Apple w końcu wyszedł z cienia Steve'a Jobsa
Dzisiejszą konferencją Apple'a oglądałem od połowy, gdyż wcześniej wracałem z podróży służbowej. Relacje z pierwszej części czytałem głównie na Twitterze. Dominowała totalna krytyka pokazywanych przez Apple'a nowości (głównie ze strony fanbojów Apple), więc pomyślałem - uhm, jest dobrze! I nie pomyliłem się.
To, że oba systemy operacyjne Apple będą znacznie różne od tego, co dotychczas znaliśmy, wiedzieliśmy znacznie wcześniej. Odkąd Tim Cook wyrzucił Scotta Forstala i oddał w ręce Jonathana Ive'a wygląd zarówno hardware'u jak i software'u, wiadomo było, że nowe wersje OS X i iOS 7 będą czymś kompletnie nowym. Jednak chyba nikt nie spodziewał się aż tak daleko idących zmian. To już nie są produkty przygotowywane przez Steve'a Jobsa - szczególnie w przypadku nowej wersji mobilnego systemu operacyjnego widać wyraźnie, że to kompletnie nowe dzieło.
Nie chodzi nawet o wielce kontrowersyjny dla wielu wygląd ikon aplikacji systemowych iOS 7, tylko o to, że zmieni się to, co dziś przeciętny użytkownik sprzętu rozumie pod pojęciem iPhone. Fakt, że fanboje Apple wylewają dziś swoje żale odnośnie wyglądu nowego iOS na Twitterze, w komentarzach na forach, czy na Facebooku przypomina mi nieco to, jak ówcześni ich odpowiednicy reagowali na premierę pierwszego iPhone'a - czuli się oszukani, zdradzeni, niedopieszczeni, bo Steve Jobsa olał to co kochali, czyli Maka. Dziś Ive olał iPhone'a jakiego znali dotychczas. Jednak oni, dzisiejsi fanboje iOS i iPhone'a, w ogólnym rozrachunku liczą się najmniej. Zdecydowanie ważniejsze będzie przyjęcie wyglądu nowego systemu w iPhonie przez przeciętnych użytkowników. To oni zdecydują, czy dzisiejsza nowość będzie odbierana na tak. Ja myślę, że tak właśnie się stanie, chociaż trzeba wyraźnie powiedzieć, że
iOS 7 to bardzo odważny krok.
Nie sądziłem, że Apple posunie się w zmianach tak daleko. Nowy iOS jest w większości odejściem od tego, z czym iPhone kojarzył się przez sześć długich lat. Oczywiście można się doszukiwać tego, czy i ile iOS 7 czerpie z Androida, Windows Phone'a, czy nieodżałowanej Nokii N9 na Meego, ale to kompletnie nie ma znaczenia. Na zmiany w iOS trzeba patrzeć w szerszym ujęciu. To już nie jest aktualizowane dzieło Steve'a Jobsa. To nowość, za którą odpowiada Jonathan Ive jako twórca oraz Tim Cook jako zarządca. Dzieło, które Apple oddaje w ręce użytkowników iPhone'ów. I tym razem nie chodzi o nowych użytkowników. Chodzi o to, by nowy iOS spodobał się przeciętnemu użytkownikowi, dla którego iPhone jest modnym telefonem, codziennym kompanem w pracy i w wolnym czasie, albo po prostu fajnym gadżetem.
Wyzwanie jest spore.
Nowy system w wielu miejscach wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas. Wprawdzie ogólny charakter interfejsu użytkownika pod kątem nawigacyjnym zmienił się niewiele - dodano kilka nowych rzeczy, jak wysuwany od dołu panel z dostępem do najważniejszych opcji ustawień - to jednak w kluczowych aplikacjach, tj. Poczta e-mail, Kalendarz, Zdjęcia, czy Aparat jest zupełnie inaczej niż wcześniej. W ujęciu tych najpopularniejszych przecież aplikacji iPhone'a, iOS 7 jest rewolucją wizualną i użytkową.
Cieszę się, że Apple w końcu pokazał efekty pracy po śmierci swojego wielkiego twórcy. To była pierwsza konferencja od dawna, która była czymś więcej aniżeli kolejnymi aktualizacjami tego, co już znamy. Wszystko wskazuje na to, że kolejne konferencje i premiery Apple będą kontynuacją dzisiejszych wyraźnych zmian. Długo to trwało, ale dziś można powiedzieć jedno: