Jesz śmieciowe jedzenie? Ponoć winę za to ponoszą blogerzy kulinarni
Ale nie tylko oni. Rząd, wielkie korporacje, a nawet gry takie jak Pokemon GO, której założeniem (oprócz przyniesienia twórcom pieniędzy) było wyciągnięcie nas z domu i ruszanie się. Takiego zdania jest Światowa Organizacja Zdrowia, której nie podoba się, że dzieci w Europie są narażone na ogromną liczbę reklam promujących śmieciowe jedzenie.
Blogerom kulinarnym dostało się rzecz jasna dlatego, że zdarza się, iż opłacani są przez wielkie koncerny, które zajmują się produkcją i dystrybucją niezdrowej żywności. Trudno dziwić się, że to na nich skupia się niechęć Światowej Organizacji Zdrowia - wszak to oni swoją twarzą firmują pyszne kanapki, których spożycie równa się kilku dodatkowym kilogramom w ciągu miesiąca. A trzeba sobie powiedzieć jasno: otyłość dzieci jest ich winą w stopniu umiarkowanym, bo gusty najmłodszych modelują rodzice, Internet, telewizja i różne autorytety medialne.
Według Światowej Organizacji Zdrowia 2,3 mld ludzi na świecie ma nadwagę, a 700 mln cierpi na otyłość.
I nie są to dane odległe, bo z 2015 roku. A w tych miliardach całkiem sporo jest dzieci. W Polsce co piąte dziecko ma nadwagę. I nie można zrzucić tego tylko na karb słodkich drożdżówek i sklepików szkolnych.
Samo wskazanie palcem na blogerów jest w pewnym sensie nieco naiwne i krzywdzące. Jasne, blogerzy i youtuberzy są dziś bardzo wpływową grupą i docierają do najmłodszych, ale trudno zrzucić na nich odpowiedzialność za niedbałość rodziców. To przede wszystkim oni odpowiadają za to, co ich dzieci jedzą i na jaki rodzaj jedzenia wydają pieniądze. W gruncie rzeczy - dzieci jedzą przecież to, w co zaopatrują je ich rodzice, a nawet jeśli mają dostęp do własnych środków warto zwrócić uwagę, kto i dlaczego kształtuje ich gust.
Podobnie rzecz ma się z Pokemon GO. Według Światowej Organizacji Zdrowia to również ta gra odpowiedzialna jest za promocję śmieciowego jedzenia. Punkty, które odwiedzane są przez najmłodszych grających w Pokemon GO, są bowiem umieszczone w pobliżu lub w środku miejsc, gdzie ową niezdrową żywność można kupić i spożyć. Cóż, jest w tym co nieco prawdy, ale to tak, jak obrażanie się na reklamy ciastek, w których ktoś mówi, że te ciastka są smaczne. Bo przecież nie powie nam, że się od nich tyje, choć to powszechnie wiadomo.
Jest nieco racji w tym, co próbuje uzmysłowić nam Światowa Organizacja Zdrowia, ale nie dajmy się zwariować.
Między tyjącymi dziećmi (i dorosłymi) oraz reklamami, które potrafią nami manipulować mniej nachalnie, ale bardziej skutecznie, trudno nie zauważyć jakichś powiązań. Jednak same trendy to nie wszystko. Bo nawet jeśli dzieci są nieświadome i nie zdają sobie sprawy z pewnych zagrożeń, to wskazane, żeby ich rodzice już byli. To oni powinni być przewodnikami dzieci po świecie gastronomii, a nie pan z czerwonym nosem czy poczciwy pułkownik.