Wiadomości

Nowe wydarzenia w sprawie Seby z BMW. Sukcesów to tu nie będzie

Wiadomości 17.11.2023 35 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 17.11.2023

Nowe wydarzenia w sprawie Seby z BMW. Sukcesów to tu nie będzie

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz17.11.2023
35 interakcji Dołącz do dyskusji

Niedługo sprawa Sebastiana M. zacznie przypominać farsę. A on będzie obserwował ją, sącząc drinki z parasolką.

Kiedy ta sprawa była w rękach internautów, wszystko działo się szybko. Teraz jest znowu w rękach państwa i dodatkowo w rękach finansowych instytucji, więc zamiast sprawiedliwości zaraz będziemy mieli paraliż decyzyjny. Właśnie jedna instytucja przyznała, że decyzje o przyznawaniu odszkodowania sterowane są strachem o własny wizerunek, a sąd przyznał, że policja zrobiła coś źle.

Marcin, rozniosą nas, rozumiesz. Ta fala już płynie

Chciałbym być na zebraniu, które odbyło się u ubezpieczyciela auta marki BMW, którym po autostradzie A1 jechał Sebastian M. Na pewno działy się tam rzeczy wyłącznie profesjonalne. Pracownicy analizowali dokumenty i dostrzegli swój błąd, dlatego decyzja o wypłacie pieniędzy dla rodziny ofiary wypadku na autostradzie A1 została zmieniona.

Informowaliśmy o tym w środę. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania dla rodziny jednej z ofiar, która zginęła w wypadku na autostradzie A1. Tym słynnym wypadku, w którym spłonęły trzy osoby, w tym małoletnie dziecko. W wypadku, do którego doprowadził Sebastian M. w BMW, jadąc z prędkością przekraczającą 300 km/h. I tymże wypadkiem, w którym to internauci dostrzegli sprawcę, a policja miała z tym drobny kłopot, mimo że mieli go na miejscu zdarzenia.

Absolutnie nie mogło być tak, że ubezpieczyciel wystraszył się tego, co nastąpi w internecie, po tym jak przedstawiciel rodziny poinformował media o mało pozytywnym stosunku do wypłaty odszkodowania. Jednego dnia ubezpieczyciel uważał, że nie ustalono winnego przyczyn wypadku, następnego dnia nagle już tego problemu nie ma. Ależ tam musieli te dokumenty analizować, żeby wykryć ten błąd, który dzień wcześniej uniemożliwił im przyznanie rodzinie pieniędzy. Ktoś musiał narysować im tę falę brzydko pachnącej substancji, która na nich spłynie, jak się nie ogarną.

Zaraz wszyscy zaczną chodzić wokół tej sprawy na palcach, bojąc się zrobić coś nie tak. Sąd chyba też trochę się boi.

Nie ma listu żelaznego dla Sebastiana M.

Sebastiana M. capnęli w Dubaju, ale nie oznacza to, że można go już elegancko ukarać. Siedzi tam dalej i nie zgadza się na ekstradycję. Braku praworządności w Polsce się boi. Poprosił więc o list żelazny, żeby nas zaszczycić swoimi odwiedzinami. Dzisiaj Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim nie zgodził się na wydanie mu listu żelaznego.

Jak donosi Rzeczpospolita, list żelazny oznaczałby, że do czasu wydawania prawomocnego wyroku Sebastian M. chodziłby sobie wolny. Musiałby stawiać się na każde wezwanie sądu, nie mógłby opuścić kraju bez zezwolenia i nie mógłby utrudniać postępowania. List żelazny nie oznaczałby, że nie można byłoby go skazać i ewentualnie posadzić.

Nie bardzo wiem, dlaczego nie można mu dać tego listu. W dużo bardziej komfortowej sytuacji chciała go postawić policja tuż po wypadku. Mógł wtedy chodzić wolno i nie ciążyło na nim żadne obostrzenia związane z listem żelaznym. Nawet za granicę wyjechał. Dopiero po interwencji internetu doszło do tego, że wydano za nim nakaz aresztowania. Sąd chyba właśnie niechcący przyznał, że policja na początku postąpiła tak nie do końca super. Skoro nie można mu wydać listu żelaznego, to dlaczego po wypadku latał wolny? Poza tym sąd może nie wierzyć w polski system sprawiedliwości.

Każdy będzie się bał źle wypaść

Wydawać by się mogło, że list żelazny to nie jest taka zła opcja, skoro można Sebastiana M. ściągnąć do Polski i osądzić. Przyjeżdża, sądzimy go i może nawet wsadzamy do więzienia. Proste i prawie bez wad, ale wada jest jedna. To źle by wyglądało, gdyby po takim medialnym linczu, jaki spotkał Sebę M., mógł on chodzić sobie wolny i nawet jeździć samochodem. Poza tym to jest polski system sprawiedliwości, tu nic nie dzieje się szybko. Na prawomocny wyrok możemy czekać latami. To już lepiej, jak go ludzie na ulicach nie widzą, zdjęć w kolejnym BMW mu nie robią. Na pewno też przywiezienie go w kajdankach będzie wyglądać lepiej, niż jakiś list.

Im dłużej to wszystko się ciągnie, tym ostrożniejsze ruchy będą wykonywać wszystkie zaangażowane instytucje, bojąc się nadciągającej fali. Szybkie wskazanie sprawcy, to był największy sukces tej sprawy. Innych sukcesów raczej nie będzie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać