Wiadomości

NIK zaorał rządowe mrzonki o elektromobilności. Nie będzie miliona aut elektrycznych (szok i niedowierzanie)

Wiadomości 05.11.2020 548 interakcji

NIK zaorał rządowe mrzonki o elektromobilności. Nie będzie miliona aut elektrycznych (szok i niedowierzanie)

Piotr Barycki
Piotr Barycki05.11.2020
548 interakcji Dołącz do dyskusji

W porządku, napisali to zdecydowanie delikatniej – stwierdzając, że na realizację tego planu jest „niewielka szansa”. W sumie nie wiem, po co to analizowali – wystarczyło zapytać kogokolwiek o zdanie w tej sprawie i wnioski były te same.

Ale że NIK musi NIK-ować, dostaliśmy cały raport, który doskonale pokazuje, jak bardzo pod względem tej szumnie zapowiadanej elektromobilności jesteśmy w… w jakimś miejscu, do którego nie dociera elektryczność.

Zacznijmy od sukcesów. Bo jest jeden!

Kompletnie bez znaczenia, ale jest. Do 2020 r. miało powstać 400 publicznie dostępnych punktów o dużej mocy ładowania. Powstało ich jednak 459, więc z dumą można teraz puścić prasówkę (albo chociażby pasek w telewizji), że polski plan elektromobilności zrealizowany został jak do tej pory w 115 proc. Trzeba tylko skutecznie zignorować tych, którzy zaczną zadawać pytania o to, co kryje się za tą wartością.

Dlaczego to bez znaczenia, pomijając już nawet fakt, że cała reszta wszystkich projektów leży? Chociażby dlatego, że te 459 punktów (punktów, nie stacji!) daje nam całe 1,46 punktu (!) szybkiego ładowania na powiat. Dla porównania, stacji benzynowych jest w Polsce około 7680, a raczej niewiele z nich ma po jednym punkcie tankowania.

Gdyby tego było mało, specyfikacja tych punktów o dużej mocy ładowania nie definiuje dokładnie, jak mocna ma być dana ładowarka – poza tym, że ma mieć więcej niż 22 kW. Czyli może mieć 50 kW, co będzie kiepskim pocieszeniem np. dla posiadaczy Mercedesa EQC (nawet przy ładowarce 110 kW 0-100 proc. to 1:22 godziny). O nadchodzących autach z jeszcze większymi akumulatorami strach nawet myśleć.

Dobra, to to był ten plus. Plusik. A cała reszta tapla się w błocie niespełnionych obietnic.

Miało być 50 000 elektrycznych aut, jest…

… 9605. Nawet nie bardzo wiem jak skomentować taką efektowną porażkę, może poza to było do przewidzenia.

Miało być 6000 punktów ładowania, jest…

… 707. Całe 12 proc. zakładanego celu. Chyba jednak zostaje nam wyrzucanie przewodów od ładowania przez okno w bloku, żeby naładować te wszystkie auta elektryczne, których nie kupujemy.

Miały być auta elektryczne w samorządach, jest…

… no dobrze, tu się akurat udało zrealizować mocne 21 proc. – tyle skontrolowanych miast do końca 2019 r. miało w swojej flocie zakładanych 10 proc. aut elektrycznych. Nieźle, bo to był cel na 2022 r.

Natomiast 79 proc. flot urzędów nie miało w swoim składzie – proszę o werble – ani jednego samochodu elektrycznego. Przy czym NIK podaje trzy główne problemy – brak finansowania, brak finansowania innych form nabywania niż zwykły zakup i… brak pojazdów elektrycznych, które spełniłyby wymagania i zapotrzebowania urzędów.

A teraz, jak zwraca uwagę NIK, przez pandemię może być jeszcze gorzej.

Miały być polskie auta elektryczne, a jest…

… 7 mln zł wywalonych w błoto, za co standardowo nikt nie poniesie konsekwencji. Przy czym można założyć, że tych zmarnowanych pieniędzy jest więcej – po prostu 7 mln zł wydało Narodowe Centrum Badań i Rozwoju na opracowanie i dostawę do roku 2023 około 1000 innowacyjnych, bezemisyjnych autobusów transportu publicznego do jednostek samorządów terytorialnych. Przy czym zapomniano przeanalizować temat, więc w konsekwencji postawiono nierealne w polskich warunkach gospodarczych wymagania i jeszcze nie dostosowano ich do potrzeb miast.

Efekt? Program zarzucono w tym roku. I dobrze, bo kosztował nas 7 mln zł. Równie dobrze można byłoby za nie urządzić 1/10 wyborów, które nigdy się nie odbyły.

Porażką zakończył się też program e-Van, który do końca 2019 r. pozostał w fazie koncepcyjnej. A przecież w przyszłym roku miała się już rozpocząć dostawa seryjnie produkowanych pojazdów. O polskich osobowych samochodach elektrycznych może na wszelki wypadek nic nie piszmy.

Miały być strefy czystego transportu, a jest…

… nic nie jest. Kraków coś kombinował i kombinuje dalej, ale pewnie nic się nie zmieni. I to by było na tyle w skali całego, 38-milionowego kraju.

Miały być autobusy niskoemisyjne, a jest…

… 8/28. Tyle skontrolowanych jednostek zrealizowało plan na 2021 r., czyli wprowadziło w swojej flocie minimum 5 proc. autobusów niskoemisyjnych. Wymowne jest to, że NIK określa ten aspekt mianem najbardziej zaawansowanego stanu realizacji, jednocześnie informując, że udało się w ten sposób zrealizować plan w 29 proc.

Zresztą i tak te starania mają ograniczony sens, bo nasz autobusowy miks energetyczny wygląda mniej więcej tak:

Elegancko.

Wnioski NIK?

W wielu miejscach bardzo dyplomatyczne – włącznie z to się chyba nie uda. Dobrze, że ten raport się pojawił, bo pokazuje, że cały ten skok na narodową elektromobilność był bzdurą już w swoich założeniach i czas może przyznać się do porażki, przy okazji aktualizując założenia całości, jednocześnie zaczynając faktycznie działać, a nie tylko produkować kolejne bezwartościowe dokumenty.

Gdybym ja miał tutaj cokolwiek doradzać, to zasugerowałbym rządzącym odstawienie narodowej megalomanii przynajmniej na chwilę i zerknięcie na to, co robią inne państwa i jak to się u nich sprawdza. Litwa zaoferowała np. program dopłat do zakupu rowerów, skuterów i hulajnóg (w tym elektrycznych) w zamian za zezłomowanie starego pojazdu. Efekt? Po uruchomieniu programu w maju trzeba było ostatnio uruchomić dodatkowe fundusze, bo program cieszył się tak dużą popularnością.

We Włoszech z kolei ruszył program dopłaty do zakupu rowerów, co spowodowało ustawienie się pod sklepami rowerowymi gigantycznych kolejek:

Program Buono mobilità przewiduje dopłatę 60 proc. (maksymalnie 500 euro!) do zakupu roweru – w tym roweru wspomaganego elektrycznie, a także do zakupu elektrycznych skuterów, deskorolek i innych jeździków.

Dzbanie, to jest serwis o samochodach, a ty znowu o rowerach.

Niby tak, ale w całej tej elektromobilności chodziło przecież – przynajmniej w teorii, w którą pewnie mało kto wierzył – w poprawę jakości powietrza w Polsce i polskich miastach. I polski rząd wybrał ku temu drogę najbardziej karkołomną, absurdalną i przy okazji niemożliwą do realizacji pewnie w żadnym kraju na świecie. A do tego prowadzącą nie tylko do spektakularnej porażki, ale i spektakularnego marnotrawienia funduszy.

To już lepiej byłoby ludziom kupić rowery za te 70 7 mln zł. Pewnie wpływ na jakość powietrza w naszym kraju byłby większy, a i z takiego programu ktoś by realnie skorzystał

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać