Tak Apple testuje swoje nowe telefony. Są też... wyginane
Według deklaracji Apple, w normalnych warunkach produkowane przez niego telefony nie powinny się wyginać. Dowodem na to mają być wyniki złożonych testów jakościowych, sprawdzające odporność również na tego typu uszkodzenia. Do niedawna jednak mało kto wiedział, jak w ogóle wyglądają takie badania.
Apple nie miał w zasadzie wyboru, niż udowodnić, że mówi prawdę. Wpadka z iPhone'em 6 Plus nie dotknęła wprawdzie zbyt wielu użytkowników (zgodnie z oficjalnymi informacjami zgłosiło się zaledwie 9 osób), ale rozdmuchana przez media urosła do rangi niesamowitego problemu.
I choć niektóre datele nadal pozostają tajemnicą, Apple zdecydowało się ujawnić m.in. jak dużo urządzeń testuje przed wprowadzeniem ich do sprzedaży. W przypadku iPhone’a 6 i 6 Plus łącznie torturom poddano aż 30 tys. egzemplarzy - po 15 tys. z każdej serii. Zdecydowanie trudno jest uznać to za niewystarczającą próbkę.
Same testy, przynajmniej te zaprezentowane, odnoszą się natomiast do codziennych sytuacji, a nie tylko “suchych”, laboratoryjnych pomiarów
Czym innym jest bowiem test… siadania na telefonie? Występuje on nawet w dwóch odmianach - w pierwszej ma symulować sytuację, w której siadamy na telefonie, który znajduje się na twardej, płaskiej powierzchni, np. na krześle. W drugiej, telefon umieszczany jest na bardziej sprężystym podłożu - tutaj sprawdza się, czy iPhone przetrwa przypadek, kiedy usiądziemy na nim na kanapie.
Warto jednak zauważyć, że choć testy te powtarzane są “tysiące razy”, to nie odnoszą się one do sytuacji, kiedy siadalibyśmy z telefonem w tylnej kieszeni. Dotyczą one wyłącznie okoliczności, w których ktoś po prostu zostawił tam telefon.
O wiele bardziej powiązane z problemem wyginania się są kolejne testy. W jednym z nich telefon opierany jest na górnej i dolnej krawędzi, a następnie w poprzek centralnej części przyciskany przez ciężar o masie do 25 kg. Przy takim obciążeniu iPhone wprawdzie odkształca się, ale natychmiast po “uwolnieniu” powraca do swojego pierwotnego kształtu.
Odmianą tego badania jest test, w którym ciężar zostaje przyłożony punktowo. Tutaj jednak siła nacisku odpowiada takiej, jaką wywołałoby 10 kg obciążenie.
Dan Riccio z Apple w wywiadzie dla re/code stwierdził jednak, że jeśli obciążenia będą dużo większe, w niektórych sytuacjach telefon może pozostać odkształcony. Wyraźnie więc widać, że Apple doskonale wiedziało o tym, że iPhone, przy swojej budowie, grubości i zastosowanych materiałach, nie jest absolutnie sztywny. Przy takiej procedurze testowej (a jest to zaledwie niewielka część wszystkich etapów testowania), trudno byłoby tego nie wychwycić.
Prawdopodobnie było to wiadome nawet na etapie projektowania
Po prostu liczono na to, że nikt nie będzie… przeginał. Biorąc jednak pod uwagę deklaracje firmy, zgodnie z którymi przypadki permanentnego wygięcia nie powinny występować zbyt często (czy wręcz “ekstremalnie rzadko”), a do tego mogą one upoważniać do wymiany telefonu, trudno uznać to za naprawdę poważny problem.
W końcu każdy telefon ma swój “punkt krytyczny”, każdy po przyłożeniu odpowiedniej siły pęknie czy wygnie się. Gdyby było inaczej, nie widzielibyśmy tysięcy zdjęć właśnie w ten sposób uszkodzonych telefonów.
Mimo wszystko można spodziewać się, że skoro tak rzadko występujący problem został tak szybko wychwycony i odbił się tak negatywnym echem, Apple w kolejnej generacji swoich telefonów przynajmniej spróbuje wprowadzić kilka drobnych poprawek. Tak samo, jak uczyniło to z iPhonem 4s, choć tutaj zadanie będzie oczywiście o wiele trudniejsze.
Apple nie jest jednak jedynym producentem, który w tak drastyczny sposób weryfikuje wytrzymałość swoich sprzętów przed wprowadzeniem ich do sprzedaży
Przykładowo Samsung, któremu do tej pory zarzucano stosowanie “nieprestiżowego” plastiku, za który teraz chwali się go jako “bardziej wytrzymały na wygięcia”, dosłownie rzuca swoimi urządzeniami o ziemię. I gdyby tego było mało, proces powtarza co najmniej 300 razy, sprawdzając czy tablet/telefon będzie nadal działał.
Zniszczyć swoje produkty próbuje także Motorola, wykorzystując do tego skomplikowaną aparaturę. Swego czasu sporą popularnością cieszyły się publikacje Nokii, związane właśnie z procesem testów odpornościkolejnych telefonów tej firmy. Finowie testowali swoje sprzęty m.in. na odporność na bardzo wysoką i bardzo niską temperaturę, różne poziomy wilgotności czy zarysowania. Zresztą jeszcze w 2011 roku Nokia w swoim wpisie opisała… dzisiejszy problem Apple:
Listę producentów korzystających z takich laboratoriów badawczych można ciągnąć bez końca, tzn. do wyczerpania listy wszystkich firm, które tworzą telefony komórkowe czy tablety. Nikt bowiem nie zaryzykuje wprowadzenia na rynek telefonu (przynajmniej jeśli chodzi o modele względnie drogie), który po kilku tygodniach czy miesiącach rozpadnie się “do patrzenia”.
Oczywiście nie da się wykluczyć niektórych problemów, nawet korzystając z najbardziej zaawansowanych maszyn. O części z nich producenci wiedzą, ale liczą na to, że nie dotkną one zbyt wielu użytkowników, o części nie wiedzą i może nikt się o nich nie do wie, a część odkrywają niedługo po premierze sami użytkownicy.