Ferrari 250 GTO za 44 mln dolarów i spór o skrzynię biegów, czyli problemy pierwszego świata
Klasyki / Ciekawostki 17.12.2019Kiedy kupuje się najdroższe na świecie Ferrari 250 GTO za 44 bańki dolców, można by oczekiwać że wóz będzie idealny. Gorzej, gdy czegoś brakuje. Spór między sprzedawcą a kupującym właśnie trafił do sądu.
Sprawa jest niebywale zagmatwana. Niejaki Gregor Fisken, handlarz supersamochodami, kupił w 2017 r. Ferrari 250 GTO. Niezwykle cenny, drugi wyprodukowany egzemplarz z serii 39 aut, ma bogatą historię wyścigową. Prowadził go m.in. mistrz świata Formuły 1 Phil Hill, zajmując drugie miejsce w wyścigu na Florydzie w 1962 r. Zresztą 250 GTO nie trzeba nikomu reklamować, wiadomo że jest to najdroższy samochód na świecie i już. Żadne Bugatti nie są w stanie dorównać cenom, jakie płaci się za to kultowe Ferrari. Pan Gregor Fisken nabywając 250 GTO w 2017 r. też położył niemało szmalu: 44 miliony dolarów. Nie jest to rekord, te auta sprzedawano drożej – najwyższa cena zarejestrowana na aukcji wynosi 48,4 mln dolarów i też należy do 250 GTO. I także w tle pojawia się Phil Hill.
Nabywca wiedział o wadzie pojazdu
Fisken był świadom, że samochód nie ma skrzyni biegów, ponieważ została zeskładowana w jakimś warsztacie w Stanach w celu rzekomego remontu. Sprzedającym Ferrari był prawnik z Waszyngtonu, pan Carl. Niestety, kupowanie czegoś od prawnika nie brzmi jak dobry pomysł, ponieważ specjalista od paragrafów tak skonstruuje umowę, żeby kupujący był pokrzywdzony, ale bezsilny w świetle prawa. Tu było dokładnie tak samo: pan Fisken sądził, że skrzynię biegów dostanie razem z autem i że sprzedający po prostu zorganizuje jej dostarczenie. A Boże uchowaj. Prawnik natychmiast umył ręce i powiedział, że po pierwsze on nie ma żadnej skrzyni, a po drugie to za 25 000 dolarów może powiedzieć, gdzie ona jest. A tak w ogóle, to on by chciał jeszcze 500 tys. dolarów, bo oferta opiewała na 44,5 mln dolców za samochód + skrzynię do samodzielnego montażu. To dlaczego on ma być stratny pół bańki i wydać tę skrzynię tak o? No tak to się bawić nie będziemy, powiedział prawnik i zaczął pisać pismo procesowe.
W odpowiedzi prawnik Fiskena też pozwał sprzedającego
Twierdzi on, że sprzedający, czyli pan Carl, obiecał dostarczyć skrzynię biegów samodzielnie, czego nie zrobił i jeszcze domaga się szmalu, tak jakby te 44 miliony mu nie wystarczyły. Carl odpiera zarzuty, mówiąc że nic z tych rzeczy, i te 25 tys. dolarów to nie miały być dla niego, tylko dla warsztatu, który tę skrzynię posiada. Miała to być jedynie opłata za wydanie skrzyni, i że on zrobił wszystko najlepiej jak mógł, bo skrzynię zlokalizował i wie jak ją pozyskać. Jedynie odmawia zajmowania się tym i wysyłania jej z USA do Wielkiej Brytanii (gdzie rezyduje pan Fisken), chyba że dostanie pół bańki dolców, to wtedy ewentualnie się zastanowi.
Zapowiada się fascynujący proces sądowy
Myślę, że z tego można byłoby nakręcić nawet ciekawszy film niż Ford v Ferrari. Roboczy tytuł mógłby brzmieć „Law v Ferrari”, albo „Gears of Law”, albo coś w tym guście. Nie powiem, trochę mnie bawi jak ludzie, którzy wydają ponad 40 milionów dolarów na samochód muszą się potem boksować o skrzynię biegów, tak jak ja kupując graty za 2000 zł muszę się dopominać o opłacone OC albo sprawny akumulator. A tymczasem warte 44 mln dolarów Ferrari stoi i nie jeździ, stając się zapewne najdroższym niesprawnym i niekompletnym samochodem na świecie. Widzę tylko jedno wyjście – podpowiedział mi je pewien znany Youtuber: na czas walki o skrzynię biegów należy pozbawić 250 GTO oryginalnego silnika i wsadzić tam jednostkę S-21 z Żuka razem ze skrzynią. Wtedy, po pomnożeniu przez współczynnik „jedyny taki legenda PRL” wartość 250 GTO jeszcze wzrośnie.