Wiadomości / Felietony

Jeśli osiągasz zyski – zwalniaj, jeśli masz kłopoty finansowe – zwalniaj. Jaguar-Land Rover podąża ścieżką General Motors

Wiadomości / Felietony 18.12.2018 223 interakcje
Michał Koziar
Michał Koziar 18.12.2018

Jeśli osiągasz zyski – zwalniaj, jeśli masz kłopoty finansowe – zwalniaj. Jaguar-Land Rover podąża ścieżką General Motors

Michał Koziar
Michał Koziar18.12.2018
223 interakcje Dołącz do dyskusji

Jaguar Land Rover ma poważne kłopoty finansowe, ale powstał już plan naprawy sytuacji. Wygląda jak kopia tego, co General Motors robi kiedy osiąga coraz większe zyski. Czy naprawdę zwolnienia i zawężanie oferty to obecnie rozwiązanie dobre na każdą sytuację?

Skrajnie różne wyzwania stojące przed przedsiębiorstwem wymagają skrajnie różnych środków, prawda? Jak się okazuje – nie do końca. General Motors z okazji dobrych wyników finansowych wyrzyna bez litości sporą część gamy modelowej i zwalnia pracowników. Co robi Jaguar Land Rover wobec swojej złej sytuacji? Dokładnie to samo co GM.

Tata ma plan dla syna.

Jak podaje The Financial Times, Tata Motors, któremu podlega Jaguar-Land Rover, ma ogłosić na początku 2019 plan naprawy sytuacji. Zapowiadane są 2 etapy – „Charge” i „Accelerate”. Łącznie oba mają przynieść poprawę wyników finansowych o 2,5 miliarda funtów.

A jak osiągnąć ten cel? Pamiętacie Volvo serii 700? To model, który uratował szwedzką markę. Pojawił się tylko dzięki odważnej decyzji o kontynuowaniu projektu pomimo problemów finansowych. Dobry, przemyślany, wyciągnął firmę z dołka. Piękna historia, prawda? Zapomnijcie o niej. Plan indyjskiego koncernu jest zupełnie odwrotny.

Pierwsze 18 miesięcy opracowanego przez Tata Motors ratunku dla JLR to obcięcie kosztów o miliard funtów, polegające w dużej mierze na masowych zwolnieniach. Nieoficjalnie mówi się nawet o 5 tysiącach osób, które stracą pracę. To około 1/8 wszystkich zatrudnionych przej brytyjską firmę. Za błędy menadżerów z kilku ostatnich lat zapłacą pracownicy. Dalszy element planu to, a jakże, wycinanie samochodów z gamy modelowej, a najprawdopodobniej razem z nimi pracowników je wytwarzających. Różnorodność to zło! Teraz w modzie jest standaryzacja i ujednolicanie. Choć akurat w przypadku JLR nie będę zbyt długo płakał. Część ich samochodów faktycznie jest nietrafiona.

Widmo świętej zyskowności widać wszędzie.

Tymon doskonale opisał w swoim tekście o planach General Motors na czym polega nieograniczony pęd do tej legendarnej zyskowności i ładniejszych słupków do pokazania akcjonariuszom koncernów. Jak pokazuje przykład JLR, ten mechanizm jest bezduszny do tego stopnia, że zawsze działa tak samo, niezależnie od sytuacji przedsiębiorstwa. Jest dobrze? Zwalniaj i wycinaj modele. Jest źle? Zwalniaj i wycinaj modele. Nie ma mowy o „wprowadź nowe udane produkty“. To za drogie i obarczone zbyt dużym ryzykiem. A przede wszystkim zbyt długotrwałe w swym działaniu.

Akcjonariusze koncernów chcą przede wszystkim widzieć liczby. I to dziś. Nic więcej ich nie obchodzi. Przy tej filozofii nie dziwi też dążenie do modelu samochodu jako usługi. Produkując jednolite, generyczne auta do carsharingu można zwolnić jeszcze więcej ludzi i zamknąć kolejne kilka fabryk. Zyskowność będzie się zgadzać. Jakby jeszcze wszyscy ludzie chcący mieć prywatny samochód mieli go w formie miesięcznej subskrypcji to akcjonariusze zatańczyliby taniec deszczu. Minimum ryzyka i kosztów, maksimum zysku. Najlepiej byłoby w ogóle nie produkować samochodów. Zlecać to na zewnątrz i zajmować się tylko pośrednictwem w ich udostępnianiu.

Zróżnicowanie w motoryzacji to przeżytek.

Może to śmiała teza, ale w pewnym stopniu zachowania koncernów i ich sposób wypracowywania większego zysku to efekt postępowania samych klientów. Ktoś zapyta: „Ale jak to? Kupując nowego SUV-a koncernu X wspieram zwolnienia i ograniczanie oferty modeli?” Tak. W małym stopniu, ale z tych drobnych decyzji wyłania się obraz rynku, na którym ciekawe samochody prawie wyginęły, a tryumfy święcą auta generyczne i SUV-y we wszystkich smakach, aż do obrzydzenia. Tak samo decyzja o wybraniu carsharingu zamiast zakupu auta – też ma wpływ na obraz motoryzacji i to co się z nią dzieje.

Rynek to bardzo demokratyczny organizm. Każdy z nas głosuje swoim portfelem. Nie mówię, że zakup SUV-a albo korzystanie z carsharingu jest czymś złym. W żadnym wypadku. Ale warto mieć świadomość, że wyrzucanie kolejnych modeli z portfolio, a wraz z nimi pracujących przy ich produkcji ludzi, jest powiązane z naszymi decyzjami. Wycofywane z produkcji samochody nie są wybierane na tyle często przez klientów, by nie opłacało się ich wyciąć.

Vox populi, vox dei.

To zawartość naszego portfela jest tym, czego chcą koncerny. To jest nasz wpływ na obraz motoryzacji. Warto o tym pamiętać, by nie narzekać, jak to kiedyś było fajnie siedząc w kolejnym absurdalnie wielkim i niepraktycznym SUV-ie.

Co to znaczy? Że większość ludzi chce ujednolicenia samochodów i jazdy jako usługi. Ewentualnie odrobiny SUV-ów, ale ta moda też w końcu przeminie. Więc koncerny będą dalej zwalniać pracowników i ograniczać ofertę zgodnie z potrzebami klientów.

Nieco w kontrze mogą stać niezależne marki elektryków, takie jak Tesla czy wchodzący na rynek Rivian. Spokojnie, po pierwszym zachwycie też z czasem dołączą do szarego nurtu, jeśli będą chciały stać się naprawdę dochodowymi koncernami, a nie wiecznie niszowymi markami. Takie zbyt łatwo upadają.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać