REKLAMA

Janusz Piechociński na Twitterze to nie polityk. To stan umysłu

To co wyprawia Janusz Piechociński na Twitterze jest nawet sympatyczne, ale jednak spogląda się na to z politowaniem jak na znajomego, który stronę swojego funduszu inwestycyjnego próbuje postawić w domenie .prv.pl, a za najważniejsze osiągnięcie w swoim CV wskazuje "betatester grono.net". 

Janusz Piechociński na Twitterze to nie polityk. To stan umysłu
REKLAMA
REKLAMA

Kim jest Janusz Piechociński, zapytacie. To bardzo ważne pytanie. Jest to wpływowy polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego, a więc partii, która do niedawna ludziom z miasta kojarzyła się głównie z korupcją, nepotyzmem, symonią, handlowaniem odpustami oraz osiąganiem podejrzanych, nieprzyzwoicie dobrych wyników w wyborach samorządowych. Jeśli w wyborach w Stanach Zjednoczonych w niektórych stanach nie wygra dziś ani Trump, ani Hillary, tylko Kosiniak-Kamysz, to będziecie wiedzieli o czym mówię.

No, a przed Kosiniakiem-Kamyszem liderem PSL-u był Janusz Piechociński. To jest partia ludowa, cokolwiek by to miało znaczyć - odwołuje się do elektoratu zebranego wokół wsi, często rolniczego. Nie dziwi zatem, że porusza kwestie, którymi przeciętny czytelnik Spider's Web, może nawet przeciętny internauta, a już prawie na pewno przeciętny twitterowicz raczej się nie zajmuje.

A jednak, Janusz Piechociński walczy. W rezultacie, na najbardziej przaśnym profilu w - zaryzykuję - polskich mediach społecznościowych, dowiecie się ile kosztuje maciora, czy mszyca zniszczyła w tym roku plony, o ile wzrósł eksport buraka cukrowego, o czym myśli stonka ziemniaczana, dokąd tupta nocą jeż, no chciałoby się powiedzieć:

Piechociński + Twitter = Agrobiznes

Nie będę nawet przeprowadzał specjalnej selekcji, biorę jak leci, zwłaszcza, że zobowiązałem się oddać ten tekst godzinę temu:

I tak dalej, i tak dalej. Tego rodzaju tweety idą w tysiące. Moim zdaniem to jest świetne! Janusz Piechociński był przez kilka lat ministrem gospodarki, ma jakiś pomysł na siebie w mediach społecznościowych - pokazuje światu, że tematyka jest mu bliska, że zna się na tym, że w każdej chwili może wrócić do gry.

Zresztą, Twitter to taki "LinkedIn, który ma sens". Mamy tam liczne grupy, branże i kasty, które uwielbiają się kisić we własnym sosie.

Jest grupa osób zajmujących się technologią, jest grupa sportowców i ludzi związanych ze sportem, są grupy prawników, dziennikarzy: muzycznych, sportowych, telewizyjnych i politycznych, miłośników OneDirection i Justina Biebera, obóz każdej partii politycznej z ich minionami do powtarzania SMS-ów o tej samej treści, jest nawet mała, kilkuosobowa kasta przegranych prawników, poznacie ich po tym, że w biznesie raczej bez histerii: jakimś cudem znaleźli czas, by wyprodukować kilkadziesiąt tysięcy tweetów per capita, a do tego strasznie ich piecze sukces Bezprawnika. No a grupy rolników, nawet małej, niestety nie ma. To znaczy jest, ale cierpiąc za grzechy polskiego rolnictwa uosabia ją głównie Janusz Piechociński.

A tym samym można czasem odnieść wrażenie, że na tym Twitterze, to on pisze sam do siebie, choć fanów twórczości oczywiście nie brakuje, ale raczej na zasadzie śmiechów z pijanego wujka spotkanego na weselu. W rezultacie mamy taki komiczny wręcz dysonans poznawczy, jak widok rybaka na pustyni, leśniczego na Antarktydzie, Niesiołowskiego w PiS-ie, Macierewicza w Platformie, księdza w agencji towarzyskiej, a Czekolindy w kościele.

Przeglądasz sobie co tam słychać u Obamy, Samsunga, Madonny, Neymara i Kuźniara, a nagle dowiadujesz się, że Mołdawia przegoniła Gruzję pod względem hodowli suma rzecznego. Na Twitterze trwa właśnie awantura, zamach na Trybunał Konstytucyjny, całkowity zakaz aborcji, afera związana z Minstralami, a Piechociński twardo, niezbity z tropu wbija się pomiędzy posty "Spożycie gęsiny w Polsce na jednego mieszkańca nie przekracza 30 gram rocznie".

REKLAMA

Koledzy z redakcji na myśl o tym tekście zacierali ręce spodziewając się, że wyśmieję Piechocińskiego. Oczywiście mógłbym próbować dowodzić, że jest na przykład cudownym sawantem wyrzucającym z siebie ciekawostki na temat rolnictwa z całego świata, że on ich nawet nie musi weryfikować, że on to po prostu wie. Ale facet nie robi nic zdrożnego. Nawet trudno to porównywać do wrzucania fotek jedzenia do LinkedIna, bo przecież Twitter jest od takich rzeczy. Po prostu śmiesznie to wygląda.

Dlatego, Panie Piechociński, nie wiem czy to wszystko za sprawą tych konopi indyjskich, których eksport z Azji wzrósł w 2015 roku o 0,16 proc., ale proszę nie przestawać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA