REKLAMA

Męskie poradniki makijażowe, czyli o Jakubie Królu i wyjściu z bańki informacyjnej

Choć niestety nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, to Facebook, największy z gigantów mediów społecznościowych, ułatwia nam radykalizowanie się. Jak można się przed tym bronić? Paradoksalnie… oglądając więcej YouTube'a, a dokładniej, zaglądając na kartę “Na czasie”.

Jakub Król i YouTube, czyli o wyjściu z bańki informacyjnej
REKLAMA
REKLAMA

Świetnym dowodem na to jest niekwestionowany sukces Jakuba Króla - youtubera od poradników dotyczących makijażu dla mężczyzn.

Dobierając sobie przyjaciół, często nawet nieświadomie, kierujemy się światopoglądem poznanych przez nas osób. Zwłaszcza, jeśli my sami mamy ugruntowane przekonania i jesteśmy ich pewni.

Oczywiście, gdy z kimś spotykamy się po raz pierwszy, jego preferencje polityczne nie mają znaczenia. Wynikają one jednak z charakteru tej osoby i jej doświadczeń życiowych, a objawiają się - upraszczając - w podejściu do życia. Dlatego jest mała szansa, że ktoś, kto wspiera lewicę, zaprzyjaźni się z konserwatystą. Podobnie, sympatyk Korwina będzie miał problem z wejściem w głębszą relację z kimś o liberalnym spojrzeniu na kwestie społeczno-obyczajowe. I tak naprawdę - nie ma w tym nic dziwnego.

Jednobiegunowy Facebook

Pokłosiem tego zjawiska jest sytuacja potęgowana przez media społecznościowe, a w szczególności Facebooka, na którym wyjątkowo łatwo jest zamknąć się w bańce informacyjnej. Skoro przytłaczająca większość naszych znajomych udostępnia newsy mające zbieżny z naszymi poglądami wydźwięk, to utwierdzamy się w przekonaniu, że mamy rację. Przez to jeszcze bardziej chcemy "masakrować lewaków", albo przesadzamy w drugą stronę i jeszcze bardziej nienawidzimy wszystkiego, co jest związane z religią.

Proces ten z czasem nasila się. Za wiarygodne źródła informacji bierzemy portale internetowe, których artykuły udostępniali nasi znajomi. Zazwyczaj trzymają się one wyraźnie określonej linii programowej, popierają konkretną opcję polityczną, co w praktyce oznacza, że uciekają się do manipulacji. I wcale nie chodzi o to, że kłamią. Po prostu nie mówią o wszystkim, pomijają niewygodne fakty i argumenty. Dlatego nawet, gdy jakaś stacja telewizyjna bądź portal są nam wyraźnie bliższe (co jest całkowicie normalne, sam tak mam), to warto zaglądać również do tych mediów, z którymi nie zgadzamy się wcale. Tak na wszelki wypadek.

Jak robię to ja?

Mój codzienny przegląd prasy wygląda tak: najpierw czytam wPolityce.pl (raczej proPiS). Później wchodzę na DoRzeczy.pl, stronę prawicowego tygodnika (ale zdecydowanie nie jest to propagandówka obozu władzy). Następnie czytam Onet i odpalam Wyborczą (które, jak powszechnie wiadomo, są dosyć liberalne i sympatyzujące z opozycją). Jeśli nie mam wystarczająco czasu, by zapoznać się z opiniami mediów od lewa do prawa, to nie robię tego wcale.

Często bawią mnie tendencyjne nagłówki portalu wPolityce.pl. Tak samo, jak równie jednostronne, choć bardziej wyważone i bardziej dopracowane pod względem merytorycznym artykuły na Wyborczej. Ale nie uważam, że czytając je tracę czas. Powiem więcej - absolutnie nie wyobrażam sobie pozyskiwać informacji tylko z jednego źródła. Kiedyś tak robiłem, ale dziś rozumiem, że było to strasznie ogłupiające. Aczkolwiek nie zamierzam pluć jadem w kierunku mediów i powtarzać, że nie są obiektywne. Prawda jest taka, że takie nigdy nie były i... nigdy nie będą. Dlatego, szczególnie w czasach social media, kiedy tak łatwo jest wpaść we wspomnianą wcześniej bańkę informacyjną, trzeba być tego świadomym i nad wyraz czujnym.

YouTube zaczyna robić dobrą robotę

Według mnie jednym z nielicznych miejsc, w których tę czujność możemy choć trochę uśpić, jest YouTube. Do niedawna nie za bardzo odbiegał on od Facebooka. Prawdę mówiąc, był równie zły.

Jego algorytm sugeruje nam treści na podstawie tego, w co klikamy. Jeśli klikniemy w Schetynę, będzie wyświetlał się nam Schetyna - proste. Przepis na bańkę informacyjną gotowy. Niemniej, odkąd wprowadzono na YouTube kartę "Na czasie", wyświetlającą filmy najszybciej zyskujące na popularności, pojawiło się światełko w tunelu. Użytkownicy zyskali dostęp do przynajmniej jednego miejsca, które - wszędzie w Polsce - wygląda tak samo. Niezależnie od tego, co kto ogląda na swoim koncie i kogo popiera.

Ku mojej uciesze, w gąszczu piosenek disco polo, filmów z Minecrafta i innych kwiatków, które na tę kartę trafiają, można znaleźć także treści bazujące na kontrowersjach, czyli te, wobec których nierzadko przyjmujemy radykalne poglądy; na przykład nt. homoseksualizmu czy uchodźców.

Dużą popularność na przestrzeni ostatniego roku zyskały m.in. filmy Jakuba Króla, w których instruował swoją męską część widowni, jak poprawnie wykonać makijaż na wybrane okazje czy, co bardziej wymyślne, konturować twarz sztućcami. Oprócz tego testował szminki, mówił o swoim ideale drugiej połówki, a nawet nagrywał filmy ze swoim chłopakiem.

Z każdym nowym opublikowanym przez Kubę wideo media zastanawiały się, czy przekroczył granicę, czy też nie.

Zwykle z wyrzutem pisały też, że "podzielił swoją widownię". Szczerze? Może i podzielił, ale to nieważne. Bardziej istotne jest to, że pokazując inność prowokuje do dyskusji. Mimo że wspomniane dyskusje, jak na razie, są w zdecydowanej większości niekończącą się wymianą wulgaryzmów, to wierzę, że z czasem nauczymy się ze sobą rozmawiać. Na przekór mediom, które nas skłócają.

Jakub Król w rozmowie ze Spider's Web.

Niedawno udało mi się porozmawiać z Jakubem Królem o jego twórczości. Oto zapis naszej rozmowy.

Ksawery Tyzo, Spider's Web: Czy jest ci ciężko?

Jakub Król: Oj, jest. Niemal wszystkimi dostępnymi formami komunikacji spływa do mnie masa bardzo przykrych komentarzy. Ludzie życzą mi śmierci. Grożą mi, że jeśli spotkają mnie na ulicy, to mnie zabiją, zadźgają. Na szczęście, od zawsze z wszystkich, nawet najgorszych doświadczeń życiowych, staram się wyciągać pozytywne wnioski. Negatywne komentarze, o których rozmawiamy, nauczyły mnie bycia twardym. Natomiast tutaj, gdzie mieszkam, czyli w Niemczech, osoby jak ja uznawane są za całkowicie normalne. Niemcy są otwarci, a widok chłopaka z make-upem nie budzi wśród nich tak wiele kontrowersji, jak w Polsce.

Ale zakładając kanał na YouTubie chyba byłeś świadomy tego, że Polacy nie należą do szczególnie tolerancyjnych narodów, prawda? 

Na pewno nie zdawałem sobie z tego sprawy, że aż tak bardzo. Spodziewałem się, że to będzie nowość na polskim YouTube i że nie wszystkim ona się spodoba. Wiedziałem też, że dla Polaków wiele rzeczy to jeszcze tematy tabu. W końcu ludziom, którzy na co dzień nie mają kontaktu z osobami homoseksualnymi, łatwiej jest je zwyzywać, niż zaakceptować.

Nie mniej, w moich filmach staram się mimo wszystko przemycać konkretne wartości. Moja twórczość, przynajmniej w założeniu, to nie tylko makijaż, tutoriale i inne treści z kategorii beauty, które są tak często krytykowane. Głównym przesłaniem kanału jest to, że tak naprawdę nie ważne skąd pochodzisz, jakiej jesteś orientacji czy koloru skóry - jeśli nie robisz nikomu krzywdy, to masz prawo do szczęścia. Staram się pokazywać, że osoby innej orientacji są wśród nas i że nie są wcale złem wcielonym, za jakie się je podaje.

Czy warto robić to mimo ceny, którą ponosisz - mimo tego, że internauci wręcz grożą ci śmiercią?

Oczywiście. To jest właśnie cena bycia idealistą, za którego się uważam. Ja nie potrzebuję uwagi i rozgłosu w sieci dla mojej osoby, ale dla tematu, który poruszam. Nawet pokazując się z moim chłopakiem udowadniamy, że żyjemy szczęśliwie i w zgodzie z innymi. Niby takie drobnostki, ale jednak.

Podobnie mój ojczym ostatnio nagrał narrację do filmiku, w którym się malowałem - komentował poszczególne etapy robienia make-upu. Tak świetnie to zrobił, tak zabawnie! Widzowie dzięki niemu zobaczyli, że będąc odmiennej orientacji można być szanowanym, kochanym i rozumianym. Pod tym filmikiem wiele osób pisało komentarze, w których snuli swoje plany na przyszłość, że mając dzieci zamierzają być tacy, jak mój ojczym - wyrozumiali, wspierający; że nie ważne jaką drogą pójdą ich pociechy, ważne żeby były szczęśliwe. I to mnie motywuje.

Nasza rozmowa, choć krótka, dała mi do myślenia.

Niewątpliwie, Kuba prowokuje do dyskusji. Być może nawet trafne są opinie krytyków, że należałoby to robić w łagodniejszy sposób. Za to wówczas jego filmy z pewnością nie zyskałyby milionów wyświetleń, nie trafiłyby na kartę “Na czasie” i nie miałyby takiej siły rażenia. Dlatego jestem przekonany, że jego kanał to krok w dobrą stronę. Widać to po łapkach w górę, które z każdym nowym filmem coraz bardziej przeważają nad łapkami w dół, oraz po komentarzach, gdzie słów wsparcia i zrozumienia pojawia się wyraźnie więcej, niż wcześniej. To cieszy. Tym bardziej, że w rankingu ILGA-Europe plasujemy się na podium najbardziej homofobicznych państw UE.

REKLAMA

Bardzo bym chciał, żeby za przykładem YouTube’a poszły także inne social media. Karta “Na czasie” to niewątpliwie wciąż bardzo skromna innowacja, a na dodatek momentami wadliwa (zdarza się, że jest na niej straszny syf). Jednak zamiast jeszcze szczelniej zamykać nas w bańce informacyjnej, z mniejszym lub większym powodzeniem pomaga się nam z niej wydostać.

Dzięki “Na czasie” zaczynają docierać do nas treści na tematy kontrowersyjne, z którymi nie zawsze się zgadzamy. To wymusza na nas konfrontację z argumentami drugiej strony, pewien intelektualny trening. A ten, choć na pewno wymaga od nas zaangażowania, każdemu wyjdzie na dobre.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA