E-recepty w praktyce i e-skierowania na testach. Tak Polska buduje fundament pod przyszłość e-zdrowia
Elektroniczne recepty, elektroniczne skierowania i elektroniczna dokumentacja medyczna. To trzy duże projekty, która mają wprowadzić naszą służbę zdrowia w XXI wiek.
Projekty Ministerstwa Zdrowia wyglądają bardzo obiecująco. E-recepta sprawi, że odszyfrowywanie pisma lekarzy odejdzie do przeszłości, a e-skierowanie pozwoli skrócić kolejki, bo nie będzie już można umawiać się w kilku miejscach do tego samego specjalisty. O szczegółach systemu i planach resortu rozmawiałem z wiceministrem zdrowia, Januszem Cieszyńskim.
Karol Kopańko, Spider's Web: Zacznijmy od e-recepty. Jej program wszedł w życie 1 stycznia tego roku.
Janusz Cieszyński, wiceminister zdrowia: Tak. Właśnie dlatego cały zespół spędził Sylwestra w biurze doglądając wdrożenia. Na bieżąco obserwowaliśmy start systemu i reagowaliśmy na początkowe szorstkości. Ale warto było spędzić noc sylwestrową w warroomie żeby potem spać spokojnie.
Muszę jednak przyznać, że niewiele się na ich temat słyszało.
Niewielki rozgłos medialny jest miarą sukcesu. Nikt nam nie zarzucił, że system nie działa. Wdrożenie przebiegło pozytywnie, ale i wymagało wiele pracy poprzedzającej, np. szkoleń dla farmaceutów. Wdrożeniowcy z CSIOZ przejechali ponad 19 tys. km. Naszym priorytetem było przeszkolenie wszystkich, którzy zgłaszali taką potrzebę oraz zadbanie o budowę sieci akceptacji w aptekach.
Dlaczego akurat to? Przecież lekarze nie wystawiają jeszcze elektronicznych recept za każdym razem.
Najpierw musieliśmy zlikwidować podstawową barierę, którą jest brak pewności pacjenta co do tego, czy po otrzymaniu e-recepty będzie mógł ją zrealizować. E-recepta jest równo-funkcjonalna z papierową tylko wówczas, kiedy można ją zrealizować w każdej aptece.
Każdej?
Zostały już tylko pojedyncze apteki, które pracują na starszych systemach. Czekają na aktualizację. W praktyce ponad 14 tys. podmiotów może e-recepty realizować już teraz.
Jak na wprowadzenie e-recepty zareagowali sami farmaceuci?
Od początku byli największymi sojusznikami projektu i orędownikami idei cyfryzacji. Nawet w grudniu, kiedy wszystkich ogarnia już świąteczna gorączka mieliśmy pełne sale, a w każdej z nich paręset osób na szkoleniach grupowych i kolejkę chętnych do szkoleń indywidualnych, które przeprowadzane były w aptece na oprogramowaniu i sprzęcie danego farmaceuty.
Bo w końcu nie muszą odszyfrowywać pisma lekarzy?
Zalet jest wiele. Czytelność jest niewątpliwie kluczowa, ale tu mamy też 100-procentową kompletność danych. Statystyki pokazują, że ok. 6 proc. recept jest wystawianych w sposób nieprawidłowy, np. brakuje pieczątki, czy innej informacji, a to oznacza, że nie powinny być zrealizowane. W Polsce rocznie wystawia się 250 mln recept czyli należy szacować, że w około 15 milionach przypadków, pacjent odbija się od apteki i musi wracać do lekarza. Oszczędzamy więc dużo czasu każdej ze stron.
E-recepta to też wygoda – wystawienie recepty elektronicznie jest, według wielu badań, szybsze o kilkanaście sekund, co w skali dnia daje konkretną oszczędność czasu. Pacjent natomiast może upoważnić dowolną osobę do odbioru przepisanego mu leku. Wystarczy, że w swoim Internetowym Koncie Pacjenta (IKP) na pacjent. gov.pl ustawi pełnomocnictwa. Może też przekazać email czy kod sms.
Jest też element telemedyczny – czyli możliwość wystawienia recepty na odległość.
Polska ma jedne z najbardziej otwartych regulacji, jeśli chodzi o dostęp do świadczeń telemedycznych. Dzięki temu możemy uzyskać receptę bez obecności w gabinecie. Jeżeli lekarz po konsultacji telefonicznej stwierdzi, że potrzebujemy danego leku, to może go nam wypisać na e-receptę, którą zrealizujemy tam, gdzie akurat jesteśmy.
Lekarz będzie widział w systemie wszystkie e-recepty danego pacjenta?
Jeśli ten podzieli się z nim taką informacją, to tak. To zawsze indywidualna decyzja każdego pacjenta. Wystarczy, że na pacjent.gov.pl udzieli dostępu do wybranych informacji, takich jak e-recepty czy e-skierowania swojemu lekarzowi. Lekarza, któremu pacjent chce nadać dostęp do swoich danych można znaleźć korzystając z wyszukiwarki pracownika medycznego wpisując imię, nazwisko i NPWZ (Numer Prawa Wykonywania Zawodu). To istotna funkcjonalność, która wspiera proces leczenia i zwiększa wygodę każdej ze stron.
Bo e-recepty i e-skierowania nie można zgubić?
To dopiero początek. W przypadku e-skierowań eliminujemy możliwość posiadania dwóch skierowań do tego samego specjalisty jednocześnie. Unikniemy sytuacji, w której ktoś zajmuje miejsce w więcej niż jednej kolejce. Skorzystają wszyscy.
Kiedy e-skierowania staną się codziennością?
W tym momencie trwa pilotaż. Chcemy do niego włączyć około 100 placówek, aby mieć odpowiednią próbę. Zakończy się we wrześniu i wówczas będziemy mogli przejść do wdrożenia ogólnopolskiego. Przypomnę, że w 2019 roku, w porozumieniu ze środowiskiem lekarzy wdrażamy e-receptę we wszystkich gabinetach lekarskich. Zatem ogólnopolskie wdrożenie e-skierowania skorzysta na tym, że jesienią już tysiące placówek zostanie podłączonych do systemu e-zdrowie. A to jest to samo rozwiązanie tylko oprogramowanie gabinetowe jest rozbudowane o dodatkowy moduł.
Cały czas mówimy tu jednak tylko o elektronicznych receptach i skierowaniach, a każdy z nas ma przecież o wiele grubszą dokumentację.
To jest kolejny krok. Teraz pracujemy nad oprogramowaniem w zakresie dokumentacji medycznej. Wiemy, że wiele osób czeka na system, w którym będą wyniki badań, dokumenty z konsultacji ze specjalistami, wypisy ze szpitala.
Chcemy, aby z tego „centrum informacyjnego” korzystali zwłaszcza lekarze rodzinni. Wówczas będą mogli pełnić rolę koordynatorów leczenia pacjenta i podejmować jak najlepsze decyzje z pełnym dostępem do informacji.
Dziś przepływ informacji jest bardzo utrudniony. Kiedy przeniosłem się z jednego gabinetu do drugiego, musiałem czekać kilka dni na zeskanowanie dokumentów, aby następnie przewieźć je z miejsca na miejsce.
To duże wyzwanie od strony prawnej. Obecne przepisy dostosowane są do dokumentacji papierowej, ale wiele placówek już teraz digitalizuje informacje.
Wyobraża pan sobie, że szpitale będą skanowały teki dokumentów?
Zakładamy, że cyfrowe będą dokumenty wytworzone dopiero po wprowadzeniu takiego obowiązku. Trudno sobie wyobrazić, aby szpitale miały skanować teraz całe archiwa. To tak duży zakres informacji, że nie wiadomo czy to by się opłacało.
Problem nie polega tylko na samej digitalizacji, ale też na indeksacji – wytworzeniu metadanych, które pozwalałyby na szybki dostęp do informacji. A musimy przecież mieć na uwadze szczególną troskę o prywatność leczonych ludzi. Informatyzacja nie powinna się dziać sama dla siebie tylko po to, aby konkretnie ułatwiać życie.
Już teraz mogę sobie wyobrazić konkretne rozwiązanie, które znacznie ułatwiłoby życie – możliwość rejestracji do lekarzy przez internet.
To już teraz jest. Sam rezerwuję konkretne godziny u swojego lekarza rodzinnego. W aplikacji w ramach kontraktu z NFZ.
Ale nie ma centralnego systemu. Przykład: chcę się umówić do dentysty w warszawskim Cepelku i mam dwa wyjścia: czekam pół godziny w kolejce do rejestracji, która wychodzi na ulicę albo próbuję szczęścia na infolinii. Za 50-tym razem ktoś odbiera.
Zachęcamy placówki, aby stosowały nowatorskie rozwiązania, ale filozofia ubezpieczenia zdrowotnego, która funkcjonuje w Polsce od 1999 roku, jest nieco inna. NFZ płaci za zakup konkretnych świadczeń: porady, zabiegu czy pobytu w szpitalu. Płaci i oczekuje określonego standardu świadczonych usług, jednak decyzja o cyfryzacji należy już do samego podmiotu.
Wspomniał pan o NFZ. Fundusz dysponuje ogromnymi zasobami danych o leczeniu milionów Polaków. Aż się prosi, aby to wrzucić w silnik analityczny i prześledzić, które terapie czy leki są najbardziej skuteczne w konkretnych sytuacjach.
Ponownie: to już się dzieje. NFZ ma dostęp do szerokiego spektrum danych o receptach i zabiegach, których realizację finansował lub współfinansował przez ostatnie lata. Prowadzi analizy choćby w celu zbadania efektywności refundowanych leków. Opiera o nie przykładowo negocjacje z koncernami farmaceutycznymi.
Tego nie wiedziałem. Dlaczego się o tym nie mówi?
Proces refundacji leków jest bardzo skomplikowany. Weźmy przykład nielegalnego wywozu leków. Polega on na kupowaniu refundowanych leków w Polsce, ich wywozie i sprzedaży do aptek w innych krajach, w których są droższe, np. do Niemiec.
Źródłem tego zjawiska jest relatywnie niska oficjalna, urzędowa cena leku w Polsce. Jednakże można by uzyskać lepsze ceny efektywne, które faktycznie płaci NFZ i które nie są upubliczniane. Natomiast pozostawić wysokie ceny urzędowe na takim poziomie jak w kraju do którego leki są wywożone.
Dzięki obniżaniu cen efektywnych za pomocą niejawnych instrumentów dzielenia ryzyka, ceny urzędowe na wysokim poziomie zlikwidowałaby przyczynę wywozu leków z Polski przy zachowaniu oszczędności NFZ i bez podnoszenia dopłat pacjentów.
Podam przykład – każda dawka leku kosztuje 1000 złotych, ale jeżeli nie osiągniemy określonego efektu leczenia dla danego pacjenta, to do budżetu NFZ wróci 700 złotych. Ale żeby móc rozliczyć się w ten sposób, musimy prowadzić wysokiej jakości rejestry, które będą stanowiły wiarygodne źródło danych. W ten sposób cena oficjalna może być równa tej, która obowiązuje w Niemczech, ale ostatecznie NFZ wyda nie 1000 zł ale 300, czyli tyle samo, co dziś.
Wiemy już, co będzie się działo w najbliższym czasie. Udało się uruchomić e-receptę, mamy pilotaż e-skierowania, a jak wygląda pana wizja rozwoju informatyzacji zdrowia na kolejne lata?
To, co dziś widzimy, to dopiero pierwsza faza, którą zamknie wprowadzenie obiegu w pełni elektronicznej dokumentacji medycznej. To zbudowanie fundamentu pod przyszłość e-zdrowia w Polsce. E-zdrowia, które będzie oparte o komputerowe wsparcie decyzji lekarskich, o wzbogacenie dokumentacji medycznej o informacje pochodzące z zewnętrznych źródeł danych i o bardziej demokratyczny dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej niezależny od miejsca zamieszkania. Mam szczęście, że pracuję w sektorze, w którym wpływ informatyzacji może być tak jednoznacznie pozytywny.