REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Trochę Vega, trochę Smarzowski, trochę Skonieczny, czyli... nic. Oceniamy „Asymetrię”

„Asymetria” najbardziej zawodzi tam, gdzie tkwiła największa siła „Symetrii”. Konrad Niewolski daje się bowiem ponieść swoim artystycznym ambicjom, ale nie potrafi z nich wyciągnąć nic ponad puste pretensje.

16.11.2020
21:10
asymetria film opinie recenzja
REKLAMA
REKLAMA

„Asymetria” nie jest kontynuacją „Symetrii”. To raczej jej duchowa spadkobierczyni, bo bez problemu rozpoznamy tu tematy podejmowane przez Konrada Niewolskiego w jego najgłośniejszym filmie. Po raz kolejny rozprawia on o poświęceniu dla bliskich i relatywizmie dobra i zła. O ile jednak w 2003 roku wykazywał się dyscypliną narracyjną i nie zapominał o historii, tym razem ucieka w traktat społeczno-filozoficzny i cały czas jest obok swojej opowieści. Mija się o włos z trafnymi puentami, utykając w gąszczu artystycznej pretensji i narcystycznej pewności siebie. Zamiast zainteresować widza, powiedzieć mu coś o otaczającym nas świecie i kondycji człowieka, mota się od jednego wątku do drugiego i nie potrafi z nich wycisnąć intelektualnych pokładów, w jakie ewidentnie wierzy, że posiadają.

Trzon fabuły stanowi historia Piotra (Mikołaj Roznerski) i Weroniki (Paulina Szostak).

Planują wspólną przyszłość, ale on nagle zmienia zdanie co do istotnej dla partnerki kwestii. Po kłótni, w jedną noc, ich życie zmienia się na zawsze. O dziewczynę upominają się gangsterzy, a w trakcie potyczki z jej chłopakiem zginie jeden z nich. Pech chce, że ofiarą okazuje się syn wysoko postawionej urzędniczki państwowej (Grażyna Szapołowska). Dzięki wykorzystywanym motywom Niewolski zawiera w swojej opowieści wątki filozoficzne, społeczne i polityczne, lawirując między kolejnymi kontekstami i znaczeniami. A wszystko to spaja konwencją filmu gangsterskiego i melodramatu rodzinnego. Tropów gatunkowych jest tu jednak tyle, że nie sposób wymienić ich wszystkich.

Asymetria” jest duchem B-klasową pulpą. Znajdziemy tu elementy kina zemsty, rape and revenge czy filmu więziennego. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać mieszanką wybuchową. Reżyser rozbraja jednak cały jej ładunek, pomijając kampowy potencjał tkwiący w opowieści. Uśmiecha się w stronę groteski znanej ze „Ślepnąc od świateł” Krzysztofa Skoniecznego, ale jego bohaterowie zamiast nas rozbawić przerysowaniem, rażą swoim nadęciem. I dotyczy to zarówno matki zabitego chłopaka, która złowieszczo szepce do ucha Piotrowi, że w celi go dojadą, jak i gangsterów, którzy gdy nie przerzucają się przekleństwami, to do siebie strzelają albo tłuką się nawzajem. Postacie wręcz uciekły z wyobraźni Patryka Vegi i nie posiadają nawet cienia autoironii. A jakby tego było mało, to mówią do siebie zagadkami. Wchodząc w rolę demiurga, twórca próbuje nadać im pełnowymiarowości, ale czyni ich nazbyt tajemniczymi. Kłócą się nie wiadomo o co i wyciągają na wierzch dawne żale, nawet nie rozwijając swoich myśli.

Niewolski w stylu Wojciecha Smarzowskiego wchodzi w naszą rzeczywistość i krytykuje aparat państwowy. Z jednej strony dwójka dzieciaków bez mrugnięcia okiem okrada nieprzytomnego mężczyznę, a z drugiej sędzia (Piotr Fronczewski) peroruje na temat istoty demokracji, aby chwilę potem okazało się, że ma ciężkie przestępstwo na sumieniu. Lepsze puenty reżyser serwował w „Jobie, czyli ostatniej szarej komórki”. W tym wypadku uciekając od komedii, wybiera drogę znaną z „Labiryntu świadomości”, gdzie absurdalna fabuła (dziennikarka prowadzi śledztwo w sprawie firmy przeprowadzającej badania nad krwią miesięczną kobiet) została podana niczym thriller najwyższych lotów w anturażu scen wyjętych z zajawek następnych odcinków telewizyjnych tasiemców.

Asymetria/Materiały prasowe class="wp-image-462430"
Asymetria/Materiały prasowe

Tym razem chcąc analizować polskie społeczeństwo, a jednocześnie dostarczyć widzom rozrywki, reżyser wybiera drogę Nicolasa Windinga Refna.

Jego wzorem próbuje tchnąć w B-klasową opowieść ducha artystycznej kreacji. Kolejne ujęcia są niemiłosiernie rozciągane w czasie, świat przedstawiony raz po raz pokrywają neonowe barwy, a wszystkiemu towarzyszy ambientowa muzyka. W przeciwieństwie do Duńczyka, twórca nie potrafi stworzyć z tego spójnej całości. Igra z tropami gatunkowymi, nie dostrzegając, co kryją pod spodem. Z tego powodu cała opowieść rozlatuje się na małe kawałeczki.

Efekt okazuje się łatwy do przewidzenia. Nagromadzenie wątków i bohaterów wywołuje u widza zawroty głowy. I kiedy tylko zacznie mu się wydawać, że jest już w stanie poskładać fabularną mozaikę w spójną całość, reżyser ma dla niego fabularną woltę (a raczej rewolucję). Przez pół filmu akcja zmierza w jednym kierunku, aby nagle cofnąć się do feralnej nocy i przedstawić zupełnie inną wersję wydarzeń. Reżyser daje się ponieść metafizycznym zapędom, wykorzystując zabieg narracyjny żywcem wyjęty z „Przypadku”. Flirtuje z koncepcją Krzysztofa Kieślowskiego, jednocześnie popadając w tautologię.

REKLAMA

Istotę „Asymetrii” najlepiej oddaje więc jedna scena w klubie. Przy skąpanym w czerwonym świetle barze bohaterowie coś do siebie bełkoczą, zapewne próbując przekazać jakąś prawdę o życiu, ale są zagłuszani przez zbyt głośną muzykę, a nasz wzrok skupia się na neonie z nazwą lokalu głoszącym dumnie „Purgatorium”. Niewolski przekracza bowiem wszelkie granice łopatologii stosowanej, a mimo to czyni swoją opowieść nie do końca zrozumiałą. Wszystko, co ma do powiedzenia, niknie bowiem pod ciężarem pretensji, opartych na zindywidualizowanej wizji świata, na której poparcie nie ma żadnych dowodów.

„Asymetrię” możecie obejrzeć na 22bit.tv.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA