Felietony

Auta elektryczne zimą są takie fajne, że nie przechodzą próby Golfa z gazem

Felietony 13.12.2023 959 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 13.12.2023

Auta elektryczne zimą są takie fajne, że nie przechodzą próby Golfa z gazem

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz13.12.2023
959 interakcji Dołącz do dyskusji

Ostatnio przesiadałem się z jednego elektrycznego samochodu do drugiego. Zimą jest to przeżycie wyjątkowe. Oddajmy się refleksji nad tym, co utraciłem, gdy w końcu wsiadłem w samochód spalinowy, i przywołajmy Golfa z gazem.

Tak jeszcze nie miałem, żebym z jednego elektrycznego auta przesiadał się do drugiego. W ten sposób można się przyzwyczaić i poczuć, jakbym normalnie, tak na co dzień, użytkował samochód z takim napędem. Bez garażu, bez możliwości podpięcia do gniazdka i w niekorzystnych warunkach atmosferycznych, bo padał śnieg i występował mróz. Przesiadając się do spalinowego auta, trochę odetchnąłem, ale też miałem małe poczucie straty. Spróbuję zrobić mały, zimowy bilans, bo zimą widać, jak trudno jest przebić próg Golfa z gazem. Zacznijmy od rzeczy miłych.

Przestałem być wyjątkowy

Wtopiłem się w szarą masę użytkowników samochodów spalinowych, a z samochodem elektrycznym byłem wyjątkowy. Jeździłem autami zupełnie innymi od reszty i miałem inne problemy, niż mają ich właściciele. Za takie poczucie wyjątkowości to się spore pieniądze płaci. Teraz tak samo mi coś burczy pod maską, jak całej reszcie kierowców, zamiast w ciszy startować do przodu. Tyle tematów do rozmów i zainteresowania znajomych traci się wraz z oddaniem elektrycznego samochodu. Powaga, tak szaro jest.

Ciepło na żądanie

Niegarażowany elektryczny samochód zimą to przykry temat, ale są i zalety, nawet w tej trudnej sytuacji. Ciepło potrzebne do odmrażania szyb jest dostępne od ręki, bo nie jest związane z pracą silnika. Nie trzeba więc skrobać przedniej szyby. Przy odrobinie cierpliwości bocznych szyb też nie trzeba dotykać i to bez narażania się na mandat.

Gdybym miał, chociaż gniazdko elektryczne, mógłbym jeszcze korzystać z opcji programowania czasu nagrzewania auta, ale nie dla psa z bloku kiełbasa. Przynajmniej tyle dobrego, że od razu mogłem ciepłym powietrzem na szyby dmuchać. Byłem nawet na tyle nierozważny, że już wycofywałem z miejsca parkingowego, patrząc na obraz z kamery, a śnieg na przedniej szybie dopiero mi się topił. Nie mówcie nikomu. Niestety zimą to jest główna atrakcja elektrycznego samochodu. Oczywiście poza tym, że najczęściej są fajne.

Przesiadałem z elektrycznego Opla Astra do spalinowego

Tak się złożyło, że przesiadłem się z elektrycznego Opla Astra do wersji spalinowej i werdykt jest prosty — wersja elektryczna jest lepsza. Lepsza w takim sensie, że przyjemniej się ją prowadzi, mniej nurkuje przy hamowaniu, lepiej przyspiesza, jest ciszej, po prostu jest to lepszy samochód, gdy pominie się kwestię ładowania. Poza tym uruchamiając elektryczne auto i przejeżdżając nim kilka kilometrów, nie mam poczucia, że morduję w nim silnik spalinowy, nie zapewniając mu prawidłowego smarowania i parametrów pracy, bo przecież nie mam tam żadnego spalinowego silnika. Pełen luz.

To byłoby na tyle, jeśli chodzi o tęsknoty i sentymenty.

Zimą jest zimno

Już to kiedyś pisałem, ale muszę jeszcze raz powtórzyć. Samochód elektryczny zimą to nie jest ta sama kategoria przeżyć, co samochód spalinowy. Nawet nie dotarłem jeszcze do ładowania, a już da się zauważyć kilka różnic.

Silnik elektryczny nie ma takich strat, jak spalinowy i nie ma tam ciepła będącego skutkiem ubocznym pracy, zdolnego ogrzać auto. Ciepło zimą to towar deficytowy i to widać. Praktycznie cały cza jeździłem mniej lub bardziej zamarzniętym samochodem. Dwukrotnie w trasie zatrzymywałem się, bo bałem się, że lód z dachu uderzy w inne auto. W samochodzie spalinowym w końcu by się rozpuścił, a ten ma masce jeszcze szybciej. W autach elektrycznych jeździłem z lodem, na który nie miałem dobrego pomysłu. Ani to zebrać szczotką, ani zeskrobać z lakieru. Musiałbym chyba polewać samochód letnią wodą, czego robić nie chciałem. Jedyna szansa na pozbycie się tego śnieżno-lodowego balastu to specjalna zaplanowana wycieczka do jakiegoś garażu.

W końcu główny punkt programu.

Ładowanie auta elektrycznego zimą

Mam czasami takie myśli, żeby użytkować elektryczny samochód, mimo że nie mam go gdzie ładować. Może nawet bym się zdecydował, gdybym tyle nie przemieszczał się na długich dystansach. Mój obecny stan refleksji jest taki, że nigdy nie zdecyduję się na to zimą. Latem jest inna bajka. Można raz na kilka dni zostawić auto podpięte do ładowania i pójść pobiegać, albo na zakupy w galerii handlowej. Zimą można dostać kataru, albo oszukiwać się, że siedzenie w samochodzie pod ładowarką to jest jakiś skok cywilizacyjny.

Najpiękniejsze miejsce świata.

Przez ten stosunkowo niedługi czas, kiedy musiałem ładować elektryczne samochody, ciągle spotykałem niedziałające stacje ładowania i notorycznie moc ładowania była kilkukrotnie niższa niż deklarowana przez operatorów ładowarek i producentów aut. Miałem naprawdę mocne poczucie porażki, gdy stałem na jakimś przemysłowym odludziu, przy stacji, która oferowała 200 kW, auto mogło przyjmować 100 kW, a ja chciałem, żeby moc ładowania zbliżyła się chociaż do 40 kW. Ładowanie tych samochodów zimą w trasie to jest nieustanne poczucie straconego czasu.

Na pewno znowu coś zrobiłem źle.

Daleko od szosy

Podam jeszcze dwa przykłady swej niedoli. Mam do wyboru dwie stacje ładowania w pobliżu mojego domu. Takie sensowne i w zasięgu kilku kilometrów. Jedna jest na zewnątrz, ta mocniejsza, ale pod galerią handlową o charakterze budowlanym. Raczej nie mam potrzeby oglądać co kilka dni oferty paneli podłogowych, musiałbym kwitnąć w samochodzie w trakcie ładowania. Druga ładowarka, ta wolniejsza, jest pod centrum handlowym, gdzie mógłbym napić się herbatki, albo zrobić zakupy. Problem jest taki, że ciągle jest z nią problem, często zdarza się, że ulega awarii. W dodatku jest dość popularna, więc trzeba liczyć się z tym, że można napotkać zajęte złącze szybkiego ładowania. To są moje opcje ładowania, żadna nie wydaje mi się atrakcyjna, szczególnie zimą.

I jeszcze coś, właśnie to sprawdziłem. Od Warszawy, aż do Rzeszowa, w ciągu drogi ekspresowej nie ma ani jednej stacji ładowania, która nie wymaga zjechania z wyznaczonej drogi. Kierowca samochodu spalinowego po prostu zjeżdża kilkadziesiąt metrów na stację paliw, a kierowca auta elektrycznego nie ma takiej opcji. Choć akurat na odcinku od Lublina do Rzeszowa dzielą ten sam kłopot, bo żadnych stacji, ani benzynowych, ani elektrycznych tam nie ma.

Kierowca samochodu elektrycznego musi odbić co najmniej kilka kilometrów, całkowicie zjeżdżać z drogi ekspresowej, żeby naładować samochód. Nadkłada się kilka kilometrów i stoi na jakimś pustym parkingu obok przenośnej toalety. Prestiż.

Próba Golfa z gazem

Widzę też, że chyba kłopot wolnego ładowania dotyka nie tylko mnie. Bartłomiej Derski udostępnił w ładnej graficznej formie podsumowanie swojej podróży z Gdańska do Krakowa, co chyba często czyni. Jego czas ładowania to 1 godzina, która dodatkowo doszła do czasu podróży, a korzystał też z ładowania w miejscu pobytu.

Auto kosztuje pół miliona złotych na start, ma 3,8 s do setki. Nie ma sensu testować ani przyspieszenia, ani komfortu podróży z wyższą prędkością, bo to się nie opłaca. Wyższą prędkość trzeba odrobić potem przy ładowarce. Taką samą trasę da się pokonać szybciej i taniej Golfem z gazem. Nie ujmując niczego marce BMW, poziom zmęczenia w aucie kompaktowym będzie wyższy, ale nie dyskwalifikujący. Na pewno nie przy prędkościach rzędu 120 km/h. Zimą różnica na korzyść auta z instalacją LPG będzie bardziej widoczna, bo nie marznie się pod zbyt wolną ładowarką.

Mogę więc sobie pragnąć samochodu elektrycznego, ale na razie powstrzyma mnie ta kwestia, zima. Miałem zbyt wiele niechcianych sytuacji przy stacjach ładowania, by wierzyć wyłącznie w swojego pecha. Zimą ładowanie to była trochę droga przez mękę i ciągłe poczucie, że ktoś mnie na tych stacjach robi w konia. Dopóki auto za pół miliona złotych nie przebije Golfa z gazem, w czymś innym niż poczucie prestiżu, wielu osobom trudno będzie się zdecydować na jeżdżenie na dłuższych dystansach autem elektrycznym. Jazda miejska i podmiejska, z domku i do domku z garażem — bajka. Ładowanie zimą na jakimś pustkowiu, na mrozie i z trzykrotnie niższą od deklarowanej mocą — bajka tylko dla dorosłych.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać