Relacje

Przejechałem 343 km z Krakowa do Warszawy na rowerze-gracie. Kierowcy byli wyrozumiali

Relacje 06.08.2022 60 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 06.08.2022

Przejechałem 343 km z Krakowa do Warszawy na rowerze-gracie. Kierowcy byli wyrozumiali

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski06.08.2022
60 interakcji Dołącz do dyskusji

Jak to jest być długodystansowym rowerzystą w Polsce? Wygląda na to, że coraz lepiej. Moja 343-kilometrowa trasa pozwoliła mi zauważyć, że wyprzedzanie rowerzystów na grubość kartki papieru zdarza się coraz rzadziej.

Miałem ten plan już w 2020 r., ale wtedy skończył się po 120 km. Musiałem zakończyć podróż i kupić Mazdę Demio, żeby pojechać dalej. Tym razem przygotowałem się o wiele lepiej. Najpierw kupiłem odpowiedni rower marki Hercules.

Wspaniały egzemplarz wisiał podobno 30 lat u Niemca na ścianie. Rzeczywiście, był jak wyciągnięty z formaliny. Zrobiłem mu ogólny przegląd przed wyjazdem. Następnie doczepiłem do niego dwie sakwy, przy czym jedna była powiedzmy „od kompletu”, ale druga to sakwa na kierownicę, którą ja zamontowałem do bagażnika tylnego. Wymagało to dorobienia stelaża. Moim zdaniem jest to bardzo postarane.

Do Krakowa pojechałem pociągiem

Przewóz roweru pociągiem kosztuje 9,10 zł i można skorzystać z wieszaka w przedziale rowerowym w Pendolino. Rower elegancko się na tym wieszaku zmieścił, choć jest naprawdę ogromny. Zawieszenie go jednak wymaga sporo siły i oczywiście zdjęcia sakw. Zabrałem minimum rzeczy, więc cały sprzęt nie był przesadnie ciężki. Pewnym wyzwaniem było wydostanie się z dworca w Krakowie, najpierw z rowerem, a potem wyjazd na ulicę. Nie ma za bardzo żadnych oznaczeń i trafia się od razu na jakieś gigarondo, po którym nie wiadomo jak jechać. To nie jest tak, że w Krakowie brakuje dróg rowerowych, jest ich całkiem sporo i jedzie się nimi zupełnie dobrze. Problemem są ogromne ronda i megaulice przecinające to miasto. Zawsze jestem w szoku, będąc w Krakowie, jak to miasto jest jednocześnie małe, a zarazem wszystko jest w nim od siebie tak oddalone.

W pierwszym dniu przejechaliśmy trasę Kraków-Małogoszcz

To 112 km z przewyższeniem 1 km. Szybko zorientowałem się, że biegi w moim Herculesie nie są za bardzo górskie, są raczej szosowe. Do podjeżdżania pod górę to on się średnio nadaje. Ale jakoś dałem radę, a nawet powiem, że jechało się dobrze, zwłaszcza w porównaniu z resztą trasy. Początek był trudny, bo prowadził po ruchliwej drodze, ale o dziwo wszyscy wyprzedzali nas w znośnej lub nawet dużej odległości. Parę razy zdarzyło się, że ciężarówka musiała chwilę poczekać na wyprzedzanie, ale jej kierowca nie trąbił ani nie próbował nas staranować. Normalnie cywilizacja!

W pociągu.
Spot Herculesów w Krakowie.

Przy okazji przypomnę, nie jedźcie na taką wyprawę bez kremu do opalania

Słońce usmaży Was jak mięso na kebaba. Zawsze miałem też przy sobie wodę i napój izotoniczny i piłem je na przemian, to najlepsze rozwiązanie. Niestety, wąskie opony typu 25c to zdecydowanie nie jest konfiguracja na polskie drogi. Niby mamy asfalt, ale on się tak dynamicznie zmienia i jest często tak pofalowany, że na cienkiej oponie nie idzie na tym jechać („nie poradzi na tym jechać, jeśli są wśród czytelników Ślązacy). Zresztą nie wiem czy mam się tu czym chwalić, ale opony to miałem tak straszne, że dojechały z Krakowa aż do Warki, przynajmniej tylna. To były oryginalne opony od tego roweru, przetrwały ponad 30 lat – można je trochę szanować. We znaki dały mi się też twarde siodełko i równie twarda owijka kierownicy, teraz robi się miękkie i bardziej gąbczaste owijki.

Małogoszcz to małe miasteczko z wielką cementownią

Nie da się rozmawiać z mieszkańcem Małogoszcza dłużej niż przez minutę, żeby nie padło słowo „cementownia”. Nawet drogowskazy prowadzące na Małogoszcz mają napisane „cementownia”. Tam się zdrzemnęliśmy i na drugi dzień ruszyliśmy w dalszą drogę. I tu pojawił się największy problem, ponieważ zawierzyliśmy instytucji znanej jako „szlak rowerowy”. Szlak rowerowy jest to taki wymysł, że ktoś wymalował trasy rowerowe, które teoretycznie są ciekawe i powinny prowadzić albo wzdłuż ciekawych zabytków, albo wzdłuż ciekawej przyrody.

Cementownia.
Przyroda.

Niestety, jestem niemal pewien, że ten kto planował te szlaki, nigdy w życiu nie przejechał ich na rowerze. Trudno mi bowiem pojąć, w jaki sposób piaszczysta łacha, którą ledwo przejeżdża ciągnik, może zostać nazwana szlakiem rowerowym. Być może jest to szlak do prowadzenia roweru, a być może po prostu szlak nas trafił od tych koszmarnych fragmentów drogi. W każdym razie, jadąc dłuższy odcinek i widząc drogę szutrową prowadzącą w las, nie skręcajcie tam, bo nie przejedziecie, nie ma szans.

Przełożenia Herculesa są niezbyt… górskie.

Naszym drugim przystankiem był Radom

Nigdy nie byłem w Radomiu inaczej niż przejazdem, a tym razem mogłem się zdrzemnąć przy rynku w hostelu, gdzie stoją dwa skutery Osa i dwie SHL-ki, bardzo dobre miejsce – polecam. Ogólnie Radom jest strasznie mieszany, momentami piękny, momentami straszny. Można znaleźć np. opuszczoną XIX-wieczną drukarnię w jakimś przypadkowym podwórzu, gdzie prawie nikt nie zagląda, a 200 m dalej mamy centralny plac (nie rynek, rynek jest gdzie indziej), gdzie ludzie jedzą lody, a dzieci pluszczą się w fontannie.

Radom

Z Radomia ruszyliśmy już do Warszawy, z przystankiem na kebaba w Warce i na soczek lub kawkę w znanej kawiarni rowerowej w Górze Kalwarii, wjeżdżając do Warszawy od strony mostu południowego.

W Warce zauważyłem, że tylna opona już się poddała.

Problemy takiej długiej wyprawy są inne, niż można byłoby się spodziewać

To nie bolące nogi są głównym kłopotem, ale cierpnące nadgarstki, poparzenia słoneczne i gniotące siodełko. Oraz wiatr, którego tym razem na szczęście prawie nie było. Z czasem, jak zauważyłem, wcale nie zaczynasz jechać wolniej, raczej nawet szybciej. Pod koniec trasy cisnąłem mocniej niż na jej początku. Niestety, po 343 kilometrach takiej jazdy rower nadaje się do serwisowania, a na pewno do mocnego mycia.

Taki tam mostek. Przechodziłem go z 15 minut.

W każdym razie w tym roku udało mi się już zrealizować wakacje samochodowe:

Rowerowe – jak powyżej, a teraz czekają mnie jeszcze kolejowe. Gorąco zachęcam do turystyki rowerowej, bo jest wspaniała, ale nie bądźcie nierozsądni i nie podejmujcie wyzwań jak pan Stasiek, bo zrobicie sobie krzywdę. A jeśli jedziecie samochodem i wyprzedzacie rowerzystę w dużej odległości, to jesteście fajnymi kierowcami.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać