Dzieci w sieci - jak uczynić Internet bezpiecznym miejscem dla najmłodszych
Dbanie o bezpieczeństwo i komfort naszych pociech jest czymś najzupełniej naturalnym. Pilnujemy, żeby się dobrze odżywiały, ubierały odpowiednio do pogody, a także przede wszystkim, żeby najzwyczajniej w świecie nie stała im się krzywda, w domu i poza nim. Niestety, choć Internet staje się integralną częścią życia, to wciąż wielu rodziców nie wie, w jaki sposób zadbać w nim o swoje dziecko.
A przecież nie jest tak, że Internet jest szczególnie nieprzyjaznym miejscem dla dzieci. Gdybyśmy kategorycznie tak stwierdzili, to równie dobrze można powiedzieć, że cały świat jest nieszczególnie przyjazny najmłodszym. Oprócz sterylnych, dostosowanych miejsc, potencjalne niebezpieczeństwo czyha przecież na każdym kroku.
Wystarczy chwila nieuwagi, by mogło dojść do wypadku. Tuż za rogiem dziecko może być świadkiem patologicznej sceny, a idąc chodnikiem ze sklepowej wystawy mogą nagle zaatakować je treści o charakterze erotycznym. Czy to oznacza, że powinniśmy nasze dzieci zamykać w klatkach do momentu, aż będą dorosłe? Oczywiście, że nie. Tym bardziej nie powinniśmy ich również puszczać samopas, choć niektórzy rodzice czasem o tym zapominają.
Zamiast popadać w ekstrema, staramy się od najmłodszych lat wpajać dzieciom zasady funkcjonowania świata, uczyć je odróżniania tego co dobre, od tego co złe. Poznawać co jest dla nich szkodliwe, a co mogą bezpiecznie poznawać.
Dlatego pierwszym krokiem, by Internet stał się bardziej bezpiecznym miejscem dla dzieci, jest uświadomienie sobie, że to niemalże taki sam świat, jak ten za oknem. Pełen takich samych zagrożeń, lecz także wartościowych, rozwijających treści.
Wobec tego czemu mielibyśmy izolować od niego dzieci, albo pozwalać im na kompletną samowolkę?
Przede wszystkim - poświęcanie uwagi od pierwszego kontaktu z Internetem
Choć sam dzieci jeszcze nie mam, to w mojej najbliższej rodzinie i otoczeniu znajduje się wielu najmłodszych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Internetem. Nawet obserwacja tak niewielkiej "grupy kontrolnej" potwierdza to, co mówią przeprowadzane na większych grupach badania - dzieci w Internecie robią niemal dokładnie to samo, co w "realu". Czyli po prostu się bawią.
Sieć jest nieskończonym paliwem napędzającym dziecięcą ciekawość. Obezwładniająca ilość linków, treści, reklam, kolorowych obrazków... to wszystko może przytłoczyć nawet najbardziej odpornych dorosłych. Natomiast dla dziecka, które jest otwarte i chłonne na wszelkie nowości, każda z takich rzeczy może być pociągająca.
Dziecko zobaczy napis "gry" - kliknie, bo w końcu po to weszło do Internetu. Gdzieś obok pojawi się zdjęcie nowej, fajnej zabawki? - kliknie, bo będzie chciało popatrzeć. Na stronie pokaże się okienko chatu internetowego, w którym ktoś zaprosi do rozmowy - kliknie, bo będzie to dla niego coś zupełnie nowego.
To, dokąd kolejne kliknięcia mogą zaprowadzić nasze dziecko, pozostawiam już waszej wyobraźni.
Da się jednak ograniczyć liczbę tego typu losowych kliknięć, spędzając odrobinę czasu z dzieckiem i "oprowadzając" go po Internecie. Wymaga to jednak od nas, dorosłych, posiadania stosownej wiedzy i chęci jej przekazania.
Internet pełen jest takich bezpiecznych przystani, gdzie dziecko może oddać się zabawie bez ryzyka. Rodzic chcący zagwarantować bezpieczeństwo swojej pociechy w sieci, powinien takie miejsca poznać, a następnie pokazać dziecku. Podobnie jak wypuszczając dziecko samodzielnie na dwór, czy wysyłając je na pierwsze w życiu, samodzielne zakupy, musimy wyraźnie zaznaczyć, gdzie dziecko może pójść, aby nie stała mu się krzywda i bezpiecznie wróciło do domu.
Naturalnie, sama rozmowa i wskazanie drogi w przypadku Internetu nie wystarczą. Słowo rodzica niemal na pewno przegra ze zwykłą, dziecięcą ciekawością, wobec tego powinnością rodzica jest z jednej strony zaufać dziecku, pozwolić mu wejść do cyfrowego świata, ale też kontrolować jego działania.
Niezależnie czy mówimy tu o przeglądarkach internetowych czy urządzeniach mobilnych, rodzic powinien mieć pełny wgląd w treści, które przegląda jego dziecko. Przynajmniej za najmłodszych lat, kiedy nasze pociechy są szczególnie wrażliwe na wszelkie wpływy z zewnątrz.
Większość systemów mobilnych posiada wbudowane kąciki dziecięce, lub inne mechanizmy pozwalające zablokować część funkcji urządzenia i dostęp do niektórych aplikacji. Wykorzystanie ich zadziała z korzyścią dla obydwu stron - dziecko odizolowane będzie od niepożądanych treści, a rodzic może być bezpieczny na przykład o stan swojego konta, nie musząc się obawiać o to, że nieświadome konsekwencji dziecko zacznie wykupywać płatne dodatki w grach mobilnych.
Przykładem takiego rozwiązania jest przeglądarka BeST, którą każdy rodzic może samodzielnie i bezpłatnie zainstalować na urządzeniu, z którego korzysta dziecko. To specjalne narzędzie, dzięki któremu mały internauta będzie mieć dostęp wyłącznie do bezpiecznych, dostosowanych do jego wieku stron internetowych.
Istnieją także aplikacje kontroli rodzicielskiej , które umożliwiają monitorowanie zachowania dzieci w Internecie, oraz informowanie rodziców, gdy spróbują się one dostać na niewłaściwe strony. Takie funkcjonalności są dostępne np. w pakiecie E-bezpieczeństwo Orange (z wykorzystaniem oprogramowania zabezpieczającego McAfee Inc)
Korzystanie z takich narzędzi nie zwalnia jednak rodziców z posiadania zdrowego rozsądku. Także własnego
Bezpieczeństwo najmłodszych w Internecie można rozumieć na wiele sposobów, lecz zatrważająco często rodzice zapominają o tym, że oni sami eksponują swoje dzieci na zagrożenia.
Niestety, choć młodsze pokolenie nie ma problemów z poruszaniem się po mediach społecznościowych, dla ludzi nieco starszych ode mnie to nadal bywa sporym problemem. Poruszaliśmy te zagadnienia już wielokrotnie na łamach Spider's Web, mówiąc o tym, jak bardzo ludzie nie zdają sobie sprawy z własnego ekshibicjonizmu w social media, którego zazwyczaj po prostu nie są świadomi.
Udostępniają więc w publicznych katalogach swoje zdjęcia, czasem myśląc, że będą one widoczne tylko dla nich, a czasem zwyczajnie nie widząc nic złego z wrzucenia na przykład albumu z wakacji.
Idzie za tym również bezrefleksyjne umieszczanie zdjęć własnych dzieci na takich portalach jak Facebook. W tym również takich zdjęć, których zapewne nie pokazaliby nikomu spoza rodziny, jednak w Internecie nie mają przed tym oporów.
Tym sposobem Facebook jest wprost zalany fotografiami dzieci biegających nago po plaży, w trakcie kąpieli, czy w innych sytuacjach, które dla rodzica wydają się nieszkodliwe, ale mogą przyciągnąć pedofilów.
Równie nieodpowiedzialne jest udostępnianie zdjęć, które są dla dziecka upokarzające lub po prostu... głupie. I to mimo że dla rodzica stanowią tylko powód do śmiechu. Zdjęcie dziesięciolatki przebranej za seksowną lolitkę może być ciekawą (choć bardzo, bardzo dyskusyjną) pamiątką z dzieciństwa, lecz po umieszczeniu w sieci z pewnością znajdzie grono odbiorców, których zainteresuje w tej najbardziej... pierwotnej formie.
Niezmiernie dziwią mnie argumenty niektórych rodziców, którym zarzuca się nieroztropność przy publikowaniu zdjęć swoich dzieci we wspomnianych sytuacjach. Argumentacja typu "nie przesadzajmy, jak dziecko biega nago po plaży, to nic mu nie grozi" jest naprawdę nietrafiona i zwyczajnie nie na miejscu.
Jasne, że zdarzają się sytuacje, kiedy dziecko biega sobie nagie po podwórku. Oczywiście, czasem rodzic musi dziecko przebrać w miejscu publicznym. No i w końcu przecież dla zwyrodnialca nawet zwykła spódniczka może być pociągająca, prawda? Co tu więc demonizować?
W tym wszystkim zapomina się tylko o jednym - w rzeczywistości takie momenty trwają zaledwie chwilę. W przeciwieństwie do Internetu, w którym nic nie ginie. W którym niewłaściwie zabezpieczone zdjęcie może obejrzeć dosłownie każdy.
Największe wyzwania czekają jednak na rodziców dojrzewającej młodzieży
Nic nowego, prawda? Chyba nie znam rodziców, którzy jakoś szczególnie miło wspominaliby okres burzy hormonalnej własnego potomstwa, wliczając w to swoich własnych. Niestety, w dobie Internetu wiek dojrzewania oznacza także zupełnie inne zagrożenia, niż te, które czyhają na najmłodszych.
Wszelakie mechanizmy kontroli zwyczajnie się tu nie sprawdzają. Pomijam nawet to, że młody człowiek zwyczajnie znajdzie w sieci rozwiązanie, jak pozbyć się nałożonych przez rodziców ograniczeń. Dojrzewając stajemy się straszliwie nieokrzesani i zazwyczaj wszelka logiczna argumentacja po prostu do nas nie trafia. Do wszystkiego chcemy dojść sami, wszystko chcemy sami zobaczyć. Z anarchistycznym wręcz samozaparciem.
Pół biedy, jeżeli rodzic zdołał za młodu wpoić dziecku pewne poczucie odpowiedzialności podczas poruszania się w sieci. Rozwiązuje to choć odrobinę problemów, a tych jest naprawdę mnóstwo.
Chyba największymi zagrożeniami dla małoletnich są te, które oddziałują bezpośrednio na ich psychikę. Jak choćby cyberprzemoc. Prześladowanie w sieci oraz szykanowanie, które w świecie wirtualnym może przybrać niewyobrażalnie niewybredne formy.
Osobiście sądzę jednak, że tym co najgorzej wpływa na nastolatków w sieci są konsumowane przez nich treści. Oczywiście, nie sposób odizolować ludzi od dostępnych w Internecie materiałów, lecz aby uczynić Internet bezpiecznym miejscem dla młodocianych, pewną odpowiedzialność muszą wziąć na siebie także twórcy.
Według badań aż 84% gimnazjalistów ogląda wideo w sieci więcej niż raz w tygodniu.
Widać to zresztą bardzo wyraźnie w liczbach subskrybentów popularnych YouTuberów, szczególnie tych gamingowych. Letsplayerzy doskonale zdają sobie sprawę, jaki jest przekrój demograficzny ich odbiorców, a jednak... niewiele z tego wynika.
Jestem w stanie zrozumieć tworzenie treści "pod gimbazę przez gimbazę", gdy twórca sieciowego wideo jest w wieku swoich widzów. Nie potrafię jednak pojąć, dlaczego taką samą, a często i gorszą papkę serwują młodzieży dojrzali zagrajmerzy?
Młodzi ludzie, często nieświadomie, dość desperacko poszukują autorytetów. Szukają wzorców, na których będą mogli opierać swoje własne zachowania. A jaki wzorzec dostają do człowieka, który opowiadając o grach, w co drugim zdaniu używa kreatywnych wulgaryzmów?
A młody organizm chłonie ten przekaz i replikuje go w rzeczywistości
Są na szczęście takie kanały na YouTube, które potrafią przyciągnąć młodego widza wartościowym contentem, ubierając go w szaty prostej do zrozumienia komedii. Są letsplayerzy, potrafiący o grach opowiadać w fajny sposób, który oprócz pustej rozrywki wnosi jakąkolwiek wartość dodaną.
Tak, drodzy twórcy sieciowego wideo. Powinniście sobie zdawać sprawę z tego, jak wielki wkład w rozwój młodych ludzi mają treści, które im serwujecie. Nie wymaga to jednak od was Bóg wie jakiej odpowiedzialności - po prostu odrobiny zdrowego rozsądku.
O ile w wieku nastoletnim rodzice niekoniecznie mają już wpływ na to, jakie treści oglądają ich dzieci, to nadal powinni dbać o to, aby regularnie znajdować czas na rozmowę z nimi. Aktywnie sprawdzać, czym interesuje się dziecko i reagować, gdy zainteresowania staną się niepokojące.
Konieczne jest także pilnowanie nie tylko co dziecko robi w sieci, ale też jak długo
Internet nazywany jest czasem "plagą XXI w", a już szczególnie w przypadku młodych ludzi, którzy często nadużywają dostępu do sieci.
Niezależnie od tego, czy mówimy o czasie spędzanym na portalach społecznościowych, oglądaniu sieciowego wideo czy graniu w gry komputerowe - już Epikur w starożytności stwierdził, że w nadmiarze wszystko szkodzi.
Dane statystyczne pokazują, że przeszło 10% nastolatków poniżej 18 roku życia jest zagrożonych uzależnieniem od Internetu. Procentowo może się to wydawać niewielką liczbą, ale w praktyce mówimy tu o milionach młodych ludzi, którzy z powodu różnych problemów, czy to rodzinnych, czy tych związanych z relacjami rówieśniczymi, uciekają coraz głębiej w wirtualną rzeczywistość, czasem tracąc kontakt z tą prawdziwą.
Kluczowe jest zatem pokazywanie dzieciom, które "urodziły się z myszką w ręku", jak to czasem mówią starsi, że poza wszystkimi rzeczami dziejącymi się w Internecie, "real" też ma wiele do zaoferowania.
To wymaga jednak zaangażowania rodziców i - ponownie - posiadania odpowiedniej wiedzy, by ją następnie przekazać dalej. Młodego odbiorcę bardzo trudno jest zadowolić; nic więc dziwnego, że Internet wygrywa z rzeczywistością.
Równie istotne jest nie popadanie w kolejne skrajności, próbując nastolatka albo zupełnie odizolować od Internetu, albo ograniczyć korzystanie z niego do absolutnie niezbędnego minimum. To także błędna logika, która zazwyczaj wypala rykoszetem w stronę rodziców.
Jak ze wszystkim w życiu, konieczne jest znalezienie odpowiedniego balansu, który zapewni bezpieczeństwo młodym odbiorcom Internetu, a jednocześnie sprawi, że ci młodzi odbiorcy Internetu nie przedawkują.
Bezpieczny Internet to wspólny wysiłek
Serwis Bezpiecznie Tu i Tam Orange to fantastyczne kompendium wiedzy dla rodziców, którzy nie wiedzą od czego zacząć. Przygotowana seria poradników i konkretnych rozwiązań oraz usług to wartościowa kolekcja, w której nieobeznany z tematem opiekun znajdzie wszystkie odpowiedzi, a może raczej podpowiedzi, jak we właściwy sposób zagwarantować bezpieczeństwo swojemu dziecku w Internecie.
Internet, ze względu na samą swoją ideę nigdy nie będzie miejscem sterylnym i idealnie skrojonym na miarę indywidualnych potrzeb, a co za tym idzie nie stanie się nagle miejscem, gdzie bez żadnych obaw będzie można wpuścić dziecko, by poruszało się po nim bez ograniczeń.
Jednakże jak już mówiłem na początku, prawdziwy świat też taki nie jest, a pewne prawidłowości pokrywają się w obydwu światach - i tym wirtualnym, i tym "prawdziwym".
Bezpieczeństwo małoletnich w Internecie to kwestia przede wszystkim edukacji; nie tylko dzieci, ale i swojej własnej, aby umieć rozpoznać pojawiające się zagrożenie, oraz właściwie na nie zareagować. Dokładnie tak samo, jak robimy to w rzeczywistości.
Bezpieczne miejsce to takie, które dobrze znamy i po którym potrafimy się poruszać. Im lepiej zapoznamy dziecko ze światem wirtualnym, tym większe poczucie bezpieczeństwa zagwarantujemy i sobie, i jemu.
*Grafiki pochodzą z serwisu Shutterstock