Historia / Ciekawostki

Zapomniany polski prototyp auta dostawczego na sprzedaż. Nie wiadomo, co ma w środku

Historia / Ciekawostki 27.03.2024 434 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 27.03.2024

Zapomniany polski prototyp auta dostawczego na sprzedaż. Nie wiadomo, co ma w środku

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski27.03.2024
434 interakcje Dołącz do dyskusji

Intrall Lubo jest tak piękny, że przed otwarciem ogłoszenia przygotujcie sobie kawałek kartonu do zasłonięcia ekranu. A jeśli planujecie go kupić, to przyszykujcie jeszcze 160 tys. zł.

W przypadku prototypów i aut wyprodukowanych w jednym lub kilku egzemplarzach trudno jest nabijać się z ceny, bo nie ma jej do czego przyrównać. Nieznany szerzej łódzki kolekcjoner ma do sprzedania niezwykły pojazd – prototyp polskiego dostawczaka o nazwie Intrall Lubo i chce za niego 160 tys. zł. Dużo czy mało – nie wiem, ale wiem że jest to całkiem bezużyteczny, choć niezwykle ciekawy kawałek historii polskiej motoryzacji.

Intrall Lubo na sprzedaż nie ma silnika ani skrzyni biegów

Nie posiada również zegarów oraz ogólnie jest wyłącznie dostawczakiem wizualnym, ponieważ nie otwierają się żadne drzwi do ładowni – przesuwne nie mają prowadnic, a tylne skrzydłowe – zawiasów. Zdaniem sprzedającego powstały cztery sztuki pojazdów Intrall Lubo, z czego ten egzemplarz był prezentowany na targach IAA we Frankfurcie, ale nigdy nie został dokończony. Trzy pozostałe były jeżdżące i napędzane silnikami z Iveco Daily o pojemności 2,8 litra, jednak miały one postać podwozi do zabudowy i nałożono na nie albo kontenery, albo otwarte skrzynie ładunkowe. Tylko ten jeden, biały, otrzymał nadwozie furgonowe. Egzemplarze, które wyjechały na ulice Lublina do filmu promocyjnego, można obejrzeć tutaj:

Jeszcze nieco ponad rok temu biały Intrall Lubo stał w hali w Lublinie

Był smutny i zakurzony. Teraz najwyraźniej trafił do kolekcjonera, który postanowił trochę go odrestaurować, lub przynajmniej uzupełnić braki. Wprawdzie silnika i wskaźników nadal nie ma, ale pojawiły się brakujące elementy oświetlenia. Zdaniem sprzedającego, pojazd ten należy traktować raczej jako eksponat, ponieważ prace nad jego zbudowaniem musiały zamknąć się w okresie dwóch tygodni. A to oznacza, że wszystko złożono naprawdę na szybko, nie przykładając się do żadnych detali, jak odpływy wody czy lakierowanie elementów wewnętrznych czymkolwiek poza podkładem. Podobno do części ładunkowej nie bardzo da się dostać, chyba że przez demontaż foteli i tapicerki na grodzi. Ciekawe, co ukryto w środku – może brakujący silnik i skrzynię biegów?

Teraz jest umyty:

intrall lubo
Fot. Quentin MR-300

Sprzedający wystawia również prospekty Intralla Lubo

Pokazują one nigdy niepowstałe wersje Lubo, jak np. mikrobus. Wzruszyło mnie hasło: is it a commercial vehicle or your Partner? It’s both! – ale stawiam, że Peugeot mógłby znowu zaprotestować przeciwko temu sukcesowi polskiej motoryzacji.

Oczywiście Intrall Lubo nigdy nie miał żadnych szans na produkcję seryjną

Nie było pieniędzy ani na jej rozpoczęcie, ani na skuteczny marketing. Może gdyby wtedy istniał rząd, marzący o wskrzeszeniu polskiej motoryzacji, wspomógłby ten projekt, ale był to rok 2006 i nikomu nic takiego do głowy nie przychodziło. W sumie sprzedaż tego pojazdu to trochę smutna historia, bo mnie się wydawało – tak przynajmniej słyszałem – że on trafia do zasobów muzealnych, tymczasem jest w rękach prywatnego kolekcjonera. Zapewne kupił go względnie tanio, a teraz robi na nim flipa.

Podobno wskaźniki były podobne jak w Fabii. Fot. Quentin MR-300.

Z całą pewnością nie jest to oferta dla przeciętnego odbiorcy czy nawet osoby zainteresowanej polską motoryzacją. Lubo powinno zostać kupione przez któreś z polskich muzeów, tyle że cena może je trochę odstraszyć. Być może jednak po dłuższych negocjacjach znajdzie się ktoś, kto wyeksponuje ten pojazd w sali „to się nam nie udało” razem z Syreną 110, Beskidem i Izerą. A nie, przecież dla Izery jest jeszcze nadzieja.

Fot. Quentin MR-300

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać