Potrafimy zmusić malarię do walki z rakiem. Może okazać się lepsza, niż chemioterapia
Pisaliśmy ostatnio o genetycznie modyfikowanych wirusach, które mogą stać się potężną bronią w walce z chorobą Parkinsona. Okazuje się, że nie tylko wirusy posłużą lekarzom do walki o zdrowie pacjentów. Przykładowo malarią już wkrótce zaczniemy leczyć raka.
Malaria, ciąża i leczenie raka
Odkrycie, że malaria może posłużyć do walki z rakiem, zostało dokonane przypadkiem. W 2015 r. międzynarodowy zespół naukowców pod przewodnictwem profesora Aliego Salantiego odkrył bardzo użyteczną właściwość tego pierwotniaka.
Szukano wtedy nowych sposobów na leczenie malarii u kobiet w ciąży. Podczas tych badań okazało się, że łańcuch węglowy, z którego malaria „korzysta”, aby połączyć się z łożyskiem wewnątrz ciała kobiety, ma taką samą strukturę, jak ten który występuje w komórkach rakowych. Jednym słowem: okazało się, że malarię można wykorzystać do namierzania komórek rakowych w organizmie.
Malaria radzi sobie tam, gdzie zawiodła chemioterapia.
To przypadkowe odkrycie zainteresowało naukowców na tyle, że zespół Salantiego znacznie się powiększył i zmienił kierunek badań. W ciągu dwóch latach pracy uczonym udało się wyhodować sztuczne proteiny malarii, które dodatkowo uzbrojono w śmiertelną dla komórek raka toksynę.
Taki koktajl podano następnie myszom. Gryzonie były chore na raka pęcherza. I to na odmianę, na którą nie działa standardowe leczenie chemioterapią. Wynik, jak zapewne się domyślacie, okazał się bardzo pozytywny.
Większość gryzoni zareagowało pozytywnie na ten sposób leczenia. 80 proc. myszy przeżyło, a komórki rakowe w ich pęcherzach przestały się rozwijać. W miarę podobne rezultaty uzyskano również przy leczeniu raka prostaty (pozytywne rezultaty zanotowano u 30 proc. myszy) i raka piersi (w tym przypadku wyleczono 100 proc. myszy).
Wkrótce rozpoczną się testy kliniczne na ludzkich pacjentach.
Nie wiadomo jeszcze, którą odmianę raka naukowcy postanowią leczyć u ludzi jako pierwszą przy pomocy tej metody. Nie wiemy również, czy modyfikowane genetycznie proteiny malarii nie powodują skutków ubocznych, których nie zauważono podczas leczenia myszy.
Salanti i inni naukowcy, którzy obserwowali przebieg terapii u myszy, są jednak nastawieni bardzo pozytywnie. Nie zapominajmy też, że nowy sposób teoretycznie mógłby poradzić sobie w tych przypadkach, w których nie działa chemioterapia. Być może modyfikowana genetycznie malaria jest w stanie poradzić sobie również z innymi odmianami raka.
Pierwsze kliniczne testy na ludziach mają rozpocząć się w przeciągu najbliższych czterech lat. Byłoby całkiem zabawnie, gdybyśmy odkryli nową, rewolucyjną i mniej inwazyjną niż chemioterapia metodę na walkę z rakiem przez czysty przypadek.