Przegląd rynku / Samochody używane

Przegląd ofert: rozpoczęcie roku szkolnego, czas na SUV-a

Przegląd rynku / Samochody używane 31.08.2020 500 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 31.08.2020

Przegląd ofert: rozpoczęcie roku szkolnego, czas na SUV-a

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski31.08.2020
500 interakcji Dołącz do dyskusji

Rozpoczęcie roku szkolnego za pasem. Najwyższy czas kupić wielkiego SUV-a do wożenia dzieci do szkoły. 

Takiego, żeby był Większy Niż Inne, żeby nasze dziecko było zawsze ekstremalnie bezpieczne. W razie kolizji niech giną inni. Takiego, żeby można było wjechać na bardzo wysoki krawężnik, specjalnie zaprojektowany tak, żeby auta nie mogły na niego wjechać, i zaparkować na chodniku lub trawniku, bo inaczej Gabrysia lub Kubuś będą musieli iść do wejścia z 50 metrów. A do tego te wszystkie zalecenia koronawirusowe – każda klasa wchodzi innym wejściem, rozpoczęcie zajęć w różnych godzinach, to naprawdę utrudnia temat, bo czasem trzeba podjechać pod wejście od strony stołówki, czyli tu kawałeczek przez park i tam parę metrów po chodniku… to nie są proste rzeczy. Tylko duży SUV może nas uratować.

Budżet ustalam na 50 tys. zł

Trochę z tarczy koronawirusowej, trochę bezzwrotnej pożyczki z samorządu, totamto i jakoś tam się zbierze. Kryteria są następujące: SUV ma być wielki, ale nie absurdalny i nie straszyć kosztami utrzymania, więc Range Rover i Porsche Cayenne odpadają. Nie musi być siedmioosobowy i nie musi mieć napędu 4×4. Autem będzie jeździć głównie żona i to przeważnie na krótkim dystansie, ale za to w korku. Wysoko ceniona będzie więc automatyczna skrzynia biegów. A reszta to wiadomo, jak najświeższy rocznik i jak najmniejszy przebieg. Oto siedem propozycji ułożonych w zupełnie losowej kolejności.

Numer jeden: Jeep Commander

Bardzo duży Grand Cherokee dla tych, dla których Grand jest niedostatecznie Grand. Ma jedną wadę – mało miejsca w środku, mniej więcej jak europejskie auto kompaktowe. To nie szkodzi, ma robić wrażenie na zewnątrz, i robi. Poza tym nie jest to aż tak wielki samochód, przy długości 478 cm jest zaledwie średni jak na największego SUV-a w gamie.

Liczba ogłoszeń to mniej niż 20 sztuk. Commander nigdy się jakoś nie przyjął. Silniki benzynowe trzeba zagazować, bo wsysają paliwo jakby były specjalnymi maszynami do wsysania paliwa, a mercedesowski diesel 3.0 nie jest zły, dopóki się nie zepsuje i nie zacznie np. kapać olejem, bo wtedy zaczyna robić się bardzo drogo. No i też mało nie pali.

Najbardziej absurdalne ogłoszenie jakie widziałem, to sprzedaż udziału w pojeździe wynoszącego 51%. Ciekawe gdzie to jest zapisane, bo jeśli bierze się dowód rejestracyjny, to tam współwłaściciele posiadają równe części składowe. I jak to potem wyegzekwować – ja mam 51% pojazdu, więc będę jeździł kiedy chcę. To wygląda jak jakieś porachunki rozwodowe, na wszelki wypadek tego nie dotykajcie.

Dosyć słono liczy sobie za swojego Commandera 5.7 pan Michał z Warszawy. Cena oczywiście podlega negocjacji, więc ciekawe za ile ostatecznie pójdzie ten samochód z przebiegiem 300 tys. km i rośnie. Pan Mateusz proponuje 44 500 zł za SUPER MEGA DOINWESTOWANĄ życiową pasję, którą nie ma kiedy jeździć. Ze zdjęć pasja wygląda całkiem nieźle, no i jest od właściciela, a to zawsze działa na plus. Na pisanie opisu czasu nie marnował pan Grzegorz ze swoim srebrnym dieslem. Ma opłaty do sierpnia, sierpień jutro się kończy, czyli zaraz będzie miał świeże.

Od pierwszego właściciela pochodzi ten diesel wystawiany przez sklep meblowy. Kupiony w 2010 r., rok produkcji 2008. Trochę się odstał na placu. I tylko 265 000 km! I jest jeszcze to dość ubogo wyposażone cacko z 3.7 V6 i bez gazu – dla prawdziwych miłośników opcji „nie jest szybki, ale za to dużo pali”.

Oferta od firmy JEL-CAR.

Numer dwa: Lexus RX (albo jakiś inny)

Gdybym był bardziej nastawiony na prestiż i ogólnie uważał za ważne, jakim samochodem się jeździ, pewnie postawiłbym na Lexusa RX. Oczywiście używanego. Mówi się bowiem, że Lexusy są idealnie niezawodne i właściwie nie do zabicia, nic nie ma takiej trwałości jak Lexus, nic nie jest tak dopracowane, nic nie jest tak bezproblemowe – to trochę prawda, ale z drugiej strony amerykańskie fora użytkowników Lexusów opisują sporo powtarzających się usterek, a ich usunięcie jest bardzo drogie. Jeszcze droższe bywa w polskich warunkach, gdzie właściwie nie występują zamienniki. No ale nie straszmy, Lexus to prestiż i bezawaryjność, a RX to idealny SUV do naszych celów. W szczególności hybrydowy, bo wtedy dziecko do szkoły wozimy EKOLOGICZNIE (okazjonalnie trąbiąc na tych idiotów na rowerach).

RX do 50 tys. zł to oznacza drugą generację, a więc auto dość leciwe. Mówimy o rocznikach od 2004 do 2008. Zanim jednak przejdę do RX-ów, pokażę Wam LX-a: to Toyota Land Cruiser serii 80 z logo Lexusa i silnikiem 4.5 R6. Nie jest idealny, ale to kawał skurczybyka. A teraz już czas na RX-y. Zacząłem oględziny od tej hybrydy, ale w opisie nie ma ani słowa o tym, czy auto jest zarejestrowane, będzie zarejestrowane czy może w ogóle nie ma opłat. W tym ogłoszeniu ktoś postarał się nad zdjęciami (starał się, żeby były jak najgorsze), ale sama konfiguracja jest odważna – to hybryda z LPG. Podobno ten 3,3-litrowy V6 całkiem dobrze znosi gaz. Jednak ta przeróbka przydaje się realnie głównie w trasie, gdzie cały czas pracuje silnik spalinowy. Ostatecznie jednak najbardziej zachęcającym hybrydowym RX-em jest ten. A byłby nim ten, gdyby sprzedający napisał choć parę słów o historii tego auta (np. sprowadziłem je tydzień temu na handel – doceniłbym uczciwość).

Wśród niehybrydowych RX-ów można trafić na przykład na takie cacko. Albo na takie. Ale to już zupełnie, ale to zupełnie nie jest RX, tylko amerykański Land Cruiser J120 z V-ósemką pod maską. Trochę temat dla konesera. Z drugiej strony, tym naprawdę da się dojechać pod samo wejście, żadne trawniki niestraszne.

oferta od GP Car Lublin

Numer trzy: Volvo XC90

Szwedzkie żelastwo zapewnia najwyższy poziom bezpieczeństwa, i to mimo upływu lat. Bardzo trudno jest zginąć w XC90. Co najwyżej to my możemy kogoś rozjechać, ale to zupełnie co innego. XC90 wyróżnia się niecodzienną konstrukcją na tle innych SUV-ów. Ma silnik w poprzek i w bazowych wersjach napęd tylko na przód. Tzn. to było niecodzienne gdy ono debiutowało, potem tą samą drogą podążyło wielu producentów spoza segmentu premium. XC90 ma bardzo solidną blachę (najstarsze egzemplarze są już pełnoletnie, a jeszcze ich nie przeżarło), gorzej z silnikami – lepiej trzymać się diesla, benzynowe wersje to wynalazki. Często bardzo drogie w eksploatacji.

Mając na uwadze że ten model tłukli 12 lat, przy cenie 40-50 tys. zł trafiają się najrozmaitsze roczniki – początek produkcji w idealnym stanie lub późne auta umęczone niczym pod ponckim piłatem. Oferty są nadzwyczaj ciekawe. Na przykład oto Volvo XC90 z manualną skrzynią biegów. I to nie jest zły pomysł, zapewniam Was, znając trwałość fabrycznych automatów. Albo ktoś pisze: najlepsza wersja 3.2. To najlepsza, czy 3.2? Nie sposób ustalić. To 3.2 to była taka rzędowa szóstka, nędzne 238 KM, ale za to paliła 17 l/100 km. Również opis wymieniający tylko elementy wyposażenia nie ma żadnego sensu. To mnie kompletnie nie obchodzi, chyba że wśród tych elementów znajduje się coś, co przekreśla dla mnie dany samochód – np. pneumatyczne zawieszenie.

Albo hit: ogłoszenie prywatne. Wystawiający: AUTOHANDEL RAFAŁ. Tak, wiem co to znaczy – a czy Wy wiecie? To znaczy, że sprzedający, zawodowy handlarz, próbuje zrzucić z siebie odpowiedzialność za towar. To znaczy dokładnie to, że on zarabia na sprzedaży samochodów i z tego żyje, ale wy kupujecie od niego jako od osoby prywatnej, czyli nie dotyczą go przepisy o wadach ukrytych produktu, za które odpowiadałby, gdyby sprzedawał jako firma. Czy czujecie się zachęceni?

Bardziej w ogłoszenie prywatne jestem gotów uwierzyć w przypadku auta pana Krzysztofa. Wydaje się godne zainteresowania. A samochód od pana Maćka? Przeczytajmy opis ze zrozumieniem. Pan Maciek szukał takiego auta dwa lata. W aucie jest założona nowa skrzynia biegów. Dwa lata szukał samochodu ze skrzynią biegów do wymiany? Nie no, ja nic nie podejrzewam. Ale opis jest handlarski. Aha, cena netto. Haha. Nie.

To już wolałbym „oglądnąć” tę sztukę (znowu konkurs na najgorsze zdjęcia). Albo tę, choć „ostatni lift” na pewno nie był w 2008 r. – był w 2012 r. W kategorii „NIE” mieści się natomiast to ogłoszenie, bez opisu, za to z sesją zdjęciową faceta, który ubrał się na jajko – z zewnątrz białko, w środku żółtko. Prawie doradziłbym to śliczne czerwone XC90, ale znowu – komis, sprzedaż na umowę K-S. Nie. Nie. Nie. Nie.

Białe Volwo wystawia pan Krzysztof.

Numer cztery: Mercedes GL

To nie żart, naprawdę można kupić tego drogowego behemota za mniej niż 50 klocków. GL to istne monstrum, 509 cm długości, trzy rzędy siedzeń, tylko silniki V6 i V8 – żadnych wypiardków 4-cylindrowych jak w jakiejś Kii. Auto było bardzo lubiane przez amerykańskie „soccer moms”, które jednak obecnie przerzuciły się na mniejszego GLB, gdyż nawet w USA nie da się powiększać aut w nieskończoność (aktualna generacja GL-a, już z nazwą GLS, ma prawie 521 cm!!!).

Popatrzmy na ogłoszenia. Niektóre są zupełnie znośne. Na przykład takie: zrobiłem to, to i tamto, a do zrobienia jest jeszcze owamto. No i bardzo dobrze. Inni całkowicie olewają opisy. Nie kupujcie od takich ludzi – szkoda czasu.

Ciekawe jest to ogłoszenie: lekko uszkodzony V8 ze Stanów. Pewnie słabo widzę, ale to uszkodzenie to już naprawione czy jeszcze nie? Ofertą dla odważnych jest też V8 diesel, po raz kolejny bez opisu. Ten diesel miał remont silnika w 2018 r., po remoncie moc trzylitrowego V6 spadła do 155 KM. Już prawie byłem zdecydowany doradzić tego (opis nawet spoko), ale on kosztuje 49 900 zł… netto.

Zdjęcie od pana Rafała, oferta z OLX

Podsumowując: to nie żart, naprawdę można kupić GL-a za mniej niż 50 tys. zł, ale jakość oferty za te pieniądze to żart. Szkoda, ten wóz ma wszystko czego potrzeba, żeby nasz bombelek dojechał bezpiecznie na rozpoczęcie roku szkolnego.

Numer pięć: Mazda CX-9

Mam znajomego, który kocha ten samochód. To prawda, że to żadna Mazda, tylko Ford – platforma jest z tych dużych przednionapędowych SUV-ów Forda typu Edge czy Flex, silnik też jest fordowski, czyli 3.7 V6. Strasznie dużo pali, ale wszyscy to gazują, bo to można zatruwać i nie klęknie. Przynajmniej doświadczenia znajomego na to nie wskazują. Kocha ten wóz za ogromną ilość miejsca i nadzwyczaj komfortowe zawieszenie. Przy całej jednej konfiguracji do wyboru, czyli V6+tradycyjny automat, nie bardzo jest pole do wybrzydzania. Zwłaszcza, że ten samochód niby nie był dostępny w Europie… chociaż widziałem egzemplarz ze Szwajcarii z licznikiem w kilometrach. Albo na przykład ten wóz, zresztą całkiem nieźle się prezentujący, ma prędkościomierz w milach, ale klimatyzację w stopniach Celsjusza.

Ogłoszeń nie brakuje, większość jest podobna – trzy rzędy siedzeń, sprowadzony do Polski jakiś czas temu, wszystko jest bardzo dobrze i zawsze było. Znaczy jeśli nie ma raportu z Carfaxu, to znaczy że nie było aż tak dobrze. Niektórzy czekają na noc, żeby zrobić zdjęcia do ogłoszenia, moim zdaniem to jest doskonały plan – w nocy każde auto wygląda świetnie.

Ogólnie uważam, że warto zadzwonić do tego ogłoszenia – oto link – bo jeśli ktoś użytkuje samochód prywatnie od siedmiu lat, to pewnie choć minimalnie o niego dbał. I może po prostu mu się znudził. I może da się wyciągnąć historię pojazdu z historiapojazdu.gov.pl. I może nawet spróbuję uwierzyć że ten przebieg 209 tysięcy, to jest w kilometrach, a nie w milach. Opcjonalnie radzę zainteresować się egzemplarzem w specyfikacji europejskiej – zobaczcie, one istnieją naprawdę.

W CX-9 poza dużym silnikiem podobają mi się baloniaste opony, które świetnie pokonują krawężniki oraz długość 507 cm, dzięki której ta największa współczesna Mazda idealnie wystaje z miejsc parkingowych. Dzięki temu łatwiej ją znaleźć, gdy zapomnimy gdzie zaparkowaliśmy.

Zdjęcie z oferty AUTOMILENIUM SALON SAMOCHODÓW UŻYWANYCH

Numer sześć: Kia Sorento

Bardzo popularny wybór, znam co najmniej dwie osoby, które przyjmując powyższe kryteria skończyły z Kią Sorento drugiej generacji. Generacja z lat 2009-2014 nie jest może nadzwyczaj wielka, bo ma niecałe 470 cm, ale oferuje bardzo dużo miejsca i jest bardziej podniesionym kombi niż autem mającym cokolwiek wspólnego z jazdą w terenie (prześwit 18,4 cm). Najpopularniejszy silnik to diesel 2.2, rzadziej pojawia się 2.0 – tylko z ręczną skrzynią biegów. Popatrzmy co tam w ogłoszeniach.

Ciekawostka: handlarze sprowadzają ostatnio ten model w wersji benzynowej i to niekoniecznie ze Stanów Zjednoczonych, a na przykład ze Szwajcarii. Chociaż 3.3 V6 to raczej „amerykanin”. O 3.5 nie wspominając. Ale już 2.4 z gazem to wersja europejska, szkoda że sprzedający napisał tak wątpliwy opis. Tzn. wiem co on oznacza: kupiłem to na handel i nie mam o tym zielonego pojęcia. Dokładnie taka sama sytuacja zachodzi w przypadku tego „szwajcara”, chociaż słów w opisie jest więcej – ale nic z nich nie wynika. Poszukajmy może czegoś od właściciela. Szukam, szukam, i łatwo nie jest. Same komisy, i to często 2.0 diesel manual – najtrudniejszy do sprzedania, bo nie ma zbyt dużo mocy i jeszcze trzeba zmieniać biegi jak zwierzę.

O, wreszcie znalazłem jeden egzemplarz – i tak sprowadzony z Niemiec, ale przynajmniej w 2018 r., czyli ktoś trochę nim pojeździł. Diesel 2.2 z automatem i beżowym wnętrzem. Mocno niepokoi mnie nieoryginalny grill, wyglądający jak z Saaba. Alternatywnie, jeśli to nas zniechęca, jest jeszcze 2.2 CRDi z automatem i „blokadą mostów” (tam są jakieś mosty? Nie ma, Tom Cruise wysadził) oraz „polski salon” 2.0 CRDi z manualem. Auto jest najwyraźniej tak dobre, że chyba nikt się go nie pozbywa.

rozpoczęcie roku szkolnego
Zdjęcie od pana Andrzeja z OLX

Numer siedem: i inne propozycje

Niedocenianym, choć ogromnym SUV-em jest Hyundai ix55. Niestety, nie było wyboru silników, albo diesel 3.0 CRDi, albo nic. Kupimy sobie takiego ix55 w dobrym stanie za ok. 40 tys. zł. Nawet w konfiguracji „salon Polska siedem miejsc”. Jest nieco pokraczny, ale da się to ścierpieć.

Równie niszowy samochód to Dodge Durango. Średnio wykonany potwór z potwornym silnikiem 5.7 robi spore wrażenie na drodze, bulgocze, przelewa LPG jak oszalały i średnio hamuje. Jak ktoś lubi takie amerykańskie klimaty, to się dogadacie. Dzieci na pewno polubią ten samochód, tato daj jeszcze gazu, on tak fajnie robi BLUBLUBLUBLUB.

W granicach 30-35 tys. zł kosztują Fordy Explorery ostatniej generacji na ramie. Nie wiem, czy ten samochód jest bardziej duży, czy bardziej ubogo wyposażony. To taka powiększona do absurdalnych rozmiarów Fiesta. Niestety, nowsza generacja, ta z silnikiem w poprzek (jedyna do tej pory w historii Explorera) kosztuje znacznie drożej.

I ostatnia niszowa propozycja tego rozbudowanego przeglądu to Infiniti FX. Nie liczmy na tanie części, ale liczmy na niezawodność. Nie liczmy na małe spalanie, ale liczmy na świetne osiągi. Nie liczmy na duży bagażnik, ale liczmy na duże spa… eeee… to bez sensu. W każdym razie auto robi wrażenie, a jeśli dodatkowo wyhaczy się odmianę z V8, to jest to jedno z rozsądniej wycenionych dużych V8 z 4×4. W sam raz, żeby wyprzedzić wszystkich w drodze do szkoły na dystansie jednego kilometra.

rozpoczęcie roku szkolnego
autor nie podpisał się

A to i tak wszystko krew w piach, bo zaraz jedno dziecko będzie miało kontakt z kimś kto miał wirusa, i wrócimy do wersji „dzieci oglądają youtube, udając że to lekcje online”.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać