Kto traci, a kto zyskuje na sprzedaży nielegalnego oprogramowania?
Choć indywidualni użytkownicy kupują znacznie częściej niż kiedyś oprogramowanie w dobrej wierze, to mogą wiele stracić kupując u nieautoryzowanego dostawcy. Często konsumenci chcą kupić legalny soft, ale wybierając tańszą ofertę nieświadomie kupują de facto nielegalną kopię. Skala piractwa powoduje też straty Skarbu Państwa czy prywatnych firm.
W sklepach internetowych i w serwisach aukcyjnych można znaleźć setki aukcji z produktami w wersji cyfrowej niewiadomego pochodzenia, naklejkami zerwanymi z rozebranych komputerów oraz używanego oprogramowania w wersji pudełkowej. Sprzedawcy często oferują systemy operacyjne, pakiety biurowe i oprogramowanie dla profesjonalnych artystów za ułamek ceny sklepowej.
Korzystając z takiej oferty bardzo łatwo natknąć się na oszustów.
Użytkownicy poszukujący oprogramowania bardzo często, ze względu na jak mogłoby się wydawać zawyżone ceny, omijają oficjalne kanały sprzedaży. Ten sam produkt, przynajmniej w teorii, można nabyć w innym miejscu za ułamek ceny rynkowej. Trudno dziwić się oczywiście konsumentom, że chcą kupić jak najtaniej.
Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że w większości wypadków - i nie są to przesadzone szacunki - tanie klucze na oprogramowanie kupione online okazują się fałszywe. Zakup takiego “lewego” klucza, nawet na fakturę, nie zwalnia użytkownika i przedsiębiorcy z odpowiedzialności, jeśli klucz okaże się nielegalny lub nieważny.
Handlarze bywają przy tym bezczelni.
Przygotowując się do tego tekstu odbyłem długą rozmowę z przedstawicielami Microsoftu, którzy stale walczą z nieuczciwymi sprzedawcami. Firma regularnie bada zawartość serwisów internetowych handlujących kluczami do produktów. Sprawdzane są oferty kont, które masowo wyprzedają klucze w serwisach aukcyjnych takich jak Allegro. Microsoft sam dokonuje też zakupów testowych.
Okazuje się, że skala zjawiska jakim jest handel kluczami o wątpliwej legalności, jest porażająca. Szansa na nabycie legalnego systemu Windows lub pakietu Office w atrakcyjnej cenie na aukcji w sieci to maksymalnie kilka procent. Udział podejrzanych ofert na oprogramowanie innych firm to ok. 70 proc. sprzedaży (a nie tylko wystawionych ofert!).
Skąd się biorą nielegalne klucze?
Windows 7 i Office 2010 nigdy nie były sprzedawane na terenie Polski w dystrybucji cyfrowej. Oznacza to, że można mieć przekonanie graniczące z pewnością: jeśli ktoś twierdzi, że sprzedaje polską oficjalną licencję na taki produkt do pobrania w formie elektronicznej, to po prostu kłamie i próbuje wyłudzić od klienta pieniądze za trefny towar.
Handlarze stosują najróżniejsze sztuczki, a klucze pochodzą z różnych dziwnych miejsc. Część z nich została najzwyczajniej w świecie wygenerowana, a inne spisane z naklejki na obudowie komputera lub wyciągnięte z pudełka. Nagminną praktyką jest sprzedawanie takich kodów wielokrotnie różnym klientom.
O tym, że oprogramowanie jest nielegalne klient może dowiedzieć się dopiero po kilku tygodniach lub nawet miesiącach od zawarcia transakcji, gdy jego klucz trafi na czarną listę.
W Niemczech w grudniu zeszłego roku zmasowane badanie rynku wykazało, że sprzedawano na różnych aukcjach wielokrotnie ten sam tzw. master-key - klucz umożliwiający na instalację systemu na dziesiątkach stanowisk. Pochodził on od pewnej chińskiej instytucji edukacyjnej. Microsoft wygenerował dla firmy nowy klucz wolumenowy, ale wygaszenie poprzedniego, który już trafił do obiegu, nieco trwało.
Kupno takiego trefnego klucza może być dla klienta dość problematyczne. System lub pakiet biurowy może się aktywować poprawnie, ale jak tylko producent oprogramowania wykryje, że klucz jest nielegalny, to w najlepszym wypadku skończy się blokadą. Sprzedawca może przesłać kolejny klucz lub zwrócić pieniądze, ale często odzyskanie środków jest niemożliwe.
Wtedy użytkownik nie tylko zostaje bez oprogramowania, ale też bez środków na ponowny zakup - tym razem z pewnego źródła.
W najmniej korzystnym dla klienta scenariuszu, zwłaszcza jeśli dokonywał on zakupu na firmę, policja może nawet zarekwirować jego dysk twardy lub cały komputer jako dowód w sprawie. Jeśli organy ścigania dotrą do listy klientów handlarza, który znalazł się na świeczniku, to mogą zabezpieczyć kupiony „produkt”.
W takim przypadku sam fakt zakupu - nawet jeśli była wystawiona faktura - nie sprawia, że kupujący “jest kryty”. Jak bardzo atrakcyjna cena i jak piękny opis “lewego” produktu by nie był, to nie uczyni to systemu lub pakietu biurowego legalnym. Dla Microsoftu nabywca takiego Windowsa lub Office’a nie różni się od… pirata.
Może to się wydać dość ostrym stanowiskiem, ale gdy ktoś kupuje za 40 zł na aukcji klucz do systemu Windows, kosztujący rynkowo około 350–400 zł, to nie powinien liczyć na pełnowartościowy produkt.
Prawda jest taka, że nieznajomość prawa szkodzi i nie można się tutaj zasłaniać dobrymi intencjami. Nawet jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z cen rynkowych i kupuje oprogramowanie w dobrej wierze, to i tak jest narażony na szereg nieprzyjemności. Pretensje należy kierować bezpośrednio do sprzedawcy.
Nie powinno to nikogo dziwić, bo podobnie działa to też w “analogowym” świecie. Kupując kradzioną komórkę też będziemy narażeni na nieprzyjemności, gdy policja przy rutynowej kontroli sprawdzi numer IMEI i odkryje, że widnieje on w bazie skradzionych telefonów.
Parafrazując znane powiedzenie - jeśli oferta na oprogramowanie wygląda na zbyt atrakcyjną by być prawdziwa, to zapewne taka jest.
Osoby zaznajomione z internetem zdają sobie sprawę, że opłacenie popularnego gryzonia czy innego maniaka kina nie oznacza, że właściciel praw autorskich do muzyki lub filmu zobaczy jakiekolwiek pieniądze. Podobnie wygląda to na rynku oprogramowania - kupno klucza do Windows lub Office na aukcji nie oznacza, że można mieć już czyste sumienie.
Trzeba pamiętać, że nawet takie duże i znane platformy jak Allegro oferują przestrzeń do handlu innym podmiotom. Pracownicy firmy nie weryfikują z zasady ogłoszeń, a nawet jakby chcieli, to zabrakło by do tego mocy przerobowych. W przypadku oprogramowania to niestety do użytkownika należy obowiązek dopilnowania tego, by kupić legalny produkt.
Czego się wystrzegać?
Kreatywność cwaniaków szukających łatwego zarobku w sieci zaprawdę nie zna granic, a według badań IDC w skali świata 51 proc. ofert na oprogramowanie w sieci to próby wyłudzenia pieniędzy. W Polsce w przypadku takiego produktu jak Microsoft Office 2010 szacuje się, że liczba pirackich kopii sprzedanych online to było… 99 proc. wszystkich.
Trzeba mieć się na baczności zwłaszcza kupując starsze oprogramowanie. Dla przykładu pakietu Office 2010 nie da się już od półtora roku kupić oficjalnymi kanałami sprzedaży, ale na Allegro takich produktów jest na pęczki. Nie przeszkadza to sprzedawcom przekazywać licencji niewiadomego pochodzenia.
Czym może grozić instalacja nielegalnego systemu?
Najgorsze co może zrobić klient to zgodnie z sugestią niektórych handlarzy zainstalować Windowsa z pierwszej lepszej torrentowni i aktywować go podanym kluczem. Bardzo ryzykowne jest też wgrywanie systemu przegranego na płytkę DVD-R, nawet jeśli sprzedawca zapewnia, że to “kopia zapasowa jeden do jednego” oryginalnej płyty.
Nie tylko otrzymanie od handlarza takiej płytki winno samo w sobie zapalić lampkę ostrzegawczą, to do tego nigdy nie wiadomo, czy ktoś do takiego systemu nie dodał kilku swoich bitów. Można nieświadomie stać się częścią botnetu, zainstalować koparkę bitcoinów lub jakieś paskudne malware wykradające pieniądze z konta bankowego.
Podczas rozmowy z przedstawicielami Microsoftu prosiłem też o opowiedzenie najciekawszych historii związanych z cwanymi handlarzami.
Historii o rekinach biznesu nasłuchałem się mnóstwo, ale kilka z nich wyjątkowo zapadło mi w pamięć. Jeden z handlarzy przyznał się prawnikom Microsoftu, że klucze pozyskuje z Chin i podał nawet numery Skype i adresy e-mail do jego dostawców, które zawierały człon “key” w nazwie sugerujący jednoznacznie ich charakter działalności.
Inne cwaniaki informują, że klucze pochodzą ze “złomowanych komputerów”, chociaż licencja OEM wyraźnie zabrania ich odsprzedaży. Powinny one zakończyć żywot, z nalepką i certyfikatem, razem z komputerem. Sprzedawcy się tym jednak nie przejmują, a w Chinach znajduje się nawet specjalne centrum recyclingu, które odzyskuje klucze.
Zdarzają się też “przedsiębiorczy” i szczerzy studenci, którzy bez skrępowania sprzedają przekazane im przez uczelnię klucze z MSDNAA.
Niektóre gazele biznesu próbują z nielegalnych kluczy robić namiastkę realnego produktu i np. rozrywają oryginalne pudełko na trzy części i sprzedają ten sam klucz trzem różnym klientom. Podrabiane płyty i podrabiane certyfikaty też nie należą do rzadkości, ale niektórzy sprzedawcy nawet na to się nie silą - bezczelnie zapewniają, licząc na niewiedzę klienta, że wszystko jest realizowane zgodnie z prawem.
Zdarzyła się już sytuacja, gdy firma, która wygrała przetarg dla instytucji państwowej, dostarczyła jej kilkadziesiąt systemów na płytach… DVD-R. Były na nich wszystkie wersje Windowsa i Office’a, do wyboru do koloru. W tym przypadku klucze dostarczone zostały w formie tabelki. Microsoft robił ekspertyzę tego pirackiego oprogramowania, a sprawa trafiła do prokuratury i czeka na swój finał.
Czy da się skutecznie walczyć z tym procederem?
Microsoft zgłasza swoja podejrzenia gdzie tylko może. Jak na razie sytuacja jest dramatyczna, zwłaszcza patrząc na przychody, jakie taki handel może generować, choć widać światełko w tunelu. Zdarza się, że obroty sięgają kilkuset złotych miesięcznie, a sprzedawców generujących obroty tego rzędu wielkości jest wielu. Microsoft rozpoczął w połowie marca ponownie współpracę z Allegro zakresie wykrywania naruszeń, a zgłoszone aukcje zaczęły w ciągu kilku godzin znikać z serwisu.
Producenci oprogramowania są niemal bezradni w walce z kreatywnymi oszustami. Złapanie kogoś go gorącym uczynku to często za mało, by serwisy aukcyjne zawiesiły konto takiego delikwenta, a sąd wydał wyrok skazujący. Czasem, nawet po tym jak Microsoftu zakupił w ramach tzw. mystery shopping kilka produktów (i udowodnił, że były one sprzedane nielegalnie) sprzedawcy dalej funkcjonują i zwiększają tylko swoje dochody.
Nie oznacza to, że handlarze są bezkarni, a zapadły już nawet pierwsze wyroki skazujące bez tzw. “zawiasów”.
Handlarzami, którzy generują naprawdę wysokie obroty, zainteresuje się prędzej czy później… skarbówka. Przedstawiciele Microsoftu śmieją się, że oszuści sprzedający oprogramowanie - proceder uważany dziś za znacznie bardziej dochodowy niż sprzedaż narkotyków! - wpadną niczym Al Capone: nie za przestępstwa, tylko matactwa podatkowe. Padają ze stron Urzędu nawet podejrzenia o pranie brudnych pieniędzy.
Pracownicy Microsoftu uczestniczyli już w sprawach, gdzie Urząd Kontroli Skarbowej prosił o analizę sprzedawanego oprogramowania. Urzędy od przestępcy podatkowego, który handlował trefnym towarem, nie mogą wyciągnąć pieniędzy - sprawa przekazywana jest wtedy dalej do prokuratury. Firmy z tzw. rajów podatkowych oraz podejrzane o stosowanie karuzeli VAT są monitorowane.
Microsoft nie chce walczyć z klientami, nawet jeśli zakupem pirackiego Windowsa za 40 zł chcieli tylko uspokoić swoje sumienie.
Najważniejsze jest utrudnienie życia handlarzom, aby ich biznes przestał być opłacalny. Microsoft chce tępić to zjawisko u źródeł. Ważne jest też, by zbudować w konsumentach świadomość dotyczącą legalnego i nielegalnego oprogramowania.
Trzeba wspominać o konsekwencjach grożących za korzystanie z nielegalnego oprogramowania i dystrybucję takowego. Pada nawet przerysowane porównanie software’u do broni: w obu przypadkach trzeba zabrać nie tylko o produkt, ale też o odpowiednią licencję.
Na problem nielegalnych kluczy powinny zwrócić uwagę zwłaszcza firmy.
Licencje niewiadomego pochodzenia na pakiet Office są kupowane niemal hurtowo przez małe przedsiębiorstwa. Takie tanie elektroniczne klucze to wyrzucone pieniądze i naprawdę ryzykowna gra. W przypadku kontroli nie ma szans się wybronić. Można próbować wykazać dobrą wolę i uniknąć kary, ale ekspertyza może trwać kilka miesięcy.
Strata dysku, który zarekwiruje studentowi po nalocie a akademiku jako w dowód w sprawie policja, to dla użytkownika prywatnego niedogodność. Jeśli zabraknie 50 takich dysków w firmie, to samo to naraża ją na ogromne straty i bankructwo. Nakazy zabezpieczenia przedmiotów nielegalnego handlu są już wydawane.
Gdzie w takim razie kupić oprogramowanie?
Nie będzie zaskoczeniem, że producent software’owej sugeruje zakup u jednego z autoryzowanych partnerów. Firmy takie jak Microsoft nie mogą oczywiście żadnego konkretnego sprzedawcy oskarżać w ciemno, a ostateczna decyzja gdzie nabyć produkt należy do użytkownika. Każdy musi sobie jednak odpowiedzieć sam, czy taka “oszczędność” i zakupienie podejrzanego klucza to gra warta świeczki.
Mi byłoby wręcz głupio ładować konto bankowe cwaniaka z firmą zarejestrowaną na Seszelach lub Kajmanach. Nie dam pieniędzy komuś, kto wciska mi klucz z generatora lub podrabiane pudełko, które do złudzenia przypomina prawdziwe - nawet z folią! Szukając Windowsa warto udać się do Strefy Marek Allegro lub do takich sklepów jak Komputronik, Media Expert lub Euro RTV.
Na piractwie tracą legalni sprzedawcy.
Microsoft stara się uświadamiać klientów, ale nie tylko gigant z Redmond i fiskus są stratni na pocederze sprzedawania pirackich kluczy. Wiele z aukcji i ofert w sieci zgłaszają oficjalni partnerzy Microsoftu.
Dla nich sprzedawanie takich nielegalnych kluczy za pół darmo prosi się o rozwinięcie wątku nieuczciwej konkurencji. Nie da się też walczyć cenowo z piratami, którzy nie płacą podatków.
Co odróżnia od siebie wersje OEM oraz BOX?
Jeśli ktoś upiera się przy tym, żeby poszukać okazji, to go od tej decyzji raczej nie odwiodę. W takim wypadku zachęcam do zapoznania się ze stroną Microsoftu o nazwie How to Tell, gdzie można sprawdzić, na co zwracać uwagę kupując używany klucz. W rozmowie z Microsoftem udało mi się też wyjaśnić kwestię oprogramowania w wersjach BOX oraz OEM. Licencję w wersji BOX można instalować na dowolnym sprzęcie. Można ją nawet odsprzedać, pod warunkiem usunięcia systemu z poprzedniej maszyny.
Licencje OEM oznaczają przypisanie jej do konkretnego komputera. Systemu sprzedawanego z laptopem nie można przenieść na komputer stacjonarny. Użytkownicy prywatni mogą jednak kupić nigdy nie używane licencje OEM, które wiążą się z konkretnym komputerem - rozumianym jako płyta główna - w momencie pierwszej aktywacji. Taki system można odsprzedać już tylko z maszyną, na którą został wgrany. Jeśli komputer się popsuje, a płyta główna pójdzie do śmieci, to użytkownik traci prawo do korzystania z systemu.
Na koniec postawmy sprawę jasno: zakup oprogramowania po zaniżonej cenie najczęściej będzie kiepską inwestycją. Na handlu pirackimi kluczami w ujęciu długoterminowym nie zyskuje nikt, prócz domorosłych biznesmenów.
Czytaj również:
Część grafik pochodzi z serwisu Shutterstock.