Oj, to musi boleć - z wielkiej ofensywy Netfliksa na razie niewiele wynika
To musi boleć - z wielkiej ofensywy Netfliksa i debiutu na 130 nowych rynkach, w tym polskim, niewiele na razie wynika.
Zaledwie o 2 mln więcej klientów zebrał Netflix poza USA w 1Q 2016 r. w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej. Jak na zagranie typu va-banque, rezultaty nie powalają. Co gorsza, Netflix oczekuje słabego przyrostu nowych użytkowników w 2Q 2016, a to już podniosło brwi giełdowym spekulantom. Kurs amerykańskiej spółki dostał porządnego klapsa w pupę w handlu po zamknięciu oficjalnej sesji.
W zasadzie na papierze wygląda to naprawdę nieźle
W zeszłym kwartale Netflix dodał łącznie 6,74 mln nowych klientów (2,23 mln w USA oraz 4,51 mln poza USA) przebijając barierę 81 mln abonentów po raz pierwszy w historii. Nieźle wygląda też informacja, że aktualnie 42 proc. płacących za streaming wideo klientów pochodzi spoza macierzystego, amerykańskiego rynku.
Jednak, gdy rozbijemy ten wynik na czynniki pierwsze, czar pryska
4,51 mln nowych klientów spoza USA to zaledwie o 1,91 mln więcej osób, niż przekonał do siebie Netflix rok wcześniej i zaledwie o 460 tys. więcej niż w 4 kwartale 2015 r., czyli bezpośrednio poprzedzającym ekspansję. Debiut w 130 krajach nie wypadł więc - łagodnie mówiąc - przesadnie spektakularnie.
Jeszcze gorzej wyglądają przewidywania Netfliksa odnośnie drugiego kwartału. Serwis Reeda Hastingsa zamierza dopisać zaledwie 2 mln nowych klientów, w tym 500 tys. w USA i 1,5 mln poza Stanami Zjednoczonymi. To wygląda na przyznanie, że wielka globalna ekspansja nie przebiega tak, jak sobie wcześniej zaplanowano.
Tym bardziej zresztą, że Netflix tłumaczy spadek oczekiwań tym, że rok wcześniej świetnie przyjęły się debiuty w Australii i Nowej Zelandii, co teraz ciężko będzie powtórzyć. Zastanówmy się, jak to w ogóle brzmi - dwa rynki mają przynieść znacznie lepsze wyniki od 130 nowych, na których Netflix pojawił się w ostatnim czasie. Słabo.
Netflix dopiero może mieć problem
Globalna ekspansja miała serwisowi przynieść nie tylko znacznie większą widownię, ale przede wszystkim znacznie, ale to znacznie większe pieniądze, które serwis zamierzał przeznaczać na produkcję swoich spektakularnych seriali i filmów, którymi z kolei miał przekonywać kolejnych klientów. Koło miało się domknąć.
Tymczasem w zeszłym kwartale, mimo wejścia na 130 nowych rynków i mimo wszystko zdobycia 4,5 mln nowych klientów, przychody Netfliksa wzrosły zaledwie o 400 mln dol - z 1,57 mld do 1,96 mld dol. Nawet podwyżka o dolara ceny usług na niektórych rynkach nie przyniesie oczekiwanych zbiorów bez znacznie szybszego przyrostu nowych abonentów.
W ogóle z której strony by nie patrzeć, to przed Netfliksem piętrzą się problemy
Weźmy bowiem rynek amerykański, który w nadchodzących 3 miesiącach ma przynieść Netfliksowi zaledwie 500 tys. nowych widzów. To dlatego, że sam Netflix ocenia aktualnie nasycenie rynku streamingu wideo na 60 - 70 mln amerykańskich domostw. Powoli kończy się więc Netfliksowi pole do spektakularnych działań, tym bardziej, że przecież na rynku amerykańskim konkurencję Netflix ma przeogromną.
Nie ma więc żadnego wyboru - Netflix musi stawiać na zagranicę. W dyskusji z analitykami po ogłoszeniu wyników, Reed Hastings opowiadał o YouTubie i Facebooku, które przychody robią aktualnie w 80 proc. poza Stanami. To właśnie w tym kierunku ma podążać Netflix, by - jak założył CEO - w 2017 r. przekroczyć barierę 100 mln płacących za streaming wideo klientów.
Tyle że trudno uwierzyć, że nagle tempo przyrostu klientów poza USA zacznie dynamicznie rosnąć, gdy w kwartale po wielkim debiucie na 130 nowych rynkach Netflix dopisuje zaledwie o 500 tys. więcej klientów.