Serwis internetowy dla osób, które chcą pożyczyć wiertarkę, drabinę albo torebkę...
Zdarza się wam czasem potrzebować na przykład drabiny albo wiertarki, a nie macie wśród swoich znajomych kogoś, kto może was poratować? A może sami macie coś, co chcecie wypożyczyć i dostać za to coś w zamian? Jeśli na powyższe pytania odpowiedzieliście: "tak", to właśnie z myślą o was powstał serwis LenBo.
LenBo to platforma, która umożliwia pożyczanie różnych rzeczy za drobną opłatą (walutą niekoniecznie muszą być pieniądze) albo wymianę na inny potrzebny przedmiot. Aktualnie przeznaczona jest tylko dla mieszkańców Warszawy (albo tych co do stolicy mają rzut beretem). Oferta ma jednak w miarę czasu docierać też do innych miast. Zasada jest prosta - rejestrujesz się, dodajesz ofertę i czekasz, czy ktoś nią będzie zainteresowany. LenBo to takie Allegro, ale dla tych, co nie chcą nic kupić, a potrzebują czegoś incydentalnie.
Główną wartością LenBo, jak zapewniają twórcy serwisu, jest dzielenie się.
Każdy z nas ma pewnie jakieś rzeczy, których z różnych przyczyn się nie pozbywa i zalegają u niego na dnie szafy albo w piwnicy. LenBo ma być okazją, żeby właśnie te z pozoru niepotrzebne przedmioty zyskały drugie życie. Może macie jakiś nieużywany rower albo leżaki plażowe, z których nie korzystacie? A może gotowi jesteście pomóc komuś w drobnych pracach przy remoncie, używając własnej wiertarki lub popilnować dzieci? Albo macie różową perukę, która może komuś przydać się na bal karnawałowy? Jeśli tak, nic nie stoi na przeszkodzie, aby dodać ogłoszenie do LenBo.
Twórcy nie określają, jakiej zapłaty powinniście żądać, a także jaką powinniście określić wysokość kaucji (albo w ogóle ustalić takową). Być może chcecie w zamian dostać dobrą kawę albo tabliczkę czekolady - wszystko zależy od was.
LenBo ma opierać się na dobrej woli i zaufaniu, choć można oczywiście spisać umowę z osobą, od której coś pożyczamy, czy której my wypożyczamy własny sprzęt (jej treść dostępna jest w serwisie). To jakie określimy warunki tej "transakcji" zależeć będzie od nas. Wypożyczenie sprzętu ma odbyć się osobiście, a osoby zainteresowane uprzednio wymieniają się numerami telefonów czy adresami.
Kategorii, w których można złożyć swoją ofertę, jest mnóstwo. Możemy pożyczyć sprzęt medyczny, ubranie, możemy wymienić się usługami. Na razie liczba ofert nie jest za duża, ale jak zwykle... wszystko jest kwestią czasu.
Pojawia się oczywiście pytanie, czy rzeczywiście wśród ludzi jest zapotrzebowanie na tego typu usługę. Czy naprawdę potrzebujemy internetu, żeby pożyczyć wiertarkę, drabinę albo torebkę? Zwykle, kiedy czegoś potrzebuję, a nie chcę kupować albo zwyczajnie nie mogę w danej chwili znaleźć tego, co by mi pasowało, pytam wśród rodziny, przyjaciół i znajomych. Czy to, z jednej strony, nie jest trochę smutne, że potrzebujemy serwisu, by wyświadczać sobie tak drobne przysługi?
Trudno odmówić LenBo tego, że może okazać się alternatywą, z której skorzystają na początku warszawiacy, a potem mieszkańcy innych miast. Zwłaszcza jeśli rzeczywiście nie mają w swoim otoczeniu kogoś, kto może im pomóc. Jest to też na pewno - o ile pomysł chwyci - sposób na drobny zarobek.
Zawsze na każdą tego typu inicjatywę patrzę przychylnym okiem. Dzielenie się w sieci, czy dzięki sieci, uważam za miłe zjawisko, które potrafi przywrócić wiarę w ludzi. Nie jestem jednak pewna, czy LenBo ma szansę stać się dużym, ogólnopolskim serwisem. Myślę, że dla mnie samej byłoby to ostatnie miejsce, gdzie szukałabym pomocy. Bo w pierwszej kolejności wolałabym (i czułabym się bezpieczniej) poprosić o przysługę ludzi, których po prostu znam na co dzień. I nie chodzi o to, że lepiej od znajomych, bo od nich jest za darmo. Im też wypada zapłacić albo się zrekompensować.