NASA robi wszystko, żeby ludzie nie podzielili losu dinozaurów, ale potrzebuje do tego twojego komputera
NASA niezmiennie boryka się z problemem, jakim jest jej budżet. Z jednej strony trudno walczyć o pieniądze zabierane od obywateli w formie podatków, z drugiej zaś eksploracja kosmosu jest niezmiernie droga. Na szczęście istnieją pewne ciekawe pomysły na kompromis.
SETI@Home był projektem wyjątkowym nie bez powodu. To pierwszy tak ambitny projekt naukowy, który angażował wszystkich internautów, którzy decydowali się w nim partycypować. Ochotnicy instalowali na swoich komputerach aplikację, która pobierała z serwerów SETI fragment danych pochodzących z radioteleskopów, analizowała je i odsyłała wyniki z powrotem do instytutu. Dzięki temu SETI zyskało gigantyczną moc obliczeniową, która w istotny sposób wsparła jego wysiłki w poszukiwaniu anomalii w sygnałach z kosmosu, które mogłyby świadczyć o istnieniu cywilizacji pozaziemskiej.
NASA teraz wraca do tego pomysłu, choć tym razem kierowany jest on niezupełnie do wszystkich entuzjastów, a do zajmujących się amatorsko astronomią ochotników. Cel jest szczytny: NASA cały czas walczy o wydarcie podatnikom większej ilości pieniędzy na rzecz systemu wczesnego ostrzegania przed śmiercionośnymi planetoidami. I walczy bezskutecznie.
Dostrzeżesz sam planetoidę?
Filmy takie jak „Dzień Zagłady” czy „Armageddon” to radosna twórczość scenarzystów z Hollywood, ale też są one oparte na całkiem realnym zagrożeniu. Nasza planeta jest tarczą na strzelnicy, a pociskami są krążące w układzie słonecznym planetoidy. Większość z nich jest na tyle mała, że nie stanowi dla nas jakiegokolwiek zagrożenia (a na Ziemię spadają cały czas tony pyłu po płonących w naszej atmosferze planetoidach).
Niektóre jednak mogą być na tyle groźne, by zniszczyć całą ludzkość lub doprowadzić do wielkiego kataklizmu.
Taki wypadek najprawdopodobniej już miał miejsce i, o ironio, zawdzięczamy mu nasz żywot: uczeni teoretyzują, że to właśnie planetoida lub kometa zakończyła erę dinozaurów.
Jak więc wykrywamy planetoidy? Dokładnie tak samo od dekad: wykonujemy zdjęcie fragmentu nieba i szukamy jasnych punktów, które zmieniają swoje położenie w zależności od czasu, w jakim wykonaliśmy zdjęcie. Tych zdjęć wykonuje się bardzo wiele i ręczna analiza wszystkich to olbrzymi wysiłek. Ale od czego mamy ochotników?
Jak nazwiesz „swoją” planetoidę?
NASA opublikowała aplikację w wersji dla Windows, OS X i Ubuntu (a także jej kod źródłowy do samodzielnej kompilacji), która powstała dzięki współpracy z firmą Planetary Resources. Spełnia ona dwie funkcje. Pierwsza, inspirowana SETI@Home, jest całkowicie bezobsługowa. Aplikacja pobiera z zewnętrznych serwerów zdjęcia z teleskopów, przetwarza je za pomocą wbudowanych algorytmów a następnie odsyła na serwer.
Druga przypadnie do gustu wyżej wspomnianym astronomom. Aplikacja umożliwia import samodzielnie wykonanych zdjęć z amatorskich teleskopów i również podda je analizie. Zachętą do aktywnego uczestnictwa są wyżej wspomniane zaawansowane algorytmy, za pomocą których może się okazać, że na twoim zdjęciu istnieje nowa, nieodkryta wcześniej planetoida. A że w myśl zwyczaju, każde nowoodkryte ciało niebieskie jest nazywane przez odkrywcę…
Czy to coś da? NASA szacuje, że skuteczność wykrywania planetoid ma wzrosnąć o 15 procent przy zakładanym (niepodanym w informacji prasowej) zaangażowaniu użytkowników. Jeżeli więc procesor w twoim komputerze się „nudzi” i nie jest przez ciebie notorycznie wykorzystywany do ostatniego „FLOPS-a”, to może warto się zaangażować…?
* Ilustracje pochodzą z serwisu Shutterstock