"The Good Wife" to serial, który wnosi do dyskusji o technologiach więcej, niż połowa blogów tech
Każdy zainteresowany tematami okołotechnologicznymi człowiek powinien choćby ze słyszenia znać “The Good Wife”. Jako jedyny “mainstreamowy” serial porusza on czasem ważne i prawdziwe technologiczne tematy z ciekawej, prawnej i dogłębnej perspektywy. “The Good Wife” często robi to w sposób, w który nie potrafi pisać o technologii większość dziennikarzy i blogerów, bo tkwi w swoim małym zamkniętym świecie Apple Watchy i setek informacji prasowych, poganiana krzemowodolinowym pędem do innowacji bez względu na koszt.
Ostatni odcinek “The Good Wife” zatytułowany "Open Source" rozpoczął się od sceny, w której ktoś projektuje plastikowy pistolet, udostępnia go w serwisie do dzielenia się projektami 3D, ktoś inny pobiera projekt i drukuje go. Na strzelnicy broń wypala, ale w tył, raniąc przypadkową osobę. Kto zawinił? Nie ma przecież producenta, którego można pozwać.
Poszkodowany pozywa więc projektanta, a nie tego, kto wydrukował broń. Przecież drukujący użył gotowego projektu.
Sędzia zadaje mnóstwo pytań nie dowierzając, że można zrobić broń z plastiku, niemal niewykrywalną, w 4 godziny z materiałów wartych 25 dolarów na drukarce kosztującej 1750 dolarów.
Pojawiają się odwołania do prawa posiadania broni, ale projektant powołuje się na wolność wypowiedzi. Według niego ma prawo publikować takie projekty i nie jest odpowiedzialny za to, czy ktoś z nich skorzysta i za działanie wydrukowanego przedmiotu. Zapalony opowiada też, jak to przyświecają mu ideały. Dzięki jego projektowi demokracja będzie rozprzestrzeniać się na świecie! Tak, to jego logika - broń ma posłużyć do walki z dyktatorami, to trzymania niedemokratycznych władz w szachu.
Ponieważ projekt broni był open-source’owy a drukujący zmienił w nim jakieś drobnostki, przed drukowaniem pojawia się pomysł pozwania drukującego. Następnie producenta drukarek w związku z podejrzeniami o wadliwość. Kończy się bodajże na ugodzie z projektantem, bo okazuje się, że nie poinformował o tym, iż drukowanie w zimnie zmienia właściwości materiałów, a sam oskarżony miał na swoich stronach reklamy producenta owych drukarek. Gadanie projektanta o wolności słowa, o tym, że design broni to jej część, o wspieraniu demokracji zostaje zgaszone pytaniem o to, czy oprócz bojowników o demokrację do projektu mają też dostęp kryminaliści, dyktatorzy czy dzieci.
Słowem - całość to jeden wielki bałagan.
Gdyby chodziło o producenta “tradycyjnej” broni, można byłoby pozwać go i proces polegałby na próbach udowodnienia, że broń była wadliwa. Drukowanie 3D jest tak świeże, że ciężko znaleźć winnego. Projektant nie ma obowiązku testowania, nie podlega regulacjom, nie musi ostrzegać, tłumaczyć się i nie bierze za nic odpowiedzialności. Udostępnia pliki i wychodzi z założenia, że resztę trzeba zostawić drukującym. A co jeśli projektant jest chorym trollem i celowo zaprojektuje coś wadliwego?
“The Good Wife” w podobnie inteligentny sposób zadawało pytania na temat Anonów i moralności łamania prawa i hakowania oraz doxxingu, Aarona Swarza, tego czy Bitcoin to waluta czy towar, Silk Road, social media, czy manipulowania SEO przez googlopodobnego giganta wyszukiwarek.
Dlatego właśnie “The Good Wife” jest lepsze, niż wiele popularnych treści.
Nie dość, że dobrze i ciekawie porusza istotne i bieżące, oparte na rzeczywistych problemach tematy, to zwykle nie daje jasnych odpowiedzi. Pozostawia niedosyt, pytanie, co będzie dalej, jak powinniśmy rozwiązywać mnożące się problemy związane z coraz szybszym rozwojem. Obserwując “branżę” mam czasem wrażenie, że to, iż większość z piszących i komentujących jest pasjonatami technologii i już dziś chciałoby wszczepić sobie w mózg mikroczipy do komunikacji z całym światem wcale nie pomaga samej branży. Że okazjonalna panika ogółu wynikająca z pojawiania się nowości (gry powodują agresję, internet to sami pedofile, Tor jest dla pedofili, deep web tylko dla przestępców, smartfony niszczą życie etc.) jest częściową winą samej branży technologicznej i przyległych, które skupiają się tylko na pozytywach, ideałach (kasie) i po nich choćby potop.
I gdy czytacie elaboraty na temat zniknięcia IE (SMUTEK) i zastąpienia go Spartanem, elaboraty ważne jakby to był news roku przypomnijcie sobie, że o Spartanie mówi się co najmniej od kilku miesięcy. Ot, Microsoft puścił oficjalne info.