Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: te samochody poproszę pod choinkę

Przegląd rynku 24.12.2018 709 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 24.12.2018

Poniedziałkowy przegląd ofert: te samochody poproszę pod choinkę

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski24.12.2018
709 interakcji Dołącz do dyskusji

Wigilia Bożego Narodzenia wypada w tym roku w poniedziałek, więc zapraszam na wigilijny przegląd ofert. Nieco inny niż zwykle, bo będzie to przegląd samochodów, które chciałbym znaleźć pod choinką.

Od dawna nie dostaję już prezentów na święta (co bardzo mnie cieszy). Choinkę mam w postaci płachty z nadrukiem choinki powieszonej na ścianie, a karp w wannie w naszej rodzinie nie pływał nigdy. Jednak gdyby Św. Mikołaj z jakiegoś powodu uznał, że w tym roku byłem grzeczny, proszę o przynajmniej jeden samochód z poniższej listy.

Ostatni amerykański fullsize

Jest mi wszystko jedno co to będzie. Lista nie jest długa: Chevrolet Caprice, Buick Roadmaster, Cadillac Fleetwood, Ford Crown Victoria albo Mercury Grand Marquis. Odpada Lincoln Town Car, bo za bardzo kojarzy się ze ślubami. Pozostałe auta są dla mnie tak podobne, że nie ma znaczenia co to będzie. Tak, wiem że wozy z GM mają silnik 5.7 (a czasem nawet 7.4) V8, a Ford ma tylko 4,6 litra, ale to też nieistotne. Liczy się ten nieskończony moment obrotowy, bulgotanie, leniwe nabieranie prędkości i absurdalny komfort, zupełnie inny niż w autach europejskich. Pominę już ramę nośną, która w obecnych czasach została tylko w pickupach i nielicznych terenówkach. Taki amerykański fullsize to przykład ciekawego, zupełnie wymarłego rodzaju pojazdu: wielki sedan, ale nie luksusowy. Ale bym nim jeździł 55 mil na godzinę i przeliczał ile mil na galonie udało mi się przejechać dzięki umiejętnemu żeglowaniu.

przegląd ofert

Fiat Cinquecento

Wszystko mi jedno, czy 700 czy 900. Wiem, że 900 jest nieporównanie lepszy. Nie ma gorszej konfiguracji do cienkiego niż siedemsetka z gaźnikiem Aisan. 31 KM? Chyba żart. Dobrze jak wydusi 28. Ale nie o to chodzi, bo chciałbym tylko wersję z początku produkcji, tzn. bez klapki wlewu paliwa i z innym zestawem wskaźników. Tzw. FSM 170. Wspaniały samochód – doskonale pamiętam jak Cinquecento weszło do produkcji i jak ogromnym skokiem było w stosunku do Malucha. Jeździło się nim znakomicie. Z silnikiem 900 było żwawe, siedziało się jak w normalnym aucie, miało nawet taki minimalne zacięcie sportowe (oczywiście nieporównywalne ze Sportingiem).

Dziś liczba Cinquecento na sprzedaż spada z każdym tygodniem. Za rok na całym OLX będzie ich zaledwie kilkadziesiąt. Jeszcze niedawno było 250, a teraz jest 110-120. Już zaczęły się oferty po 5-7 tys. zł jako „kolekcjonerskie”, przy czym przez „kolekcjonerski” handlarze rozumieją nie to, że dany egzemplarz jest ciekawy, tylko że jest mało zardzewiały.

Cinquecento bardzo mi się podoba jako przykład totalnego funkcjonalizmu. Samochód, w którym nic nie jest zbyteczne. Produkt o zerowym prestiżu, który jednak miał swoje prestiżowe zabarwienie w Polsce w latach 1991-1993 – i dlatego właśnie takiego „cieniasa” postawiłbym sobie pod choinką.

Mercedes klasy S W140

Tu przynajmniej nie mam wątpliwości – jeśli Św. Mikołaj mi nie pomoże, to ja sam sobie tego auta nie kupię. Jest drogie i będzie zapewne kłopotliwe w utrzymaniu. Choć wiele wskazuje na to, że teraz jest niezły moment. One już nie drożeją i raczej nie zamierzają. A ja wcale nie chciałbym 500-tki. Całkowicie wystarczy mi rzędowa szóstka z krótkim rozstawem osi. W żadnym wypadku nie chciałbym nawet zbliżyć się do wersji V12. Traktowałbym taką klasę S jako samochód do jazdy na co dzień. Z parkowaniem bym sobie poradził – w końcu jest niezwykle zwrotna. Komfortu takiej klasy S nie da się z niczym porównać. No i moim zdaniem zestarzała się wspaniale, tzn. stanowi takie świadectwo technologicznego wyścigu początku lat 90. i tego poczucia, że „sky is the limit”. Żadna następna klasa S nie była już bezczelna, były raczej eleganckie.

Gdybym kiedyś mógł pozwolić sobie na takie auto, szukałbym wersji bez podwójnych szyb, bez dociągów, najchętniej bez skóry – bo nie wyposażenie „robi” ten samochód. Niestety obawiam się, że prawidłowe utrzymanie go bez januszerki może przekroczyć mój budżet.

Fiat Punto T-Jet

Jak to, dlaczego? Ano tak: Punto wygląda jak Punto, czyli nie wygląda w ogóle. Pomijasz je wzrokiem na ulicy. Ale czy wiedziałeś/aś, że w ofercie była wersja 1.4 T-Jet bez Abartha, czyli 1.4 135 KM w zupełnie zwykłym nadwoziu? Doskonały pojazd do zaskoczenia paru pseudoszybkich BMW z dwulitrowym dieslem. Wypada wspomnieć, że ten silnik 1.4 T-Jet to można dość skutecznie dłubać i osiągnięcie mocy 180 KM nie nastręcza większych problemów. 180-konne Punto, które wygląda z zewnątrz jak 1.2 albo 1.3 M-Jet to całkiem niezły plan. Jeszcze lepsze jest to, że taka wersja „stealth” była wytwarzana strasznie krótko i to będzie youngtimer. Nie wiem, jak sprawuje się tu skrzynia biegów, tzn. czy ma coś wspólnego z usterkową M32. Nie znalazłem wiarygodnej informacji na ten temat.

przegląd ofert

Szkoda, że Punto Evo ma tak paskudne wnętrze.

Jakieś Daihatsu

Może być Terios – fajna mała terenówka. Może być Cuore – jest tak małe, że można brać je ze sobą do wózka na zakupy, zamiast je parkować pod marketem. Może być Trevis – wygląda trochę jak Mini i jest naprawdę mini, tzn. takiej wielkości powinny być samochody Mini, a nie te nadmuchane potworki. Najbardziej kocham Materię (jeśli chodzi o stronę wizualną), ale nie mogę znieść jej okropnego wnętrza i malutkiego bagażnika. Ostatecznie więc mogę zostać przy Teriosie. W końcu jest SUV-em, a SUV-y są teraz super modne. Ma tak małą szerokość, że mieści się między szlabanem na leśnej drodze a drzewami, które go otaczają (nikogo nie namawiam, borze broń).

Albo może być Move. O mało ostatnio nie kupiłem pierwszej generacji Move. Była do sprzedania w Płocku, różowa. Zanim zdążyłem zadzwonić, to już ogłoszenie zniknęło.

przegląd ofert

Toyota Land Cruiser

Miałem już kiedyś Land Cruisera. Był trochę kłopotliwy w użytkowaniu, ale żaden samochód nie budził na drodze tyle respektu. Ale miałem tzw. małego Land Cruisera, który poza Europą znany jest jako linia modeli Prado. Chciałem „dużego” LC z serii Station Wagon (J8, J10) ale niestety były one i są poza moim zasięgiem finansowym. Trudno mi jednak znaleźć drugi samochód, w przypadku którego mógłbym wstać rano i powiedzieć „a kij z tą robotą, jadę na wycieczkę dookoła świata”. Zanim zdążyłbym spakować szczotkę do zębów, żona zapewne wyperswadowałaby mi ten pomysł. Ale miło jest mieć takie poczucie, a duży Land Cruiser je daje. Najbardziej podoba mi się seria J6, ale to już klasyk, bardzo trudny do dostania (ostatnio zagrał w filmie „Ocean’s Eight”). Pozostanę przy J8, ewentualnie usatysfakcjonowałoby mnie też 4.6 V8 w J10 – pięknie brzmi, zaskakująco mało pali. Wprawdzie J10 z V8 ma już bardziej cywilne podwozie z niezależnym przednim zawieszeniem, ale powiedzmy uczciwie – to nie jest wóz w najgłębsze błoto. Jazda „dużym” Land Cruiserem jeszcze bardziej przypomina jazdę domem niż turlanie się Cadillakiem Escalade.

VW Passat B5… albo Golf trójka.

Jeśli Passat to obowiązkowo: sedan, pierwszy rok produkcji, benzynowy. Może być automat. Dobrze, żeby był w dziwnym kolorze. Samochód niestety bardzo trudny do kupienia. Będzie to wspaniały youngtimer. Przez jakiś czas był szczytem marzeń, potem się z niego wyśmiewano, obecnie popada w zapomnienie. Passat B5 był spełnieniem marzeń kogoś z zarządu VW, tylko nie pamiętam teraz kogo, żeby VW był tak samo dopasiony jak Audi. Passat B5 to jeden z najlepszych projektów Volkswagena nie tylko z lat 90. ale w ogóle.

Od jakiegoś czasu oglądam ogłoszenia z Passatami, choć przyznam się, że tak naprawdę skrycie marzę o Golfie III. Strasznie podoba mi się Golf III z tego samego powodu, z którego podoba mi się Cinquecento. Czysta funkcja. Zero ozdobników. Chciałbym Golfa III w idealnym stanie, ale bez tuningu. Nie musi mieć mocnego silnika, jednak życzyłbym sobie bogate wyposażenie, najlepiej z klimatronikiem.

Niestety, takich rzeczy to już nawet Św. Mikołaj nie jest w stanie załatwić.

Albo takie coś

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać