Istny cyrk, czyli fotograficzny skandal w polskim sejmie!
Jesteś fotoreporterem. Robisz zdjęcie osoby publicznej, która dość kontrowersyjnie wypełnia swoje obowiązki. Zdjęcie jest niewygodne, więc… tracisz akredytację na rok. To oznacza rok pozbawienia pracy. Taki skandal miał miejsce wczoraj w polskim sejmie.
Sytuacja dotyczy Pawła Dąbrowskiego, który pracuje jako fotoreporter dla „Super Expressu”. Wykonał on zdjęcie posłanki Lidii Gądek, która postanowiła nieco rozluźnić formalne zasady panujące w sejmie. Zdjęcie przedstawia posłankę, która zdjęła buty i siedzi w sejmowej ławie opierając się bosą stopą o drugi rząd siedzeń.
Sytuacja dość dziwna, nietypowa i raczej nie na miejscu. Czyli wprost idealna dla fotoreportera.
Paweł Dąbrowski uwiecznił ten moment, ale jak się później okazało, musiał za to słono zapłacić.
Fotografia z pewnością była niewygodna dla pani poseł, choć później stwierdziła ona, że nie ma żalu do fotografa. Zdjęcie przeszło jednak przez ręce pracowników biura prasowego, a następnie na ich wniosek trafiło do Komendanta Straży Marszałkowskiej. Ten postanowił ukarać fotografa odbierając mu akredytację. Paweł Dąbrowski przez rok nie będzie mógł fotografować w sejmie.
”Zdjęcia wykonane przez Pawła Dąbrowskiego nie są fotografiami opisującymi prace Sejmu. Zdjęcia te naruszają powagę parlamentu, a także stoją w sprzeczności z szeroko rozumianą kulturą osobistą i taktem.”
Tak brzmi uzasadnienie decyzji Komendanta Straży Marszałkowskiej. Czy dacie wiarę? Powagę parlamentu naruszyło zdjęcie, a nie zachowanie pani poseł. To fotograf naruszył zasady „kultury osobistej i taktu”, a nie sfotografowana osoba. Coś niebywałego!
Jasne, „Super Express” bazuje na kontrowersji i często publikuje zdjęcia, które są - nazwijmy to - wątpliwe moralnie. Nie mam zamiaru bronić tego tytułu. Fotograf być może polował na kontrowersyjne kadry, ale dlaczego został za to ukarany?
Zadaniem fotoreportera jest dokumentowanie życia, w tym wypadku życia sejmu. A przecież pisze ono przedziwne scenariusze.
Na zdjęciu widzimy osobę publiczną podczas pracy, a więc wykonującą swoje obowiązki publiczne. Według Ustawy o Prawie Autorskim fotograf może nie tylko zrobić zdjęcie takiej osoby, ale też je rozpowszechnić bez uzyskiwania jakiejkolwiek zgody!
Tym bardziej, że scenka działa się na sali sejmowej. Fotograf nie ukrył się w toalecie by wykonać takie zdjęcie, ani nie polował z aparatem przy prywatnym domu posłanki.
Cała sprawa odbiła się bardzo szerokim echem, kiedy o sytuacji poinformował na Facebooku fotograf Dziennika Gazety Prawnej, Maksymilian Rigamonti
Zrzucanie winy na fotografa jest w tym wypadku skrajnie nieodpowiedzialne, a być może także nielegalne. Polscy fotoreporterzy solidarnie domagają się cofnięcia kary. Cała sytuacja jest tak kuriozalna, że aż trudno mi w nią uwierzyć. Mam nadzieję, że osoba, która cofnęła akredytację, zostanie rozliczona ze swojej decyzji.