Powiedz "nie" AdBlockowi - dlaczego przestałem blokować reklamy
Zapraszam do przeczytania gościnnego wpisu Piotrka Grabca, dziennikarza i pasjonata wszystkiego, co związane z internetem.
Rozwiązania typu AdBlock biją rekordy w rankingach popularności rozszerzeń w przeglądarkach internetowych. W Chrome Web Store ustępują jedynie Angry Birdsom, YouTube’owi oraz Gmailowi. Korzystają z nich masy ludzi, a w przypadku Firefoksa, gdzie AdBlock zdobył pierwotnie popularność, jest najczęściej używanym add-onem z blisko czternastoma milionami pobrań.
I nic dziwnego - każdy geek czy inny “świadomy internauta” uważa je za niezbędny dodatek dla siebie, przyjaciół i najbliższej rodziny. Sam blokowałem reklamy przez wiele lat i instalowałem AdBlocka wszystkim mniej technicznym znajomym. Po przesiadce z Firefoksa na wczesną wersję Chrome z utęsknieniem czekałem, aż pojawi się i dla tej przeglądarki. Ale pod wpływem impulsu w sierpniu tego roku z premedytacją całkowicie usunąłem je ze swojej instalacji Chrome’a. Co i Wam od serca polecam.
Z pewnością podniesie się wiele głosów, że moja propozycja to herezja i internetu bez filtrów nie da się przeglądać. I ja to rozumiem, bo strasznie ciężko zmienić przyzwyczajenia, a w pierwszej chwili po wyłączeniu tego rozszerzenia zostajemy zalani latającymi banerami po ekranie, niezidentyfikowanymi dźwiękami z głośników, a coś brzydkiego zaczyna zasłaniać nam filmy na YouTubie. Te reklamy są przecież z zasady czymś złym i należy z nimi walczyć, bo bywają napastliwe, wszędobylskie, niedopasowane, nieciekawe. Sam nie znoszę tych latających okienek w których nie mogę trafić w przycisk X, albo, o zgrozo, reklam które automatycznie odtwarzają dźwięk. Każdy wie jak to bywa irytujące, gdy się takowa trafi, a mamy otwarte kilkanaście kart w przeglądarce.
Ale krajobraz reklamy w internecie zmienił się w przeciągu ostatnich kilku lat, czego osoby siedzące za AdBlockiem mogą po prostu... nie widzieć. Spędzam w sieci całe dnie, często też noce i wertuję dziesiątki różnych stron internetowych. AdBlocka wyrzuciłem kilka miesięcy temu, a mimo złamanych zabezpieczeń w telefonie nie wycinam reklam z aplikacji. Pogodziłem się z tym, że oglądanie ich stało się nową walutą w internecie - wraz z odzieraniem nas z prywatności przez portale społecznościowe. Nie ważne co chcę - poważne artykuły, demotywatory czy filmy z kotkami. Jeśli nie robię mikro przelewu za dostęp ani nie wykupiłem abonamentu, to oglądam reklamy. Przecież ktoś musi zapłacić za serwery na których to wszystko stoi.
Nie chcę być hipokrytą, jak ludzie protestujący na tym obrazku, który podprowadziłem Ewie:
Przygotowując się do tego tekstu zwracałem uwagę na reklamy na wszystkich stronach które odwiedzam. Zwiedziłem też trochę “nieswojego” internetu. Jedyne miejsca, gdzie reklamy były dla mnie nie do zniesienia, to strony warezowe, torrentowe i... witryny pornograficzne. Tylko tutaj spotkałem się z banerami, które imitują pasek Facebook’a aby wyłudzić kliknięcia, lub migające informacjami o kolejnej Wielkiej Wygranej. Tutaj faktycznie znalazły się fałszywe napisy “download” odsyłające do wątpliwej jakości serwisów nastawionych na wyciągnięcie z nieświadomego internauty pieniędzy.
Jestem realistą i domyślam się, że lwia część osób będąca zwolennikami AdBlocka docenia fakt czyszczenia stron, które pozwalają na nielegalne pobieranie plików lub oglądanie materiałów 18+. Ale jeśli mowa o tej “jasnej stronie internetu” to naprawdę - dziś nie jest już źle! Wśród blogów, które regularnie czytam nie widuję już nic, co by mnie miało jakoś specjalnie zirytować. Statyczne boxy, dodatkowo opatrzone odpowiednim podpisem nie są przecież niczym złym. Gdy zajrzeć na nasze portalowe podwórko też jest już trochę lepiej niż parę lat temu. Po wejściu na stronę główną onet.pl lub gazeta.pl reklamy nie są problemem a jedynym portalem, który denerwuje mnie osobiście jest filmweb.pl. Strasznie nie lubie tych “ads in the middle”, czyli pełnoekranowych stron z reklamami, które pojawią się zanim trafimy na interesującą nas podstronę z artykułem czy inną recenzją.
Wszystko kosztuje i nie będę o tym rozprawiał po raz kolejny. Wyrosłem już z myślenia że dostaję coś w internecie za darmo, ale nie mam Was zamiaru moralizować czy sprowadzać na jedyną słuszną drogę. Co więcej, nie jestem tutaj obiektywny, bo sam w końcu stoję po tej stronie, która reklamy podstawia czytelnikowi pod nos i liczy kliki. Dlatego Wam zostawiam pod rozwagę i dyskusję temat, czy osobę która “korzysta” z treści (pisanych, audio, wideo) w internecie odzierając ją z reklam może być stawiana na równi z pospolitym piratem ściągającym album empetrójek z sieci uTorrent.
Ale postaram się przekonać Was do porzucenia AdBlocka w inny sposób. Bo można to zrobić nie ze względów ideologicznych czy etycznych, a jest to czysty pragmatyzm. Panuje przeświadczenie, że reklamy są inwazyjne i zasobożerne, zwłaszcza te w okropnym, znienawidzonym Flashu. Podobno blokując je przyśpieszamy działanie przeglądarki. To jest wierutna bzdura. Kiedyś może miało to pokrycie w rzeczywistości, ale na dziś chcę zadać kłam tej tezie, a każdy niedowiarek może powtórzyć mój prosty “test”.
Test to może trochę słowo na wyrost. Moja przeglądarka to Google Chrome w wersji stabilnej plus kilka rozszerzeń. Włączyłem w niej 10 kart serwisu Spider’s Web, stronę główną oraz 9 artykułów z rotatora. Posłużył mi średniej klasy pecet z Core2Duo i 4GB ramu działający na systemie Windows 7 x64 i chociaż Spider’s Web może jest trochę przeładowany buttonami czy widżetami, to wszystko działa. Załączam zrzuty ekranu z menedżera zadań przeglądarki.
Stwierdziłem że coś jest nie tak, bo inni użytkownicy raportują zużycie zasobów na o wiele większym poziomie. Coś mnie podkusiło, aby zbadać jak zachowa się przeglądarka w dokładnie tej samej sytuacji, gdy zainstaluję z Chrome Web Store... rozszerzenie AdBlock. I co tu dużo pisać, gdy wyniki mówią same za siebie - zużycie pamięci RAM wzrosło prawie trzykrotnie!
Różnica jest ogromna, chociaż nie sprawdzałem w ten sposób innych przeglądarek ani stron. Korzystałem za to z AdBlocka ponad godzinę. Pstrokatych reklam było mniej, ale Chrome po prostu odczuwalnie zwolnił. Dlatego zachęcam Was do sprawdzenia chociaż na kilka dni, jak internet wygląda w pełnej krasie i podzielenia się wrażeniami. Nie wiem jak Wy, ale ja wolę przeglądać go w takiej formie, w jakiej serwują mi go dostawcy treści, a gdy strona mi nie odpowiada, to po prostu usuwam ją z zakładek czując się przy tym fair wobec twórców. W końcu odzierając ich z zarobku mogę doprowadzić do tego, że za pół roku nie oprócz ich reklam... zniknie także tworzona przez nich treść.
Jeszcze wczoraj miałem wątpliwości, ale dziś jestem pewien. To nie Flash, reklamy ani przeładowany serwis są odpowiedzialne za zarzynanie Waszych przeglądarek.
Disclaimer: przyznaję się bez bicia - chociaż nie blokuję reklam, to często czytam artykuły za pomocą Read It Later, a nawet prosto z czytnika RSS. Kasuję go z listy bez “oddania klika” i wyświetlenia pełnej wersji strony... Chyba że zachęci mnie na tyle, bym chciał zostawić jakiś komentarz. Czekam na rozwiązanie, które będzie fair zarówno wobec twórców, jak i leniwego czytelnika.
Piotr Grabiec: jest dziennikarzem współpracującym z IDG.pl, gdzie prowadzi serwis www.androidlife.pl. Jego teksty można znaleźć także na łamach PC Worlda. Rocznik '88, student Politechniki Warszawskiej i początkujący bloger. Entuzjasta ery post-PC, web 2.0 i Social Media, a przy tym trochę geekowaty fan Androida i Gwiezdnych Wojen. Więcej informacji na http://about.me/pgkrzywy