Stylowa jakość dźwięku za niewielkie pieniądze. Słuchawki Kruger&Matz Street - recenzja Spider's Web
Budżetowe słuchawki to dla mnie dość trudny temat, jako osoby ceniącej sobie wysoką jakość dźwięku i dobrą jakość wykonania posiadanego sprzętu. Dla wielu ludzi bardziej liczy się jednak cena, czy też jej stosunek do możliwości urządzenia. I tutaj na scenę wkracza Kruger&Matz ze swoimi nowymi słuchawkami Street.
Nie do końca wiedziałem, czego mogłem się spodziewać, rozpakowując paczkę, w której dotarły do mnie najnowsze słuchawki polskiego producenta. Widząc kwotę 99 zł zazwyczaj mam przed oczami sprzęt nienajwyższej próby, w którym coś odbywa się kosztem czegoś - albo mamy dość dobry dźwięk kosztem jakości wykonania, albo dobrą jakość wykonania, kosztem walorów odsłuchowych.
Jak rzecz wygląda w przypadku Kruger&Matz Street?
Do jakości wykonania w tym budżecie absolutnie nie mogę się przyczepić. Konstrukcja jest w całości plastikowa, co da się też wyczuć węchem osuwając zamek dołączonego do zestawu etui, ale w dłoniach Streety absolutnie nie sprawiają wrażenia tanich.
Wszystko jest tutaj dobrze spasowane, regulacja pałąka pracuje z odpowiednim oporem, nic nie trzeszczy, nic nie skrzypi. Mam wątpliwości tylko do dwóch elementów - plastikowa wstawka między „puszką” a nausznikiem pokryta jest srebrną farbą, która w wielu innych słuchawkach tej klasy lubi się szybko wycierać, zostawiając nieestetyczne, czarne plamy. Drugi problem to guma, którą pokryta jest wewnętrzna część pałąka - jest ona dość miękka i wygodna, ale bardzo łatwo zbiera wszelaki brud, i dość trudno ją wyczyścić.
Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie rozłączany przewód, o nylonowym oplocie i długości 1,2 m. Nie plącze się, jest dość elastyczny i sprawia wrażenie wytrzymałego. W każdym razie nie bałem się, że przez przypadek go rozerwę, jeśli gwałtowniej szarpnę słuchawkami.
Pewne zastrzeżenia mam też do do materiału, z którego wykonane są nauszniki. Eko-skóra jest dość miękka i przyjemna w dotyku, ale wbrew zapewnieniom producenta nie sprawuje się aż tak dobrze na dłuższych dystansach. Co prowadzi mnie prosto do kolejnej części tej recenzji.
KM Street na co dzień
Zacznę od wad, bo są tylko dwie - pierwsza to wspomniane nauszniki. Dużo zależy tu oczywiście od temperatury otoczenia, ale miękka eko-skóra przy długich odsłuchach zaczyna niemiłosiernie „parzyć” w uszy. Godzina czy dwie nie stanowią problemu, ale już trzecia i czwarta sprawiały, że moje małżowiny błagały o dostęp powietrza.
Dziwi mnie także brak oznaczeń lewej i prawej słuchawki. Co prawda są one wyprofilowane w taki sposób, że tylko w jednej pozycji dobrze przylegają do uszu, ale mimo wszystko bywa to momentami problematyczne, szczególnie gdy słuchamy muzyki, w której istotny jest rozkład instrumentów w scenie.
W pozostałych aspektach codziennego użytkowania jest naprawdę dobrze. Słuchawki są wygodne (jeśli nie korzystamy z nich za długo), dość lekkie, a do tego pałąk się składa, więc łatwo jest je przenieść, czy wrzucić do plecaka/torby.
Wspomnę w tym miejscu o etui, które naprawdę mnie mile zaskoczyło. Producenci wielokrotnie droższych słuchawek bardzo rzadko dorzucają utwardzany futerał do zestawu, dając klientom szmaciane woreczki. Kruger&Matz postawił na solidnie zrobione opakowanie, co w tej cenie jest bardzo dużym plusem.
Zamknięta konstrukcja dobrze chroni przed dźwiękami otoczenia, choć nie ma tu żadnego mechanizmu aktywnej redukcji szumów. Osłoną są dobrze przylegające nauszniki. Dźwięk nie wydostaje się też na zewnątrz, więc bez obaw możemy podkręcić głośność jadąc komunikacją publiczną.
A jeśli mowa o głośności, to pomówmy też o wrażeniach z odsłuchu.
Jak to gra?
Specyfikacja techniczna KM Street nie jest imponująca, ale bądźmy szczerzy - w tym przedziale cenowym na palcach jednej ręki mogę wymienić konstrukcje, na których opakowaniu nie będzie napisane 20-20k Hz, 40 mm, 32 Ohm. To już standard, ale standard w zupełności wystarczający. Warto tylko zwrócić uwagę na stosunkowo wysoką impedancję. O ile smartfony z półki średniej/wyższej, czy komputery/laptopy nie będą miały problemów z napędzeniem takich słuchawek, o tyle w tanich smartfonach i tabletach może być dość cicho.
Jeżeli jednak słuchamy muzyki z przyzwoitego urządzenia, to Kruger&Matz Street sprawują się… zaskakująco w porządku.
Producent nie kryje się z tym, że ich brzmienie jest podkoloryzowane - tony niskie i wysokie są faktycznie podbite, tworząc sygnaturę brzmienia gdzieś pomiędzy literką U, a literką V (jeśli spojrzeć na krzywą częstotliwości).
Taka charakterystyka jest jednak dość typowa, a wiele miksów jest wręcz pod nią skrojonych, więc przy muzyce popularnej Streety doskonale się odnajdą.
Mój zestaw odsłuchowy standardowo składał się ze sporej dawki hard rocka, metalu, odrobinki utworów popowych, gitarowego albumu Tommy’ego Emmanuela oraz kilku albumów ze ścieżkami dźwiękowymi, konkretnie z Władcy Pierścieni, a także gry Ori and the Blind Forest.
Znalazło się też miejsce dla Rage against the Machine, kilku utworów Eminema i nowego albumu Fismolla.
Od razu muszę powiedzieć, że do słuchania muzyki klasycznej czy OST Streety nie za bardzo się nadają. Separacja instrumentów jest znikoma, a scena, jak na słuchawki nauszne - bardzo wąska. Odsłuch tych gatunków nie jest w żadnej mierze nieprzyjemny, o nie. Po prostu nie gwarantuje solidnych wrażeń, nad którymi można by się było rozpłynąć.
Dużo lepiej jest w muzyce popowej, rapie, czy przy gitarze akustycznej. Separacja poszczególnych dźwięków nadal jest co najwyżej adekwatna do półki cenowej, ale słuchawki grają zaskakująco równo, czysto i bez przesadnego przekłamania barwy.
Bas jest bardzo soczysty i mocny, może nie nazbyt selektywny, ale z pewnością zaspokajający zapotrzebowanie na niskie tony nawet tych, którzy lubią wkręcać sobie wiertarę między uszy.
W przypadku muzyki rockowej bywało różnie, bo wiele zależało od tonu gitary. Albumy Marka Tremontiego brzmiały dość sucho i niewyraźnie, ale na przykład Rage Against the Machine było bardzo przyjemne w odsłuchu. Fajerwerków tu nie ma, ale miłośnicy ciężkich brzmień powinni być zadowoleni. Także nowoczesnych odmian, bo nu-metal i djent brzmiały na Streetach przednio.
O dziwo pozytywnie zaskoczyły mnie te słuchawki podczas oglądania filmów i grania w gry. Dźwięki osadzone były we właściwym miejscu w panoramie (która nadal była wąska, ale czytelna), efekty specjalne należycie soczyste, a już szczególnie pięknie brzmiały dźwięki silników w grach wyścigowych.
Laikom, którym terminy takie jak „scena” czy „krzywa częstotliwości” nic nie mowią, tłumaczę - jest naprawdę dobrze. Za cenę 99 zł dostajemy naprawdę solidnie grające słuchawki.
Stylowa jakość, za niewielkie pieniądze
Propozycja Kruger&Matz jest bardzo ciekawa z wielu względów. Przede wszystkim brzmieniowo Streety naprawdę dają radę. Jasne, można znaleźć lepiej grające słuchawki do 100 zł, działa to tak - jest dźwięk, jakość wykonania, wygląd. Wybierz dwa.
Tak, istnieją SuperLuxy, który grają cudownie w tym budżecie. I wyglądają całkiem nieźle, choć to raczej studyjna estetyka. Ale co z tego, skoro ich jakość wykonania… no, nie należy do najwyższych.
Są Sennheisery i AKG, które brzmią sensownie, są przyzwoicie wykonane, ale na ulicy bym się z nimi nie pokazał.
Tymczasem KM Street to bardzo dobry kompromis pomiędzy wszystkimi trzema aspektami. Jakość dźwięku jest przyzwoita, wykonanie bardzo dobre jak na tę półkę, a do tego - jak na mój gust - wyglądają całkiem stylowo. Warto tylko wybrać czarny wariant, bo na białym widać każdy pyłek i odcisk palca.
Wspomnijmy tylko jeszcze raz cenę - 99 zł - i dodajmy do tego fakt, że w zestawie jest utwardzany futerał do przenoszenia słuchawek, a wyjdzie nam propozycja, obok której trudno jest przejść obojętnie.