Klasyki

Morris Oxford Traveller z polską historią. Ogłoszenia o zabytkach nigdy nie przestaną zadziwiać

Klasyki 27.12.2021 246 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 27.12.2021

Morris Oxford Traveller z polską historią. Ogłoszenia o zabytkach nigdy nie przestaną zadziwiać

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski27.12.2021
246 interakcji Dołącz do dyskusji

W Polsce można znaleźć każdy samochód zabytkowy. Ta teza już została wielokrotnie potwierdzona.

Serio czekam już tylko na jakąś Miurę zamkniętą w PRL-owskim garażu albo na odnalezienie szczątków Bugatti „vehicule noire”. Tymczasem na OLX wypłynęło kolejne ciekawe znalezisko, chociaż zupełnie z innej półki cenowej – mojej ulubionej, tej do 5000 zł.

Morris Oxford Traveller za 4999 zł

Nazwa „Morris Oxford” sięga czasów przedwojennych, ale prezentowany pojazd pochodzi z serii VI, którą produkowano w latach 1961-1971 i wytworzono 208 tys. sztuk. Były to jeszcze czasy rozdrobnienia brytyjskiego przemysłu motoryzacyjnego na masę nieznaczących marek typu Hillman, Standard, Riley, Wolseley, Sunbeam, Singer, Morris czy Austin, z których o większości zdążyliśmy już zapomnieć. Akurat Morris Oxford serii VI był popularnym samochodem klasy średniej napędzanym silnikiem 1.6, który sprzedawał się dobrze także na rynkach eksportowych. Ale jego wersja kombi to prawdziwa rzadkość. Na początku lat 60. do ogólnego nurtu motoryzacji powoli przebijały się kombi wykonane w całości ze stali, bez elementów drewnianych, które przestawano traktować jak gorsze, użytkowe wersje sedanów. Model ten wytwarzano też pod marką Austin oraz Riley. Anglicy przyznali w końcu, że nie umieją projektować samochodów i stworzenie linii nadwozia powierzyli włoskiej firmie Pininfarina. Włosi przypomnieli, że umieją, auto wyglądało jak Fiat 1800, czyli świetnie.

Zdjęcie z ogłoszenia, fot. Maciej

Do kupienia jest egzemplarz z polską historią

Gdyby to był kolejny gruz sprowadzony ze Szwecji albo Wielkiej Brytanii, to bym nawet nie odpalał klawiatury. Tu chodzi o to, że ten samochód w Polsce jest od niepamiętnych czasów, jeśli nawet nie od nowości. Sprzedający pisze, że pierwszym właścicielem był ambasador Danii w Polsce. Możliwe, ale raczej to nie był jego samochód służbowy, nie kupiono by dla niego kombi. Być może jeździł nim prywatnie, a potem auto zostało odsprzedane prywatnemu nabywcy, który wykazał się sporą odwagą. W czasach PRL takie auto to musiało być przekleństwo, jeśli chodzi o utrzymanie. Chętnie obejrzałbym je i zobaczył, ile udało się zachować w oryginale, a ile trzeba było naprawić częściami z Fiata 125p, żeby utrzymać je w sprawności. Przy czym uwaga, nie ma w tym nic złego. To i tak zasługuje na wielki szacunek, że ktoś użytkował tak nietypowy samochód w czasach, gdy nawet jazda Warszawą była trudna. I że go nie zezłomował, jak to miało miejsce pewnie w 99% podobnych przypadków.

Cena jest bardzo niska

Auto zaraz zostanie sprzedane, umyte i wystawione za 29 999 zł. Wspomnicie moje słowa, albo wspomnę je ja, kiedy napiszę o tym kolejny wpis. W każdym razie auta zachowane w Polsce nie przestają mnie zachwycać. Czy jest to Mazda RX-7, z której przez lata sprzedawano pomidory, czy Żukoberliet, który wrócił do żywych, czy skitrany do dziś w podziemiu Plymouth Valiant – polskie historie nietypowych aut zasługują na osobną książkę. Gdybym tylko znał kogoś, kto mógłby ją napisać…

Kierownica z BMW zdradza, że łatwo być nie mogło.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać