Klasyki

Ferrari 250 GTO sprzedane za 48 mln dolarów. To rekord, jeśli chodzi o aukcje klasyków

Klasyki 26.08.2018 397 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 26.08.2018

Ferrari 250 GTO sprzedane za 48 mln dolarów. To rekord, jeśli chodzi o aukcje klasyków

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski26.08.2018
397 interakcji Dołącz do dyskusji

Nawet gdybym zebrał wszystkie samochody, o których marzę, w jednej hali, ich wartość nie zbliżyłaby się nawet do sumy, za którą sprzedano unikatowe Ferrari 250 GTO, prowadzone w przeszłości przez Phila Hilla. 48 mln dolarów to najwyższa suma osiągnięta na aukcji klasyków, ale było jeszcze droższe auto… i to dużo droższe.

21 czerwca informowaliśmy o zbliżającej się aukcji czerwonego Ferrari 250 GTO, którym ścigał się Phil Hill – amerykański kierowca wyścigowy, jedyny pochodzący ze Stanów Zjednoczonych mistrz świata Formuły 1. Egzemplarz wystawiony na sprzedaż jest wyjątkowy, bo choć brał udział w ponad 20 wyścigach, nigdy nie miał żadnej kolizji ani uszkodzenia zewnętrznego. Silnik i nadwozie pasują do siebie (tzw. matching numbers), auto pochodzi zaś z serii zaledwie 36 sztuk modelu 250 GTO. Ma kompletną historię zmian właścicieli, było zawsze serwisowane i przechowywane z najwyższą dbałością.

Czerwone 250 GTO Phila Hilla zostało wystawione na aukcji RM Sotheby’s z ceną wywoławczą 35 milionów dolarów. Niektórzy sądzili, że sprzeda się za ponad 60 milionów. Inni uważali, że 45 mln to za dużo i nie znajdzie nabywcy. Ostatecznie jednak klienci pojawili się i podbili cenę do 48,4 mln dolarów.

Ferrari 250 GTO
No ładne nawet…

To wcale nie jest rekordowa wartość. Przecież jeszcze w tym roku inne 250 GTO sprzedało się za 70 mln dolarów.

Zresztą o tym także pisaliśmy. Czemu więc tak dużo źródeł podaje, że to sprzedane właśnie na RM Sotheby’s czerwone 250 GTO pobiło rekord? To proste: srebrne 250 GTO za 70 mln dolarów zmieniło nabywcę „z rąk do rąk” na zasadzie umowy między stronami. Coś podobnego do tego, jak kiedy wracałem ze sklepu i zobaczyłem sąsiada naklejającego kartkę „sprzedam” na swoim Maluchu. Pół godziny później ja miałem Malucha, a sąsiad 800 zł. Podobna sytuacja, tylko z nieco innymi kwotami, wystąpiła w przypadku srebrnego GTO. Panowie dogadali się na 70 baniek, podpisali umowę i rozeszli się w swoich kierunkach.

Czerwone GTO, sprzedane na RM Sotheby’s, jest jednak najdroższym samochodem sprzedanym podczas aukcji klasyków.

Ferrari 250 GTO

Powtórzmy: dobiło do 48,4 mln dolarów. To 179 mln złotych. Gdybym zaczął tworzyć listę tego, co można kupić sobie za 179 mln złotych, pewnie musiałbym spędzić tu całą noc. Może powiem tylko, że najdroższy samochód, o którym marzę – Tatra T77/T87 – z trudem dobija do 150 tys. dolarów. Mógłbym więc pewnie kupić sobie wszystkie przedwojenne, streamline’owe Tatry jakie pozostały na świecie i nadal dysponowałbym gigantycznymi zasobami finansowymi.

Nie mam żadnego problemu z tym, że ktoś kładzie 179 mln zeta na stół za jakiś stary włoski wóz. Ma forsę, ma fantazję, może się bawić. Widzę inny problem. Jak składować i przechowywać taki samochód? Powinien stać pod szklanym kloszem z kuloodpornego szkła, zawinięty w próżniowy baniak. Dzień i noc powinno go pilnować co najmniej dwóch uzbrojonych strażników. Jak go ubezpieczyć? Czy ubezpieczyciel zdecyduje się wycenić jego wartość zgodnie z wynikiem aukcji? Czy w przypadku drobnego uszkodzenia ta wartość zostanie wzięta pod uwagę? Przypuśćmy, że ktoś otwierając w nim drzwi zerwie linkę od klamki. W normalnym aucie taka linka to kilka-kilkanaście dolców, ale gdyby zestawić ją proporcjonalnie z wartością Ferrari, może się okazać, że linka jest warta kilkanaście tysięcy „zielonych”. A co z wymianą elementów eksploatacyjnych? Czy do takiego samochodu w ogóle można założyć zwykłe opony? Albo zwykły filtr oleju za 20 baksów? Czy wartość tego pojazdu w ogóle pozwala na eksploatację go?

Ferrari 250 GTO
Wolę nie myśleć, ile wart jest ten klakson po prawej.

No i najważniejsze: transakcje tego typu pompują bańkę na samochody zabytkowe jeszcze bardziej. Kolejne Ferrari poszło za prawie 50 milionów dolców? Właściciele najbardziej udręczonych 308, 328 i 348, o 412 nie wspominając wcale nie myślą teraz o sprzedaży – panie, przecież to Ferrari. Widziałeś pan ile to warte? 50 milionów! Wszyscy, którzy decydują się na zakup za tak gigantyczne kwoty, kręcą bat na siebie, bo bańka kiedyś pęknie i może się okazać, że nasze 250 GTO jest warte tylko 20 mln dolców.

Ferrari 250 GTO
Ta siatka to pewnie z kilkadziesiąt tysięcy…

Jak to dobrze, że nie mam takich problemów. Najdroższy z moich klasyków będzie za jakiś czas wymagał polakierowania. Właśnie myślę, czy oddać go do lakiernika, czy wypożyczyć sprzęt i opryskać go samemu.

Zdjęcia: RM Sotheby’s

Ferrari 250 GTO

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać