Ciekawostki / Samochody używane

ZAZ Forza to ukraińska Izera. My planujemy zrobić to, co oni zrobili już dawno

Ciekawostki / Samochody używane 17.03.2023 949 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 17.03.2023

ZAZ Forza to ukraińska Izera. My planujemy zrobić to, co oni zrobili już dawno

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski17.03.2023
949 interakcji Dołącz do dyskusji

Własny samochód w kooperacji z Chińczykami: Ukraińcy zrobili to już wiele lat temu, my dopiero się szykujemy.

Ktoś niedawno przysłał mi zdjęcie samochodu spotkanego w ruchu ulicznym z pytaniem co to jest. Zagadka na pierwszy rzut oka wydaje się trudna, bo auto jest „podobne zupełnie do nikogo”.

Fot. Łukasz

A to przecież ZAZ Forza Liftback produkowany w latach 2009-2015 w ukraińskiej fabryce w Zaporożu. Sprzedawano go na rynku wewnętrznym, ale i eksportowano do Rosji. W rzeczywistości ten mały samochodzik to kopia chińskiego Chery A13, którego montowano też w Iranie pod marką MVM i w Brazylii – jako Chery. Na rynku ukraińskim ZAZ Forza został następcą modelu Sławuta, którego możecie pamiętać z jego niesłychanie pokracznej stylizacji.

W pewnym momencie fabryka ZAZ produkowała trzy podobne samochody

To jest model Chance (u nas znany jako Daewoo Lanos), Vida (u nas Chevrolet Aveo) i właśnie Forza, która była najtańszym, bazowym modelem, jako jedyny mającym korzenie chińskie. Zwracam uwagę, że Ukraińcy robili u siebie chiński samochód już trzynaście lat temu, a my z projektem Izera dopiero się do tego szykujemy. Tak, wiem że nasz będzie elektryczny.

ZAZ Forza był tani i umiarkowanie dobry

Znalazłem przetłumaczoną na język polski stronę z opiniami użytkowników tego wozu z Ukrainy. Dostępna była tylko jedna wersja silnikowa, tj. benzynowy 1.5 z manualną skrzynią biegów. Silnik zresztą nie był chiński, tylko austriacki, opracowany przez firmę AVL. W każdym razie nabywcy ze wschodu mieli dość mieszane uczucia w stosunku do swoich ZAZ-ów. Narzekali na gumiasty układ kierowniczy, stukające zawieszenie i wycieki z układu kierowniczego. Zawieszenie było twarde, ale za to samochód wpadał w nadsterowność, więc udało się uzyskać idealny kompromis między brakiem komfortu a złym prowadzeniem. Fatalnie oceniano też fabryczne opony, jako niesłychanie hałaśliwe. Po stronie plusów – umiarkowane zużycie paliwa, duży bagażnik, prosta konstrukcja i dobra obsługa posprzedażna. Oczywiście na wszystko należało patrzeć przez pryzmat niskiej ceny, gdzie ZAZ Forza konkurował z najtańszymi Ładami, a nawet Renault Logan było droższe.

Ale nie o tym chciałem mówić, bo ZAZ Forza dał mi do myślenia

Dał mi do myślenia w tej kwestii, że to właściwie nie jest żaden problem, żeby stworzyć samochód narodowy. Moglibyśmy po prostu kupić jakąś chińską licencję np. na Wulinga Bingo i zacząć go montować u nas, np. pod marką Orlen albo coś tego typu, i cyk, polski samochód narodowy gotowy. Całe takie przedsięwzięcie jest do zrobienia w ciągu jednego roku, nie trzeba budować od zera fabryki, robić wielkich prezentacji i badań, wydawać 500 mln zł z publicznej kasy. Co więcej, te samochody miałyby jakiś poziom sprzedaży, z jednej strony napędzany efektem nowości, z drugiej – zamówieniami państwowymi, jak za PRL. Można by je też eksportować, jako elektryczne, do krajów ościennych. Wszystko to można było zrobić już dawno, tak jak Ukraina z ZAZ-em. Wydaje się jednak, że w ogóle w takim kierunku nie idziemy i że Izera nie bez powodu rymuje się z innym polskim samochodem na „A”, który też jakby niespecjalnie w końcu powstał.

Nie ma się co oszukiwać, że opracujemy własny samochód

Nic nie ma do opracowania, bo wszystko już jest dawno opracowane. Obecnie projektowanie samochodów to wyważanie otwartych drzwi. Może czasem design nie jest za piękny, jak w przypadku ZAZ-a Forzy, ale to nie szkodzi, bo odpowiedni marketing sprzeda wszystko. Tymczasem my obraliśmy najtrudniejszą i najdroższą drogę, ale wiesz, my jako konsultanci dostajemy od tego 20 proc. sumy kosztów, więc im on jest droższy ten polski samochód… koniaczek?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać