Coraz gorsza jakość wyszukiwania w Google? Przez content farms
Google na stałe wrósł w krajobraz internetu. Największa i najbardziej innowacyjna na świecie wyszukiwarka od ponad dziesięciu lat. Świetne selekcjonowanie wyników dało Google?owi pozycję lidera w wyszukiwaniu. Ale konkurencja nie śpi, nie śpią też farmy treści które obniżają jakość wyników. Zmora wyszukiwarek, ale przynosząca ogromne zyski.
Farmy treści (content farm) to samonapędzający się stryczek na Google?a - stryczek, który ofiara ukręciła sobie sama. Google słynie z ekosystemu reklam połączonego z PageRankiem, czyli algorytmem pozycjonującym strony tak, by wyniki wyszukiwania były jak najprecyzyjniejsze. Pod uwagę brane są różne czynniki - ilość stron, na których znajdują się odnośniki, ich treść, słowa kluczowe, liczba odwiedzin itp. Algorytm PageRanku jest nieustannie udoskonalany, bo twórcy stron zawsze znajdują w końcu na niego sposób. Wyższe miejsce w wynikach wyszukiania zawsze równe jest większej liczbie odwiedzin i wyświetlenia reklam, czyli większemu zyskowi.
A farmy treści to odpowiedź na PageRank. Na tyle genialna, że od kilku lat Google nie potrafi sobie z nimi poradzić. Content farm to w skrócie witryna internetowa, na której znajduje się wszystko, co możliwe i atrakcyjne. Od poradników jak założyć konto w banku internetowym, przez materiały wideo o podlewaniu kwiatków po instrukcje do odkurzacza obok tekstów publicystycznych. Wszystko wątpliwej jakości, ale za to bardzo nośne - tamtyka nie jest przypadkowa.
Każda treść pojawiająca się na takiej witrynie tworzona jest w odpowiedzi na wyraźne zapotrzebowanie. Określaniem, co jest nośne zajmują się firmy. Oceniają potencjał reklamowy na podstawie zapytań z wyszukiwarek i tworzą listę tematów oraz tytułów. Potem wystarczy zlecić komuś napisanie tekstu/ nakręcenie wideo i gotowe.
Około 3 na 10 wyników pojawiąjących się w wynikach wyszukiwania na pierwszej stronie to takie treści. Największym graczem na rynku farm treści jest firma Demand Media. Zatrudnia ona 15 tysięcy freelancerów, którzy za 15-20 dolarów piszą teksty na zamówienie. Dziennie Demand Media produkuje ponad 4000 nowych materiałów od razu publikowanych w internecie na różnych stronach. Rocznie prawie półtora miliona. A Demand Media nie jest jedyne - Answers.com, Associated Content, Seed (od AOLu)... Demand Media jest jednak największe i weszło już na giełdę. Początkowa wartość akcji to 1,3 miliarda dolarów, chociaż model zarabiania na sprzedawaniu atrakcyjnych reklamowo treści budzi coraz więcej wątpliwości.
Największa to jakość. Chociaż Demand Media chwali się, że 75% ich autorów było już wcześniej publikowanych na branżowych stronach a 25% z nich napisało przynajmniej jedną książkę, to materiały nie są wysokich lotów. Publikowane na macierzystych stronach firmy (na przykład eHow.com) lub sprzedawane zewnętrznym portalom (chociażby yahoo) mają jeden cel - przyciągnąć reklamodawców i zagwarantować dużą ilość kliknięć. Sama treść schodzi na dalszy plan. Internet zapełnia się nieprofesjonalnymi, coraz popularniejszymi ale bezwartościowymi materiałami.
Ironią jest, że Google cierpi na pogorszenie wyników wyszukiwania jednocześnie czerpiąc z tego zyski - AdSense jest dużym dostarczycielem zysków dla farm treści. Jednak Google cały czas pracuje nad ulepszeniam PageRanku. Ostatnio wpadł na pomysł przerzucenia odpowiedzialności na użytkownika - nie chcesz widzieć content farm w wynikach wyszukiwania i używasz przeglądarki Chrome? Zainstaluj rozszerzenie Personal Blacklist i dodawaj do listy wszystkie niechciane i zawierające niechciane treści strony. Nie wyświetlą się one kolejny raz, a na dodatek na podstawie tak zebranych danych Google obniży ich wartość w PageRanku.
Taki sposób na walkę z farmami treści jest przyznaniem, że walka z nimi to jak walka z wiatrakami. Wykorzystanie użytkowników też nie jest raczej rozwiązaniem - Chrome staje się coraz popularniejszy, ale nieduża część użytkowników zainstaluje to rozszerzenie. Z jednego prostego powodu - farmy treści wrosły na tyle w krajobraz Google?a, że mało kto ma dużą potrzebę pozbycia się ich z wyników wyszukiwania przez instalację rozszerzenia i zabawę z listami.
W ten sposób internet z dnia na dzień staje się coraz większym śmietnikiem. Spam przybrał nową formę - farmy treści. Google nie wygra szybko tej walki, a ilość bezsensownych wyników wyszukiwań zwiększa się z dnia na dzień. Google może łatwo stracić renomę i część rynku. Co już zresztą się dzieje, bo inne wyszukiwarki nie próżnują.