Super Mario 64 w przeglądarce! Poznajcie zaskakującą historię stojącą za wielkim hitem sprzed 19 lat
Część z was pewnie wie już, że może ograć pierwszy poziom kultowego Super Mario 64 z poziomu przeglądarki internetowej. To doskonała okazja, abym przybliżył wam kilka niezwykle ciekawych faktów związanych z tym tytułem. Jak to bowiem często bywa, zapomniana historia Nintendo wypełniona jest mnóstwem smaczków i sekretów.
Super Mario 64 w przeglądarce? Czytelnicy, którzy pomyśleli, że to nie w stylu Nintendo, mają całkowitą rację. Internetowa wersja gry jest inicjatywą Erika Roystana Rossa. Student informatyki stworzył od zera pierwszy poziom Super Mario 64. Korzystał przy tym z powszechnie dostępnego silnika Unity. Można więc napisać, ze Ross dał życie swoistej „edycji HD”, szlifując własne umiejętności.
Jeżeli liczycie na kolejne poziomy Super Mario 64 w HD, muszę was rozczarować.
Odtwórca kultowej lokacji Bob-omb Battlefield nie zamierza kontynuować prac nad tytułem. Słusznie, biorąc pod uwagę aktywną politykę Nintendo wobec emulatorów, nielegalnych kopii czy „reedycji” ich kultowych, niezwykle dochodowych marek. Nie po to Wielkie N samo zaczyna wchodzić na rynek mobile oraz PC, aby amatorscy producenci czerpali garściami z ich kodu.
Mimo tego nie sposób nie pochwalić Erika Roystana Rossa. Największe wrażenie zrobiły na mnie modele postaci. Te wyglądają jak gdyby były wyjęte z najnowszych przygód hydraulika Mario dedykowanych konsoli Wii U. Jako fan Super Mario 64 z 1996 roku dostrzegam również niesamowite podobieństwo animacji, łącznie z moim ulubionym skokiem do tyłu.
Takie smaczki wychwycą jedynie starsi gracze, ale to pewnie z myślą o nich powstała przeglądarkowa gra. To bardzo przyjemne uczucie, po takim czasie powrócić do Bob-omb Battlefield. Niezwykłe jest zwłaszcza to, że chociaż od premiery gry minęło 19 lat, nie zapomniałem tego miejsca. Ba, byłem nawet w stanie stwierdzić, jakich elementów brakuje! Pamiętacie czarnego, wąsatego bossa na szczycie wzgórza?
Erik Roystan Ross wybrał wyjątkowy tytuł. Super Mario 64 jest legendarną grą, która skrywa wiele sekretów i ciekawostek.
Przede wszystkim – to właśnie Super Mario 64 było startową grą na konsolę Nintendo 64. Jedną z zaledwie dwóch. Fani Wielkiego N mogli wybrać albo hydraulika, albo Pilotwings 64. Chociaż druga gra była równie udana, to właśnie Super Mario 64 zostało tak zwanym „system-sellerem”. Tytuł sprzedał się w ponad 11 milionach egzemplarzy. Biorąc pod uwagę, że konsola Nintendo 64 znalazła około 33 miliony nabywców na całym świecie, co trzeci posiadacz tego sprzętu grał właśnie w Super Mario 64.
To ciekawe o tyle, że w pierwotnych założeniach Super Mario 64 wyglądało zupełnie inaczej. Wczesna wersja gry opierała się na bardzo istotnym trybie kooperacji przed jednym ekranem. Co niesamowite, dwójka graczy miała rozpoczynać swoje przygody w zupełnie innych miejscach. Dopiero po kilku minutach rozgrywki bohaterowie docieraliby do centralnego terenu lokacji. Tutaj łączyliby siły i walczyli z bossami oraz rozwiązywali zagadki.
Niestety, ostatecznie Nintendo porzuciło ten pomysł.
Do teraz nie wiadomo, czy powodem była zbyt mała moc samej konsoli, czy może trudności w rozgrywce na podzielonym ekranie. Tym sposobem sterowany przez drugiego gracza Luigi nigdy nie znalazł się w finalnym kodzie. Szkoda – Super Mario 64 mogło być nie tylko pierwszą grą z serii w 3D, ale również kamieniem milowym w obszarze kooperacji.
Zatrzymując się na chwilę przy zagadkach, które pojawiają się w Super Mario 64 – te w dużej mierze nie pochodzą od producentów gry ze studia EAD division. Równolegle z powstającym tytułem tworzone było również The Legend of Zelda: Ocarina of Time. Niestety, proces produkcyjny drugiej gry wydłużył się o prawie 2 lata. W związku z tym część łamigłówek z Zeldy zostało „wklejonych” do Super Mario 64. Dzięki temu producenci zdążyli na premierę Nintendo 64, co wcale nie było takie pewne.
Opóźnienia w produkcji Super Mario 64 wynikały z masy pomysłów na wykorzystanie trzeciego wymiaru. Jak można przeczytać w wywiadach z producentami, ci zastanawiali się nad rzutem izometrycznym, który wykorzystywany jest w najnowszych, kooperacyjnych odsłonach przygód hydraulika. Ostatecznie zespół zdecydował się na oddanie kontroli w ręce samych graczy. Co jak co, ale kamera którą można było ręcznie przesuwać robiła w 1996 roku spore wrażenie.
Jeszcze większy zachwyt powodowały „sandboksowe” lokacje.
W dobie Grand Theft Auto V oraz The Elder Scrolls V: Skyrim może to bawić. Wtedy jednak Super Mario 64 naprawdę powalało rozmachem. Lokacje były relatywnie duże, z kolei do celu często wprowadziła więcej niż jedna ścieżka. Pomiędzy kolejnymi poziomami przemieszczało się z pięknego zamku księżniczki Peach, co również robiło wielkie wrażenie. Ech – co się stało z tymi czasami, kiedy to Nintendo uchodziło za technologicznego lidera?
Tak czy inaczej – starszym graczom może zakręcić się łezka w oku. Inicjatywom takim jak ta Erika Roystana Rossa zawsze będziemy kibicować. Nawet, jeżeli w Nintendo patrzą na to delikatnie spod byka.
Świetna perełka na rozpoczęcie nowego tygodnia.