Felietony

Goniłem kobietę, która widziała ciemność. Światła do jazdy dziennej ją zdradziły

Felietony 09.10.2023 50 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 09.10.2023

Goniłem kobietę, która widziała ciemność. Światła do jazdy dziennej ją zdradziły

Piotr Szary
Piotr Szary09.10.2023
50 interakcji Dołącz do dyskusji

Zbliża się zima, a to oznacza, że lada chwila te słoneczne godziny wielu z nas będzie spędzać w pracy, natomiast do pracy i z niej będziemy podróżować w ciemnościach. A światła do jazdy dziennej bywają… za dobre. Choć to nie jest jedyny problematyczny element wyposażenia nowoczesnych aut.

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie sytuacja sprzed kilku dni: po zmroku wyszedłem z domu po drobne zakupy i gdy zbliżałem się do drogi głównej, zauważyłem Toyotę Yaris poprzedniej generacji. Samo w sobie nie byłoby to szczególnie dziwne, gdyby nie jeden detal: auto miało włączone wyłącznie światła do jazdy dziennej, co przy stosunkowo słabym oświetleniu ulicznym sprawiało, że pojazd w ciemnym kolorze był od tyłu prawie że niewidoczny.

Tak się złożyło, że rzeczony Yaris skręcił w boczną uliczkę, a ja skojarzyłem, gdzie zwykle parkuje (tj. blisko) i pogalopowałem na miejsce by, cóż… zwrócić uwagę kierowcy, no bo bez przesady. Ale żebyście widzieli, w jak ciężkim szoku była właścicielka auta, gdy jej uświadomiłem, co właśnie zrobiła (prezentacja obejmowała też włączenie świateł mijania dla lepszego efektu i dramaturgii).

światła do jazdy dziennej
Yaris Hybrid po drugim liftingu – podobny do tego, którego widziałem.

Utwierdziło mnie to w mniemaniu, że światła do jazdy dziennej to element, którego kierowcy nie potrafią używać

Część problemów wynika ze zwykłej nieznajomości przepisów – i dlatego np. podczas opadów nagminnie widzimy samochody poruszające się z włączonymi DRL-ami (Daytime Running Lights), choć włączone powinny być wtedy światła mijania. Jednak problemy takie jak ten powyżej wynikają z czegoś zgoła innego – a właściwie to nawet z kilku takich powiązanych ze sobą cosiów, tylko częściowo związanych bezpośrednio z tymi światłami.

światła do jazdy dziennej

Po pierwsze: światła do jazdy dziennej często są całkiem mocne

Daleki jestem od stwierdzenia, że są zbyt mocne, co to to nie – mają swoje konkretne zadanie i do jego należytej realizacji muszą świecić odpowiednio mocno. Świecą więc zauważalnie lepiej od świateł pozycyjnych i w niektórych modelach… nawet jako-tako oświetlają drogę po zmroku. No, przynajmniej do momentu, gdy nie porównamy sobie tego ze światłami mijania, choćby najbardziej byle jakimi halogenami.

W zasadzie to nawet byłbym w stanie uwierzyć, że porządne DRL-e świecą lepiej od starych, słabych i zużytych reflektorów głównych, ale to akurat jest sytuacja czysto hipotetyczna – jeśli ktoś jeździ gratem ze świeczkami zamiast reflektorów, to wysoce wątpliwe jest, by kupił do niego jakieś super-mocno świecące, topowe światła do jazdy dziennej.

Po drugie: kierowcy nie zwracają uwagi na kontrolki

No, może łaskawie rzucą okiem, jeśli dana kontrolka jest koloru czerwonego. Ale zielona kontrolka świateł pozycyjnych lub (w niektórych samochodach) kontrolka świateł mijania w tym samym kolorze? A gdzie tam, to jest dla kierowców zupełnie niewidoczne. Skoro coś się z przodu auta świeci, no to chyba wszystko jest okej.

Po trzecie: ODDAWAĆ ZWYKŁE ANALOGOWE WSKAŹNIKI

Światła i kontrolki to jedno, ale kolosalnym problemem są też wskaźniki w nowych samochodach. Przypomnijcie sobie, jak było wcześniej: dopiero po zapaleniu świateł pozycyjnych włączało się podświetlenie wskaźników. Jednym z wyjątków były Toyoty ze wskaźnikami typu Optitron, ale… no właśnie, to były wyjątki. Potem coraz więcej aut otrzymywało od producenta wskaźniki, które były podświetlane zawsze, niezależnie od nasłonecznienia (zmieniała się jedynie siła podświetlenia).

I komu to przeszkadzało?

Obecnie jest już natomiast totalna masakra, bo coraz większa liczba aut ma już nawet nie tyle wskaźniki, co ekrany. A ekran… świeci zawsze. Nie jest to może nic takiego dla świeżo upieczonych kierowców, ale spodziewam się, że może wprowadzać w błąd kierowców z większym stażem, którzy mają zakodowane, że podświetlenie = włączone światła.

Co z tym wszystkim można zrobić?

W zasadzie niewiele, pomijając zaczepianie ludzi w celu zwrócenia uwagi. Ot, jeśli sami akurat podróżujemy autem, to możemy komuś mignąć światłami drogowymi, mając nadzieję, że zrozumie. A tak naprawdę to większości kierowców wystarczyłby po prostu czujnik zmierzchu – ba, w niektórych markach nawet stosuje się takie, których nie da się wyłączyć. Kiedyś sądziłem, że taki niewyłączalny czujnik to głupi pomysł, ale może… wcale nie?

Peugeot 508 awarie

 

Zdjęcie główne: Obraz Kev z Pixabay

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać