Elektryczna Skoda Fabia trafiła na sprzedaż. To desperacka walka o tanią elektromobilność
Wiadomości / Samochody używane 10.09.2022Samochodów elektryczny przybywa, ale trudno stwierdzić, by były dostępne dla zwykłego, szarego człowieka. Takiego, który rozgląda się za 10-letnim Oplem Zafirą z LPG, a na ten cel przeznacza pieniądze z wesela. Tanich, używanych elektrycznych samochodów nie ma. Na pewno nie w cenach porównywalnych z autami spalinowymi. Dlatego cieszyć powinna każda elektryczna alternatywa, nawet jeśli posiada pewne wady. Oto elektryczna Skoda Fabia w wersji zrób to sam.
Elektryczna Skoda Fabia
Nie, jeszcze nie zadebiutowała na rynku, ale jest już na sprzedaż. Egzemplarz z 2002 roku został przerobiony na napęd elektryczny i należy za niego zapłacić 11 tys. zł. Fabie z tego rocznika potrafią być ponad dwukrotnie tańsze, ale elektryczna Skoda Fabia ma pewne zalety.
Jest to brak konieczności tankowania paliwa, którego cena ostatnio potrafiła nas zdenerwować. Prąd może również nie robić się tańszy, ale obecnie przejechanie 100 kilometrów tą Fabią ma kosztować 8 zł. Autor ogłoszenia nie wyjaśnia, czy umieszczony na masce panel umożliwia doładowywanie akumulatorów dzięki energii słonecznej. Nie wiadomo, czy ten koszt da się jeszcze tym sposobem obniżyć. Przejechanie 10 tys. kilometrów mogłoby się zamknąć w kwocie 800 zł. Tylko trochę trudno będzie to zrobić.
Nie ma nic za darmo
Ten pojazd kosztuje 11 tys. zł, a nie 211 tys. zł. Bajek nie ma, więc jakieś plusy ujemne muszą być. Żeby osiągnąć 10 tys. km rocznego przebiegu, należałoby jeździć tym samochodem codziennie. Jego zasięg to 30 kilometrów, czyli odbiega od rynkowej oferty pojazdów nowych, to bardziej wynik na poziomie hybryd typu plug-in. Podobno raz udało się zrobić 42 km na jednym ładowaniu, ale nowy właściciel do pracy i sklepu powinien mieć raczej blisko.
Auto dla mało wymagających
Na deser pozostała nam jeszcze prędkość maksymalna pojazdu, to 45 km/h. Jest to raczej ograniczenie technologiczne, to przypadkiem prędkość Melexa. Nadmierna prędkość i tak nadmiernie drenowałaby energię z akumulatorów. Przy prędkości 90 km/h zasięg nie wyniósłby raczej nawet 30 kilometrów. Formalnie auto chyba pozostaje wciąż autem benzynowym, przynajmniej jako takie zostało ubezpieczone. Być może jeszcze trzeba będzie wziąć na klatę ewentualną niezgodność stanu faktycznego z zapisem w dowodzie rejestracyjnym. Polisa OC jest ważna, obowiązkowe badania techniczne trzeba będzie zrobić. Może być to pewna przeszkoda dla zainteresowanych i powód zdziwienia diagnosty. Nie wiem, czy myśl o akumulatorach, które zostały zakupione w styczniu 2022 roku, wystarczająco mocno pchnie w stronę decyzji o zakupie i pozytywnej decyzji w SKP.
Trzeba też przegryźć się z myślą, że będziemy jechać tuż obok akumulatora i to tak dosłownie. Część z nich, a może wszystkie, zostały zainstalowane na przednim siedzeniu pasażera. Nie stawiałbym na nim kawy, a przed wzrokiem diagnosty raczej bym je chował. Chciałbym zobaczyć tego śmiałka z SKP, który powie, nie ma tu nic do oglądania, to normalne MPI, podbijam, szczęśliwej drogi.