Tak się powinno robić gry! Nioh zmieniło się z potworka w świetną podróbkę Dark Souls
Nioh to gra na wyłączność dla PlayStation 4 opisywana jako „Dark Souls w czasach XVI-wiecznej Japonii”. Samuraje, katany, strzelby na proch i demony - czy może być coś lepszego? Grając w wersję alpha tej gry, mogło w zasadzie wszystko. To był koszmar.
Nioh w fazie alfa był grą o fatalnym sterowaniu, zbyt skomplikowanym interfejsie, topornych animacjach i generalnym braku polotu. Produkcja wydała się tanim skokiem na popularność serii Dark Souls, realizowanym bez ładu i składu.
Dziwiłem się, gdy Sony reklamowało tego potworka na konferencjach. Co im z gry na wyłączność, skoro będzie kiepska?
Grając w alfę, byłem przekonany o niskiej jakości produkcji. Nioh miał zadebiutować w 2016 roku, a ja byłem pewien co do jego porażki. Zarówno rynkowej, jak również w oczach krytyków. Na myśl o tym tytule jedynie otrząsałem się nieprzyjemnie, próbując wyrzucić z głowy niemiłe doświadczenia z wersją alfa.
Potem stało się coś bardzo ciekawego. Producenci Nioh z Team Ninja zapowiedzieli, że przesuwają datę premiery swojego produktu. Powodem miała być właśnie reakcja na wersję alfa. Zamiast debiutu nastąpiła więc zamknięta beta. Po niej… ponownie odłożono termin premiery. W zamian uruchomiono program kolejnego, trzeciego już testowanie kodu gry przez społeczność potencjalnych klientów.
Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tak elastycznego podejścia dewelopera oraz wydawcy do kalendarza. Zamiast szybkiej premiery twórcy odkładali debiut, dokładnie oraz wnikliwie wsłuchując się w zastrzeżenia graczy. Co więcej, postulowane przez potencjalnych klientów kwestie nie były zamiatane pod dywan, lecz na bieżąco testowane oraz wdrażane przez Team Ninja. Za sam ten fakt producentom należy się wielkie uznanie.
W miniony weekend Nioh było testowane po raz ostatni. Już jako niemal finalna wersja gry.
Coś podkusiło mnie, aby na nowo dać szansę temu tworowi. Nawet pomimo traumatycznych przeżyć z alfą. Jako wielkim fan Soulsów, byłem wyczulony na tanie kopie dzieł From Software. Mimo tego, każdy zasługuje na drugą szansę. Zwłaszcza Team Ninja - ojcowie takich hitów sprzed lat jak Dead or Alive oraz Ninja Gaiden.
Będąc przy Team Ninja - producenci nigdy nie ukrywali, że silnie inspirują się Dark Souls. Sukces wymagającej serii gier sprawił, że Nioh był w ogóle możliwy do zrealizowania. Gdyby nie Soulsy, ich produkcja najprawdopodobniej nigdy nie zobaczyłaby światła dziennego. Na całe szczęście zapewniające finanse Koei Tecmo chciało mieć „własne Dark Souls”, co pozwoliło na kontynuację pracy.
Owoc tych starań można było sprawdzić przez ostatni weekend, w formie ogólnodostępnych testów niemal finalnej gry. Pobrałem pliki, zainstalowałem je, uruchomiłem program i… wow, to niemal inna produkcja! Chociaż filary pozostały te same, gra się znacznie, znacznie przyjemniej.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jaką drogę przebyło Nioh od 2016 roku.
Z drętwej, topornej i ociężałej namiastki Dark Souls gra zamieniła się w lekką, wciągającą produkcję skupioną na siekaniu katanami. Bohater nabrał sprężystości, a przeciwnicy z irytujących oraz działających na nerwy zamienili się w wymagających oraz ciekawych. Do tego wykorzystanie broni palnej to sama przyjemność.
Dalej nie jestem fanem sterowania opartego na atakach trójkątem i kwadratem (zamiast R1 oraz R2). Wciąż uważam, że interfejs tej produkcji jest przeładowany, a pod względem grafiki Nioh to poziom charakterystyczny dla minionej generacji. W grze stale brakuje detali oraz ozdobników, z kolei kontekstowe akcje są jedynie nieco mniej irytujące niż wcześniej. Mimo tych mankamentów, Nioh w końcu jest tytułem, w który chce się grać.
Po wielu godzinach walki, ulepszania ekwipunku oraz męczenia się z bossami wiem, że w Nioh drzemie gigantyczny potencjał. Znacznie większy niż na przykład w polsko-niemieckim Lords of the Fallen. Do tego sama otoczka, skupiona wokół XVI-wiecznej Japonii oraz demonów, nareszcie zaczyna robić pozytywne wrażenie. Nie wypada sztucznie. Przestaje pasować do mechaniki jak pięść do nosa. Wszystko idzie ku lepszemu.
Nioh to najlepszy przykład na to, że dobrze przeprowadzone alfa- i beta-testy mogą być kluczem do sukcesu.
Gra ewoluowała z abominacji w naprawdę ciekawą podróbkę Dark Souls. Z unikalną otoczką, ciekawymi przeciwnikami oraz mechanikami, które nadają jej nieco potrzebnej świeżości. Wielka w tym zasługa społeczności graczy z całego świata, którzy wskazali Team Ninja oczekiwany przez siebie kierunek.
Pod względem relacji klient - producent, Nioh powinno stanowić przykład do naśladowania. Deweloperzy tego programu zamienili graczy w prosumentów z prawdziwego zdarzenia. W świadomych konsumentów zwiększających wartość dobra, które nabędą w przyszłości. Marzy mi się, aby większa część konsolowych deweloperów postępowała w podobny sposób.