Przegląd rynku

Kazali mi to napisać: co kupię po Alfie Romeo 159 SW?

Przegląd rynku 11.03.2020 347 interakcji

Kazali mi to napisać: co kupię po Alfie Romeo 159 SW?

Piotr Barycki
Piotr Barycki11.03.2020
347 interakcji Dołącz do dyskusji

Nie, nic mojej obecnej 159 nie dolega. Ale zawsze warto być przygotowanym.

A prawda jest też taka, że koledzy z redakcji, po wysłuchiwaniu przez miesiące tego, co mógłbym sobie kupić po kolejnej 159, mieli już chyba dość i kazali mi spadać ze Slacka, i spisać to w formie tekstu.

Zacznijmy od listy wymagań, bo ta jest dość krótka.

Głównie dlatego, że gdybym się miał poważnie zastanowić, to auto nie jest mi przesadnie potrzebne. Nie wożę nim dzieci do szkoły ani nawet psa do weterynarza (ogarniamy to tramwajem). Zakupy robię w pobliżu domu albo zamawiam przez internet. Do pracy też nie muszę jeździć, bo od sypialni do biura mam jakieś 2,5 metra.

Samochód głównie służy mi do tego, żeby podwieźć mnie co weekend w góry albo wyrwać się na mniej lub bardziej spontaniczną wycieczkę, chociażby nad polskie morze albo gdzie sobie wymyślę. Czyli jest trochę taką zabawką/hobby, pomagającym uskuteczniać inne zabawy/hobby. Idealny układ, bo jak np. zepsuje mi się na tydzień czy dwa, to właściwie nie mam z tym żadnego problemu.

Nie mam też wielkich potrzeb transportowych. Rzadko kiedy jeżdżę w więcej niż 2 osoby, a wręcz przyznaję się, że przeważnie nieekologicznie jeżdżę po prostu sam. Bagażnik? Byle był – rower i tak wrzucam na dach, lodówkę niech mi dowiozą pod dom. Pies może jechać na tylnej kanapie.

Mimo to nie biorę pod uwagę przesadnie małych aut. Są przeważnie mniej wygodne podczas dłuższych podróży, mniej komfortowe i najzwyczajniej w świecie mi się nie podobają. Na swoją obronę mam głównie to, że nie zajmuję tym autem miejsca w mieście, bo rzadko kiedy poruszam się po nim w ten sposób.

W kwestiach napędowych nie jestem natomiast prawie w ogóle wybredny. Prawie, bo nie dopuszczam nawet myśli, że kupiłbym auto z przekładnią manualną w 2020 r. Poza tym – szczególnie, że jestem bardzo spokojnym kierowcą – nie mam wymagać, o ile auto nie jest boleśnie zamulające. Nawet trzy cylindry i litr pojemności mi nie przeszkadzają – za dużo razy w praktyce już przekonałem się, że ten kartonik mleka wystarczy.

To do rzeczy, z podziałem na kategorie:

Chciałbym, ale…

… nie wiem, czy chciałbym wydać aż tyle na jeden samochód. Tak po prostu – zgodnie z zasadą, że auto powinno się kupować takie, żeby nie było szkoda, jak mu się coś stanie, to te propozycje są bardzo mocno na krawędzi. Z drugiej strony wszystkie trzy propozycje z tej listy należą do kategorii „kupiłbym i jeździł aż koła odpadną”, więc też sporo sensu.

Alfa Romeo Giulia (2.0 200 KM, AT8)

bmw 320d

To auto jest pierwsze na liście nie bez przyczyny. Właściwie każde auto znajdujące się poniżej zaczyna się albo w pewnym momencie konfiguracji dochodzi do poziomu równego albo wyższego niż przyzwoita Giulia. I wtedy zawsze pojawia się pytanie – cholera, a dlaczego właściwie nie Giulia?

Jest tutaj właściwie wszystko – dobry benzynowy silnik, dobra przekładnia automatyczna, bardzo dobre osiągi, przyzwoite i całkiem ładne wnętrze, a do tego to coś (trochę żałośnie to brzmi, ale tak jest), co jednak sprawia, że jeśli nie kupię Giulii tylko co innego, to zawsze będę myślał „a mogłem jednak brać Giulię”.

Mało to rzeczowe i pragmatyczne, ale nic na to nie poradzę i nie zamierzam z tym walczyć. Nie zawsze trzeba być rozsądnym (ani poczytalnym).

Volvo S60 T4

Jedno z niewielu aut, w którym od razu po zajęciu miejsca za kierowcą wszystko wskoczyło na właściwe miejsce. W sumie to nawet jeszcze przed tym, bo S60 potrafi wyglądać naprawdę fantastycznie.

Właściwie w egzemplarzu testowym przeszkadzały mi tylko dwie rzeczy. Po pierwsze – czarno-czarne wnętrze. Nie lubię takich i nie zamierzam więcej się na takie godzić, nawet jeśli kosztem tej decyzji miałoby być codzienne wyciąganie z garderoby odkurzacza piorącego. Po drugie – sportowe zawieszenie i spore felgi w S60 nie przydają się przesadnie do niczego. To auto świetne na długie i spokojne podróże (a takie uwielbiam), a nie na atakowanie każdego zakrętu na graniczy przyczepności.

I w tej roli spisuje się naprawdę bardzo dobrze.

Mercedes klasy C (180?)

Tutaj sprawa jest prosta – w ofercie Mercedesa od czasu do czasu pojawiają się wersje Business Edition. Tak, łączone są przeważnie z dość małymi silnikami (w tym przypadku benzynowe 1,6 z niezłym 0-100 km/h na poziomie 8,6 s), ale za to od razu mają wyposażenie z grupy „ok, to już dużo więcej dokładać nie trzeba”. Co czyni z klasy C zaskakująco rozsądną propozycję.

Rozsądny strzał

Czyli auta, którym się przyglądałem, pokonfigurowałem, uznałem, że są spoko i warto o nich pamiętać, po czym w sumie jak tylko zobaczę swoją 159, to natychmiast o nich zapominam. Ale gdzieś tam z tyłu głowy siedzą.

Skoda Octavia (1.0 TSI – jak będzie)

Oczywiście ta nowej generacji, bo o ile poprzednia zawsze była „ok”, tak nowa najzwyczajniej w świecie mi się podoba – zarówno z zewnątrz, jak i w środku, szczególnie w wersji liftback i w odmianie z jasną tapicerką.

Do tego bez trudu mogę tutaj mieć wszystko, czego bardzo mi w 159 brakuje – bezkluczykowy dostęp, matrycowe LED-y, CarPlaya i jeszcze co najmniej kilka dodatków, które trudno mi ignorować.

Wady? Po pierwsze – jeszcze nią nie jeździłem i póki co jestem na etapie redakcyjnego przepychania się do testów tego modelu. Po drugie – to jednak Octavia. Obawiam się, że gdy efekt nowości przeminie, to będę dość szybko zastanawiał się, czy nie byłoby dobrze zmienić tego samochodu, bo już aż tak na mnie nie działa.

No i wreszcie po trzecie – na razie cennik otwiera wersja 1.5 TSI o mocy 150 KM, łączona z manualną przekładnią. A to oznacza, że chętnie jeszcze poczekam na prezentację cen benzynowych wariantów w połączeniu z DSG i wycenę dla… 1.0 TSI. Nie żartuję – jestem prawie całkowicie przekonany, że do mojej jazdy (prawie zero miasta, niewiele autostrad, dużo zwykłych dróg krajowych, przepisowe prędkości) taki silnik spokojnie wystarczy. Ale o tym przekonam się w testówce – na razie wstępnie wnioskuję tylko na bazie Kamiqa z tą jednostką.

Skoda Kamiq/Scala 1.0 TSI

Ta propozycja jest na tyle nudna (szczególnie w części ze Scalą), że aż samemu nie chce mi się jej opisywać.

W skrócie: jeździłem, podobało mi się, dojeżdżałem w dobrych warunkach do celu, trudno było do czegokolwiek się przyczepić. Plus ceny nie są kompletnie z kosmosu, a Kamiq… zwyczajnie pasuje mi wizualnie. No, musiałem to napisać.

Kia Proceed (?)

Kia Proceed GT test 2019

Teoretycznie konfiguracja trudna do pobicia – dobra cena, świetny wygląd z zewnątrz, bogate wyposażenie, całkiem praktyczne nadwozie, bardzo przyjemne wnętrze (chociaż powalczyłbym z liczbą przycisków), a do tego opcja na mocny silnik (którego nie potrzebuję, ale miło mieć) i automatyczną przekładnię (obowiązkowo).

A coś przeciw? W zasadzie to trudno znaleźć cokolwiek racjonalnego. Może poza tym, że cały czas trochę boli mnie różnica między studyjnym modelem zapowiadającym Proceeda, a jego finalną formą. Gdyby dorzucono jeszcze kilka, może kilkanaście centymetrów długości, to pewnie poszybowałby od razu dużo na dużo wyższe miejsce na liście.

Volkswagen Passat 1.5 TSI

VW Passat B5 B8 test

Jeszcze większa nuda niż Scala, ale co poradzić – to jest po prostu dobre i praktyczne auto. Jeździłem trochę wersją przedliftową i właściwie mógłbym tak jeździć i jeździć. Duże, wygodne, przestronne, śmiertelnie nudne. Do tego – w odpowiedniej konfiguracji – znośnie wyposażone i niezbyt drogie.

A gdyby tak znowu używane?

Dlaczego nie? Nie mam jakiejś traumy po serwisowaniu jednej i drugiej 159, posiadanie auta do dla mnie raczej niezobowiązujące hobby niż służbowy obowiązek, więc absolutnej gwarancji mobilności nie potrzebuję ani trochę. Tzn. nie chciałbym, żeby sypało się do takiego stopnia, żeby strach było tym pojechać gdziekolwiek indziej niż do serwisu, ale poza tym – jestem gotów.

Alfa Romeo Brera 1.75 TBi

To może być dowód na jakieś problemy psychiczne, ale wolę nie diagnozować. I tak – Brera chodziła mi już po głowie od czasu poszukiwania drugiej 159, ale mimo dokonania zakupu jakoś nie chce z niej wyjść.

Po co mi właściwie zbliżona do 159 Brera, która będzie mniej praktyczna, a do tego potencjalnie kosztowniejsza, jeśli chodzi np. o części blacharskie?

To proste. Po pierwsze – nie miałem jeszcze szansy dłużej pojeździć 1.75 TBi, a trzeciej 159 kupować już raczej nie będę. Nie jest mi też koniecznie potrzebny kombi-bagażnik, bo przeważnie i tak jeździ tam tylko pies, a on aż tak wielki nie jest. Drugą parę drzwi też przeważnie otwieram raz na kilka tygodni, żeby odkurzyć okruchy, które pojawiają się tam w jakiś magiczny sposób.

Do tego zawsze chciałem jeździć czymś, co wygląda jak bardzo wściekłe mydło.

Mercedes klasy E W212 2.2 CDI

niezawodne silniki

Brera była wprawdzie pierwsza na liście, ale to poprzednia generacja klasy E jest liderem w tej klasyfikacji. Dlaczego? Bo idealnie sprawdza się w takiej jeździe jak moja – niezbyt szybko, niezbyt dynamicznie, ale za to cicho, miękko, wygodnie, komfortowo.

Zasadniczy problem jest tylko taki, że klasa E nie łapie się w moją wymyśloną zasadę, żeby nie kupować aut używanych, na które nie byłbym sobie w stanie pozwolić, kiedy były nowe. Może i ta zasada nie ma większego sensu, ale wolę nie skończyć jak osoby, które – choć to porównanie może być trochę przestrzelone – kupiły używane Cayenne czy W220, bo mieli na to pieniądze, a przy pierwszej fakturze za serwis zemdleli, podziękowali i pchnęli auto dalej jako igłę na oeliksie.

Do tego jeszcze dochodzi fakt, że mało kto kupuje klasę E, żeby jeździć nią po bułki – szczególnie w wersji z silnikiem 2.2 CDI, która interesowałaby mnie najbardziej. I jeszcze do kompletu – wersja przedliftowa podoba mi się dużo bardziej niż odmiana poliftowa, co z kolei oznacza, że musiałbym szukać trochę starszego samochodu, niż bym chciał.

Volvo S80 II / XC70 D5/T5

Podobny problem co z klasą E – to dalej auta, które jako nowe wykraczałyby poza mój budżet. Dodatkowo w większości oferowane są z niezbyt niezawodnymi przekładniami Aisina, a pięciocylindrowe diesle w niektórych odmianach potrafią napsuć sporo krwi.

Natomiast nie będę ukrywał, że te modele Volvo mają moim zdaniem jedne z najprzyjemniejszych wizualnie wnętrz, szczególnie w kombinacji jasna skóra plus matowe, jasne drewno. I jeśli miałbym wybierać wnętrze, na które miałbym patrzeć np. w trakcie podróży przez Europę, to wybrałbym właśnie to.

I co z tego będzie?

Początkowo siadając do tej listy byłem przekonany, że będę mógł ją sobie w najbliższym czasie jeszcze trochę wygładzić, uporządkować, a potem przedstawić żonie, żeby przygotowywać ją do tego, że 159 będzie musiała w końcu znaleźć jakiegoś następcę.

Skutek był jednak trochę odwrotny – z każdym modelem, który dodawałem do listy, coraz bardziej doceniałem 159. Tak, to już trochę leciwy model pod względem wyposażenia, nie jest porywająco szybki i nawet w momencie debiutu nie był ideałem, ale żadne z aut z tej listy też nim nie jest. A to jeden model (a właściwie większość) nie wygląda tak dobrze jak 159 z zewnątrz. A to wnętrze jakieś takie nienarysowane. A to nie prowadzi się tak jak 159. A to coś innego jest przynajmniej trochę nie tak.

Pozostaje więc 159 – może dojeździ ze mną do momentu, kiedy zasłuży na żółte tablice? Byłoby eko.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać