Wiadomości

Miałem sprytny plan, jak kupić nowy samochód. Przeliczyłem się tylko o 100 000 zł

Wiadomości 22.05.2022 84 interakcje

Miałem sprytny plan, jak kupić nowy samochód. Przeliczyłem się tylko o 100 000 zł

Piotr Barycki
Piotr Barycki22.05.2022
84 interakcje Dołącz do dyskusji

Zakup nowego samochodu to nie taka prosta i szybka decyzja, więc postanowiłem skorzystać z doświadczeń starej szkoły. Niestety nie było to najlepsze podejście.

A było tak:

W 2016 r. na rynku pojawiła się Alfa Romeo Giulia.

A że już wtedy wiedziałem, że jeśli miałbym kupić jakikolwiek nowy samochód, to musiałby to być samochód w jakiś sposób ciekawy – plus dodatkowo jedną Alfę Romeo już wtedy miałem – plan wydawał się oczywisty.

Należało zrobić tak, jak wiele osób robiło przez poprzednie lata – wybrać sobie jakiś nowy-nowy model, który nam się podoba, przeczekać pierwsze roczniki, żeby zobaczyć, czy i co się szczególnie psuje, przeczekać jeszcze lifting, gdzie większość tego poprawią, a potem poczekać do końca produkcji i celować w jakieś wyprzedaże z samej końcówki. W rezultacie w niezłej cenie dostawaliśmy nadal dość świeży model, ze zweryfikowaną historią (nie)zawodności. Brzmi jak złoty interes.

Pomysł wydawał się nawet lepszy niż w takim ogólnym zarysie, bo – mimo że Giulia miała być dla Alfy Romeo ratunkiem – chyba sporo osób przeczuwało, jak to się skończy, jeśli chodzi o ogólną popularność i sprzedawalność tego modelu. Tak, super jeździ, tak, dobrze wygląda, tak, fajne silniki i napęd na tył, a teraz proszę mi zapakować tego Passata. Zresztą chyba nikt jakoś specjalnie poważnie do tego modelu nie podchodził, biorąc pod uwagę, że jeden z pierwszych cenników – który nadal wisi na stronie Stellantis – był napisany Comic Sansem:

zakup nowego samochodu

Poszperałem więc trochę w internecie, popytałem tu i tam, żeby dowiedzieć się mniej więcej, za ile (albo raczej: z jakim rabatem) kupowało się 159 pod koniec jej rynkowego życia i decyzja została w sumie podjęta.

Jaka? Taka, że poczekam sobie spokojnie, aż te wersje wyceniane na 129-139 tys. zł zostaną jeszcze trochę przecenione – w końcu wszyscy widzieli, jaka była sprzedaż – a potem ja, cały na losowe kolory, wejdę sobie tanecznym krokiem do salonu, powiem: panie, daję 99 999 zł brutto i zabieram to takie czerwone zakurzone z placu, drukuj pan umowę i lecimy.

Teoretycznie ten moment powinien nadejść mniej więcej za dwa lata.

Ale już teraz wiem, że nie nadejdzie, a najlepszy moment na zakup samochodu to było pewnie kilka lat temu. COVID-owy kryzys i trwająca obecnie wojna w Ukrainie, a także pewnie masa innych czynników sprawiły, że dziś, wchodząc na stronę Alfy Romeo, zobaczymy taki obrazek:

zakup nowego samochodu

Tak, najtańsza Giulia nie kosztuje już 100 000 zł plus VAT, a niemal równe 200 000 zł – o 100 000 zł więcej, niż planowałem na nią przeznaczyć w moim pozbawionym wad planie, który w obecnych realiach okazał się pozbawiony, ale nie wad, a sensu.

W tej chwili, gdybym wszedł do salonu z moim zaplanowanym tekstem, sprzedawca albo zapytałby mnie o to, kiedy zamierzam spłacić drugą ratę kredytu 50/50, albo wezwał ochroniarza, żeby wyprowadził kolejnego wariata, który dalej chciałby kupować samochody, jakby wciąż był 2015 r.

Co wynika z tej ogólnie niezbyt ciekawej historii?

Że takie czajenie się – kiedyś całkiem rozsądne – dzisiaj niemal kompletnie traci już sens. Producenci, jeden po drugim, zaczynają coraz głośniej przyznawać, że walka na cenę i produkowanie tańszych modeli, nawet niezbyt tanich marek, to przeszłość. Ostatni miesiąc w Europie był pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy wręcz katastrofalny, a pewnie i tak nie przeszkodzi to specjalnie producentom w ogłoszeniu za rok rekordowych wyników.

Oczywiście pocovidowe zamieszanie kiedyś w końcu się skończy – podobnie jak wojna – a łańcuchy dostaw powrócą do jako-takiej sprawności. Tylko czy ktoś zdecyduje się z tej okazji obniżyć ceny sprzedawanych przez siebie samochodów? Oczywiście, że nie, bo i dlaczego miałby tak zrobić. Skoro ludzie kupują teraz – mniej, ale dalej zgadza się wynik w Excelu na koniec roku – to znaczy, że jest dobrze. Skorą są gotowi czekać i po 18 miesięcy na swój egzemplarz – jest dobrze.

I pewnie nawet po tym, jak sytuacja się uspokoi, nadal wcale nie będzie tak łatwo o samochód od ręki. Ludzie będą pamiętali, że niedawno był problem z dostępnością, więc jeszcze przez lata będą pewnie zgarniać z placu cokolwiek, co na nim jest, tak na wszelki wypadek, gdyby niedługo miało znowu zabraknąć.

W sumie więc wychodzi na to, że oszczędziłem 99 000 zł i zostałem z całkiem niezłą – choć starszą – Alfą Romeo. Absolutnie nie będę na to narzekać – choć gdyby była z napędem na tylną oś…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać