Wiadomości

Oto Mercedes 300 SL do renowacji w cenie odrestaurowanego, bo wygląda paskudnie. To ma sens

Wiadomości 21.03.2022 414 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 21.03.2022

Oto Mercedes 300 SL do renowacji w cenie odrestaurowanego, bo wygląda paskudnie. To ma sens

Adam Majcherek
Adam Majcherek21.03.2022
414 interakcje Dołącz do dyskusji

Przepis na wyróżnienie oferty sprzedaży: wziąć nieźle utrzymanego Mercedesa 300 SL Gullwinga, zerwać lakier i wystawić na sprzedaż w cenie odrestaurowanego. Inwestorzy już grzebią w portfelach z bitcoinami.

Wiadomo, legenda – rzadki model, wyjątkowe drzwi, niepodrabialna koncepcja – Mercedes 300 SL Gullwing nabiera wartości w imponującym tempie. W Auto Motor i Sport wyliczyli kiedyś, że jego wartość wzrasta w tempie 50 eurocentów na minutę. Z drugiej strony – wciąż jest w czym wybierać, nie brakuje chętnych, którzy zainwestowaliby te miliony w coś innego. Na początku marca za 1,6 mln dolarów sprzedała się np. taka lalka po pełnej renowacji, z przebiegiem poniżej 29 tys. mil.

Mercedes 300 SL Gullwing

Spośród tych wypacykowanych cudeniek trzeba się jakoś wyróżnić

Można to zrobić np. wystawiając na sprzedaż Gullwinga z zeskrobanym lakierem, o takiego:

Mercedes 300 SL Gullwing

Ten sprytny pomysł zrealizował trzeci właściciel tego egzemplarza z 1956 r. Auto jako nowe kupił hollywoodzki producent. Dwa lata później przeszło w ręce lokalnego developera i pozostało w jego rodzinie przez 60 lat. W międzyczasie dostało nowy lakier – fabryczną biel zastąpiła czerwień, a w kabinie pojawiły się obicia z czerwonej, sztucznej skóry.

W 2018 r. samochód trafił w ręce obecnego właściciela, wciąż w całkiem niezłym stanie – według opisu z ogłoszenia, nigdy nie miał żadnych wypadkowych przygód i w kalifornijskim klimacie uchował się przed rdzą. Z niewyjaśnionych przyczyn ostatni właściciel stwierdził, że czerwony lakier trzeba usunąć. Nie wiadomo, czy auto polakierowano po amerykańsku, czyli bez zbędnej troski o detale i wstyd było pokazać je ludziom, czy po prostu właściciel zapragnął przywrócić je do stanu fabrycznego, ale efekt jest taki jak widać na zdjęciach.

Podobno była to bardzo czasochłonna, precyzyjna operacja wykonana przy użyciu środków chemicznych i drapaczek. Jej efekt trudno jednak jednoznacznie uznać za udany, biorąc pod uwagę liczne resztki czerwonej farby w newralgicznych punktach i miejscowy brak jakiejkolwiek warstwy ochronnej na praktycznie każdym elemencie nadwozia.

Zupełnie nie przeszkodziło to obecnemu właścicielowi w wystawieniu auta za 1,5 miliona dolarów.

To cena, przy której można myśleć o zakupie samochodu po renowacji. Tyle, że nie dla każdego auto po renowacji to łakomy kąsek. Niektórzy mogą woleć samochód w możliwie oryginalnym stanie, który sami doprowadzą do ideału wedle własnego widzimisię. I taka baza może być dla nich bardziej atrakcyjna, niż już odrestaurowane niewiadomoco, albo jakieś resztki zgruzowane gdzieś pod szopą na Kubie, do których trzeba dokupić mnóstwo elementów. Co prawda Mercedes wciąż oferuje szereg podzespołów do tego pojazdu, ale tanio nie będzie.

Można też zabezpieczyć gołą blachę i jeździć tak jak jest. Spakować się w te walizki od Karla Baischa, odpalić Beckera Mexico i ruszyć w nieznane. Koniecznie na tych czarnych, kalifornijskich blaszkach i pomieszanych kolorystycznie felgach. W końcu w klasykach chodzi o to, żeby się wyróżniać. Kolejny srebrny Gullwing nikogo już nie zaskoczy.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać