Genialny trolling amerykańskiej kapeli obnaża słabość modelu biznesowego Spotify
Wielu artystów zarzuca Spotify głodowe stawki, a czasem nawet brak generowania jakichkolwiek zysków. Tymczasem są wykonawcy, który potrafią zarobić na streamingu muzyki pieniądze potrzebne do zrealizowania trasy koncertowej. Najsprytniejsi z nich zarabiają na utworach przeznaczonych do słuchania... podczas snu.
Funkowy zespół Vulfpeck znalazł sposób, na zarobienie potencjalnych dziesiątek – jeśli nie setek – tysięcy dolarów na Spotify. Tym samym, którego tak wielu artystów nienawidzi, przez to, że daje wyjątkowo niskie wypłaty. Vulfpeck wypuścili album, który w całości składa się z ciszy, i poprosili własnych fanów o to, by słuchali ich zapętlonego albumu… w nocy.
Kto wygaduje takie głupoty, że na Spotify niby nie da się zarobić? Na pewno nie robi tego Vulfpeck – funkowy kolektyw z amerykańskiego Ann Arbor, w stanie Michigan; zespół, który – wszystko na to wskazuje – pokonał Spotify jego własną bronią.
Nowy album zespołu, zatytułowany Sleepify, składa się w całości z 10 utworów wypełnionych świdrującą w uszach, i rozbudzającą Twój tinnitus, ciszą.
Każdy z „kawałków” ma 31 lub 32 sekundy (według zasad Spotify, utwór musi być odsłuchany w ilości 30 sekund lub więcej, by system zarejestrował jego odtworzenie). Wszystko, o co zespół prosi swoich fanów, to słuchanie albumu, na ripicie, w trakcie snu – po to, by grupa mogła zebrać dostateczną ilość pieniędzy, by wyruszyć na, organizowaną własnymi siłami, trasę koncertową.
Niezły motyw. Na pewno sami często zastanawialiście się, czy artyści sami nie nabijali odsłuchań własnej twórczości, poprzez odtwarzanie swoich utworów w nocy, na wyłączonych głośnikach, lub na przykład na leżących gdzieś odłogiem komputerach. To, co zrobili Vulfpeck ze Spotify, to krok dalej – krok dużo bardziej zyskowny, i znajdujący oddźwięk wśród dużo szerszej liczby słuchaczy.
Pojawiają się jednak pytania. Po pierwsze: "Ile, tak na dobrą sprawę, dałoby się na tym zarobić?".
Spotify, w zeszłym roku, przyznało, że wypłaca 0.007 dol. (siedem tysiącznych dolara, czyli mniej niż centa), za każde odtworzenie. Wydaje się to żenująco małą kwotą. Ale z drugiej strony… Według powyższej stawki, potrzeba jedynie 100 odtworzeń, by zarobić 70 centów, lub ok. 143 odtworzeń, by zarobić pełnego dolara. Album Sleepify przeleci przez pełną tracklistę 10 kawałków przez nieco ponad 5 minut. Tym samym – jeśli fan spałby przez 7 godzin i trochę, i odtwarzał album przez cały czas, zaliczyłby 840 utworów, pozwalając zarobić zespołowi 5.88 dol. Jeśli grupie udałoby się przekonać 100 fanów, by zrobili to samo, to da to zarobek rzędu 588 dol. każdej nocy – i to wciąż przy założeniu, że każdy z fanów posiada tylko jedno urządzenie, na którym może działać Spotify, i że odtwarza utwory Vulfpecka tylko w nocy. Jeśli fani odtwarzaliby kawałki przez cały dzień, przychody z jednej osoby potroiłyby się… i jeszcze trochę. Posiadając wierną rzeszę oddanych fanów, w ten sposób można by zarobić naprawdę sporo pieniędzy.
Drugie pytanie zaś, to: "Jak brzmią te kawałki?".
Przesłuchałem album. Otwierająca album kompozycja Z zdecydowanie wprowadza w nastrój – to dość subtelnie sączący się, intrygujący kawałek, który rozbudza wyobraźnię i ciekawość odnośnie tego, co będzie potem. Kolejne kawałki, Zz i Zzz utrzymane są w podobnym klimacie, pozostając wiernymi minimalistycznej estetyce, górującej nad całym albumem. Mniej więcej w samym środku tracklisty można dojść do wniosku, że Vulfpeck mają sporo wspólnego z The Ramones – wciąż tłuką ten sam numer w najróżniejszych wariacjach, ale materiał, z którego rzeźbią, jest solidny. Mimo wprowadzenia pewnego urozmaicenia długości poszczególnych ścieżek (te mają – przypominam – 31 lub 32 sekundy), nasuwają się pewne myśli, czy aby przypadkiem kompozycje te nie są wszystkie na jedną nutę, przecząc oryginalności utworów, o której mówią sami członkowie zespołu. Samo Spotify stwierdziło zresztą, w dość żartobliwym komentarzu odnośnie całej sprawy, że numery Vulfpecka „zalatują mocno twórczością Johna Cage’a”.
„Płyty” możecie posłuchać poniżej. Zapraszam.
Autorem wpisu jest Dynamitri Joachim Nawrot - bloger sPlay.pl.