisując w social mediach, że coś im się należy. Takie na przykład mieszkanie. Nie, żeby ktoś miał im sprezentować na własność M3 na Powiślu, choć liberalna bańka to właśnie zarzuca bańce lewicowej. Ale żeby państwo miało dbać o to, żeby ludzie mieli szanse na dach nad głową, to i tak trochę za dużo. Przecież państwo to my, państwo nie ma własnych pieniędzy, dlaczego więc za nasze ma obcym ludziom zapewniać dach nad głowa? Można przecież sobie samemu iść do banku i wziąć kredyt.

A, sorry, teraz to już nie można, bo zdolność kredytowa się radykalnie załamała przy wzroście stóp procentowych, ceny mieszkań nieustannie rosną, a na wkład własny uzbierać trudno nawet, jak cię na ratę kredytu stać.

No ale co się burzysz? Wystarczy poczekać, aż rodzice umrą i dostaniesz swoje wymarzone mieszkanie, na które zarobili twoi rodzice, bo byli mniej leniwi niż ty.

Doskonale wykłada to Paweł Wroński z „Gazety Wyborczej”, którego ewidentnie drażnią te lewackie bzdury. Jest jednak na tyle uprzejmy, by lewaka nie zwyzywać, ale udzielić mu cennej rady: „na wsi stoją puste chałupy, tylko wyremontować”.

Ludzie, opanujcie się, przecież żeby mieć dach nad głową, nie musicie mieszkać w najdroższej dzielnicy najdroższego miasta w Polsce. Tylko jesteście zbyt leniwi, żeby z Podkarpacia spokojnie dojeżdżać sobie do pracy w Warszawie.

W PRL-u mieli łatwiej? Niech rozstrzygnie Ivona

No ale stało się! Wybuchła wielka dyskusja, kto ma w życiu gorzej, młodzi czy ich rodzice, którzy wchodzili w dorosłość w czasie PRL. Lewacy mówią, że rodzice mieli dobrze, bo dostawali mieszkania za darmo. Libki przypominają, że najpierw musieli poczekać 15 lat. 

No dobrze, to z innej strony. Rodzice w PRL to przynajmniej w mikrokawalerkach mieszkać nie musieli. A my dziś? Toż te metraże do wynajęcia są mniejsze nie przepisowy kojec dla psa! Bo jak taki pies ma do 50 cm w kłębie, to ustawa o ochronie zwierząt mówi, że powinien mieć kojec nie mniejszy niż 9 mkw., a jak pies ma w kłębie więcej niż 65 cm, to kojec powinien mieć przynajmniej 15 mkw.

Tylko jakby to powiedzieć? Może i w 1989 r. nikt nie próbował sprzedawać mikrokawalerek, ale przeciętna powierzchnia jednego mieszkania wynosiła wówczas 60,5 mkw., a w 2017 r. już 74 mkw. W tych mieszkaniach dziś też jakoś jakby luźniej. W 2017 r. w jednym mieszkaniu przeciętnie mieszkało 2,66 osoby, podczas gdy w 1989 r. 3,42.

A więc jednak to dzisiejsza młodzież wchodząca w dorosłość ma lepiej? Zaraz, bez pochopnych wniosków. Znany twitterowy „ekonomista” proponuje debatę. Niech to rozstrzygną: inteligentny krab, ksiądz o zielonych włosach, profesor ziołolecznictwa specjalizujący się w polityce mieszkaniowej, syntezator mowy Ivona, właścicielka czterech brzydkich psów, masaj i doktorant SGH.

REKLAMA

Tyle nam zostało, bo politycy do takiej prawdziwej debaty na temat polityki mieszkaniowej nie mają ochoty stawać. Może dlatego, że wybrali ich nie ci wyborcy, co powinni? No i w ten sposób wracamy do początku i zmiany wag w prawie wyborczym.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA