Ciekawostki

Wspomnień czar – mój dawny Lexus GS300 z silnikiem 2JZ pojawił się w ogłoszeniach

Ciekawostki 03.11.2022 72 interakcje

Wspomnień czar – mój dawny Lexus GS300 z silnikiem 2JZ pojawił się w ogłoszeniach

72 interakcje Dołącz do dyskusji

Mój dawny Lexus GS300 pojawił się w ogłoszeniach. Skąd o tym wiem? Dziś rano, gdy spojrzałem w telefon, to link do niego zdążyło podesłać mi kilka osób. Wróciło wiele wspomnień. Oto historia Lexus Force One.

Zacznijmy od początku. Pamiętam, jak spotkałem kiedyś na spocie mojego znajomego, który przyjechał takim Lexusem. Bardzo chciał pokazać mi swoje auto, a ja przystałem na propozycję wycieczki. Na początku stary japoński sedan niczym specjalnym mnie nie urzekł, ale w pewnym momencie Mateusz podniósł maskę i pokazał silnik. To był kultowy 2JZ. To (prawie) ta sama rzędowa szóstka, którą miał w swojej pomarańczowej Suprze główny bohater pierwszej części filmu Szybcy i Wściekli. To zryło mi beret i w tamtym momencie zdecydowałem, że muszę mieć takie auto.

Lexus GS300

Zacząłem szperać i okazało się, że wolnossąca odmiana 2JZ jest nie tylko w Lexusie GS300 pierwszej generacji, ale jeszcze w innych Lexusach – np. GS300 drugiej generacji oraz IS300 pierwszej generacji (w Europie sprzedawanej tylko jako kombi Sport Cross). IS300 to nie mój styl, ale GS300 drugiej generacji wydawał mi się najciekawszą opcją, żeby mieć pod maską kultowe 2JZ. Dla dociekliwych wytłumaczę, że zasadniczo 2JZ występował jak wersja GE oraz GTE. W Suprze były obie wersje, ale legendą obrosła podwójnie doładowana odmiana GTE. Za to w tym artykule cały czas mówimy o wolnossącej wersji GE. Dziś GE jest prawie tak samo poszukiwane jak GTE, ale to temat na inny materiał.

Poszukiwania idealnego GS300

Zacząłem szukać takiego auta i o pomoc poprosiłem Krzyśka – założyciela Megablast Speed Parts. Z Krzysiem objeździliśmy pół Polski i obejrzeliśmy kilkanaście aut. Z każdym było coś nie tak. Oglądając ostatniego, byłem już zrezygnowany. Dobra, kupmy go – powiedziałem, ale Krzysiek mnie zastopował. Daj spokój – sprzedam Ci mojego GS300 Mk1. Przystałem na to bez oglądania jego auta – widziałem je kiedyś na zlocie i podobało mi się. To był strzał w dziesiątkę.

Pamiętam, jak Krzysiek przyjechał Lexusem pod mój dom. Wtedy tak naprawdę pierwszy raz zobaczyłem, co kupiłem. Zakochałem się od samego początku. Ta ogromna (prawie 5-metrowa), czarna limuzyna była moja. I jeszcze ten silnik 2JZ. W końcu spełniałem dziecięce marzenia o Fast and Furious.

Lexus GS300 – dałem mu wszystko, co tylko miałem

Lexusowi od początku oddałem wszystko, co miałem. Forsę, pasję i czas. Musiałem założyć instalację LPG. Wiem, co pomyślicie – bluźnierca, heretyk, ale dla mnie to była sprawa życia i śmierci. Bez LPG nie byłoby mnie stać, żeby nim jeździć. A po co mi pomnik? Wiec założyłem podtlenek gazotu najdyskretniej jak to tylko możliwe. Schowane zostało wszystko, łącznie z wyświetlaczem w kabinie (jest w podłokietniku). Po tym, jak Lexus przeszedł tę najważniejszą przeróbkę, to przyszedł czas na ciekawsze modyfikacje.

Megablast już wcześniej zrobił kilka rzeczy. Auto było delikatnie obniżone sprężynami HKS i miało z tyłu blendę od swojego japońskiego odpowiednika – Toyoty Aristo. Ale dla mnie to było za mało – wiedziałem, że Lexus potrzebuje jeszcze kompletu pięknych felg. Wybór padł na 19-calowe obręcze Impul z Japonii. Impul to tuner blisko powiązany z Nissanem, ale wzór felg Presi idealnie pasował do GS300. To te same obręcze, które auto ma do dziś i dumnie się na nich toczy.

Ten Lexus GS300 robił wrażenie

Mój romans z Lexusem trwał jakieś trzy lata i mam z tego okresu bardzo wyraziste wspomnienia. Chorobliwie dbałem o ten samochód. Pamiętam, że kiedyś znajomy chciał go zobaczyć i zaprosiłem go na parking podziemny, gdzie auto rezydowało. Tego dnia padało i przewiozłem go jedynie… po parkingu.

Lexus GS300

Przypomina mi się też kilka innych sytuacji z ulic Łodzi. Doskonale pamiętam, jak dostałem na skrzyżowaniu „OK-ejkę” od kierowcy Nissana GT-R. Innym razem ktoś zjechał za mną na stację benzynową, żeby zobaczyć GS-a z bliska i mi pogratulować. To było bardzo miłe. Kiedyś moja żona zabrała Lexusa i jak kupowała kawę na stacji paliw, to koło samochodu zaczęli kręcić się jacyś zajawkowicze. Gdy podeszła do wozu i go otworzyła, to nie mogli uwierzyć, że to właśnie ona nim przyjechała. Kilka razy jej dopytywali, czy aby na pewno to jej auto.

Lexus Force One

Lexusowi założyłem nawet fanpage, a samochód otrzymał ode mnie pieszczotliwą nazwę LF1, czyli Lexus Force One. Inspirowałem się butami Nike oraz samolotem prezydenckim w USA. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy bodaj rok później Lexus zaprezentował prototyp, który nazwał LF-1 Limitless. Byłem z siebie dumny, że mój pomysł był równie dobry, co projektantów japońskiej marki.

Żegnaj przyjacielu

Po mniej więcej trzech latach przyszedł czas na rozstanie. Wystawiłem auto za niespotykaną jak na tamte czasy kwotę. Chciałem sprzedawać, ale nie sprzedać. Okazało się, że pierwszy klient kupił go kilka dni później. Również pasjonat – mamy kontakt do dziś i to m.in. on podesłał mi link do aktualnego ogłoszenia.

Lexus GS300 jest znowu do kupienia

A właśnie, ogłoszenie… no bo samochód znów jest do kupienia. Okazuje się, że kilka razy zmieniał ręce od czasu mojej kadencji, ale najwyraźniej wyszło mu to na dobre. Muszę przyznać, że wszystko, co jest napisane w treści anonsu (i jestem w stanie potwierdzić jako poprzedni właściciel) jest prawdą. Nawet to banalne stwierdzenie „jedyny taki”. Tak jest, bo w tej części Europy to faktycznie jedyny taki egzemplarz. Najbardziej rozczuliło mnie, że w tytule wciąż widnieje przydomek LF1 – nie sądziłem, że ta werbalna pamiątka pozostanie z czarnym GS300 na lata. Jeśli wszyscy moi następcy dbali o Lexusa równie dobrze, co ja, to nowy właściciel będzie z niego zadowolony.

Wspomnień czar

Na koniec chciałbym dodać coś, co trapi mnie od lat. Jak sprzedałem GS300 to nagle moje notowania, jako „petrolheada” na mieście drastycznie spadły. Było mi wtedy bardzo przykro, ale chyba wszyscy mieli racje. Okazało się, że nigdy już nie miałem auta, które byłoby tak rozpoznawalne i tak „dobre”. Nie mówię tutaj o niezawodności, ale o tym jak maszynę postrzegało środowisko. Każdy mój późniejszy pomysł na gablotę był z góry skazany na niedosyt. Za wysoko udało mi się wtedy zawiesić poprzeczkę…

Zdjęcia z ogłoszenia są autorstwa obecnego właściciela i zostały użyte zgodnie z prawem cytatu

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać