Felietony

Przejechałem już 2000 km po autostradach odkąd tiry nie mogą się wyprzedzać. Co się zmieniło?

Felietony 14.07.2023 3951 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 14.07.2023

Przejechałem już 2000 km po autostradach odkąd tiry nie mogą się wyprzedzać. Co się zmieniło?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski14.07.2023
3951 interakcji Dołącz do dyskusji

Nic. Jest to zakaz dla samego zakazu spowodowany zbyt dużą różnicą między dopuszczalną prędkością dla aut osobowych a ciężarowych oraz prezent od rządu dla drogowych agresorów.

No teraz to sobie polatam moim MERCEDESEM KLASY S, już żadne tiry nie będą mi blokowały mojego ulubionego lewego pasa – tak pewnie bym sobie myślał, gdybym był fanem szybkiej jazdy autostradą. A że akurat nie jestem, to zakaz wyprzedzania się pojazdów ciężarowych na autostradach i ekspresówkach od dawna uważałem za absurd. Tak się jednak złożyło, że od kiedy go wprowadzono, po polskich autostradach zrobiłem już prawie 2000 km, z tego połowę za kierownicą, połowę jako pasażer. Mogłem więc zaobserwować już – przynajmniej teoretycznie – działanie zakazu w praktyce.

Czy dojeżdża się szybciej?

Jeśli szybszy dojazd na miejsce miał być celem wprowadzenia zakazu wyprzedzania się tirów, to trochę nie wyszło. Czas dojazdu skrócił się średnio o zero procent. To dlatego, że nawet kilkukrotna konieczność zwolnienia do 90 km/h na dystansie powiedzmy 300 km nie zmieniała niczego w czasie dojazdu. Czynników odpowiadających za czas dojazdu jest tak wiele, od pogody, przez ogólny ruch na autostradzie, występowanie robót drogowych, konieczność tankowania/skorzystania z toalety, to wszystko wpływa znacząco na ostateczną średnią prędkość – na pewno bardziej niż ten moment, kiedy musimy chwilę jechać za wyprzedzającymi się tirami.

Czy dojeżdża się płynniej?

Płynniej to może i tak, ale to chyba dlatego, że ciężarówki uformowały się w stada. Rzadko widzi się teraz samotnie podróżującego tira. Przeważnie jedzie po kilka-kilkanaście jeden za drugim, oczywiście nie mogąc się wyprzedzić. Wtedy wskakujemy na lewy pas i wyprzedzamy je wszystkie. Oczywiście jazda z przepisową prędkością po lewym pasie w trakcie manewru wyprzedzania nadal traktowana jest jako najgorsze przestępstwo drogowe i żaden kierowca BMW ani Audi go nam nie wybaczy. Tiry można wyprzedzać wyłącznie z prędkością, według moich pobieżnych ocen, ok. 500 km/h.

Czy jest bezpieczniej?

Z jednej strony tak, bo jako kierowca samochodu osobowego mogę teraz spodziewać się, że tir nie wjedzie przede mnie na lewy pas, kiedy próbuję go wyprzedzić. Absolutnie jednak nie zmieniło to wjeżdżających na lewy pas busów i mniejszych ciężarówek. Przy czym utrzymując prędkość 120 km/h nie muszę w takiej sytuacji gwałtownie hamować, ponieważ te busy i półciężarówki też jadą ok. 100-110 km/h. Gdybym jechał 180 km/h, musiałbym co chwilę wduszać hamulec i wściekać się że „IM TEŻ POWINNI ZABRONIĆ”. Jednak to nadal nieuchronnie prowadzi nas do wniosku, że problemem polskich autostrad jest aż 60 km/h różnicy w dopuszczalnej prędkości dla ciężarówek i aut osobowych (80/140 km/h). Na dzień dobry wypadałoby ją zmniejszyć o połowę, do 110 km/h i zobaczyć, co stanie się wtedy. O kwestii legalności karania za wyprzedzanie się tirów nawet nie chce mi się pisać, sformułowano to tak, że to od wyprzedzanego zależy czy wyprzedzający dostanie mandat czy nie.

To nie w tirach leży główny problem

Główny problem to moment, kiedy jadę prawym pasem ekspresówki, gdzie dopuszczalna jest prędkość 120 km/h, mój licznik wskazuje 122 km/h, a lewym pasem wyprzedzają mnie auta osobowe tak szybko, jakbym stał w miejscu. Bezpiecznie będzie, gdy wszyscy będą poruszać się z podobną prędkością, a nie z różnicami dochodzącymi do 50-60 km/h. Dość niewiarygodne wydaje mi się, że można jechać drogą ekspresową z prędkością 180 km/h – o 60 km/h wyższą od dopuszczalnej – i nie ponieść żadnej kary przez wiele kilometrów. Jeszcze bardziej niewiarygodne wydaje mi się, że w Polsce mamy tylko teoretyczne ograniczenia prędkości na drogach A i S, a w rzeczywistości wszyscy drą ile fabryka dała bez żadnych konsekwencji, praktycznie tak samo jak w Niemczech. Obawiam się, że bez bezlitośnie egzekwowanych pomiarów odcinkowych to żadne „bezpieczniej” nie nastąpi, a zakaz wyprzedzania się tirów to samochodziarska kiełbasa wyborcza.

Być może rząd chciał osłodzić życie przedsiębiorcom dojechanym przez polski ład, bo w końcu beneficjentami tych przepisów są ludzie zamożni – właściciele mocnych aut osobowych, którzy bardzo potrzebują jechać bardzo szybko. Jednak nie to jest najbardziej kuriozalne w całej tej sprawie.

Najbardziej szokuje mnie, że rząd wprowadził zakaz jako ukłon dla ludzi łamiących przepisy

Normalni ludzie do niczego go nie potrzebowali, radzili sobie świetnie utrzymując prędkość pozwalającą na hamowanie, kiedy następowała taka konieczność. Potrzebowali go królowie lewego pasa, osoby lekceważące ograniczenia prędkości, lub nazwijmy rzecz wprost – drogowi agresorzy. I to właśnie oni dostali prezent od rządu, podczas gdy powinni byli dostać co najwyżej batem w postaci pomiaru odcinkowego. Dla zwykłych kierowców nie zmieniło się nic, kierowcom zawodowym jest trudniej, ale cham w Audi może cisnąć cały czas lewym bez obaw, że będzie musiał podzielić się drogą z kimś innym. Wspaniałe to czasy. Pozdrawiam Was z tylnej kanapy mojego MERCEDESA z trasy Warszawa-Wrocław, którą pokonam w dokładnie takim samym czasie jak zawsze, mimo tego jakże potrzebnego zakazu. Pamiętajcie, im więcej zakazów, tym bardziej państwo się o was troszczy.

Czytaj również:

Zakaz wyprzedzania dla tirów spowodował niespodziewane skutki uboczne

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać