REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się

Stephen King nie chce, aby w sztuce brano pod uwagę różnorodność, a jedynie jakość. Te słowa o Oscarach wywołały prawdziwą burzę

Biali chyba nigdy nie nauczą się, aby uważać, gdy komentują kwestie rasowe. Mniejszości walczą o swoje prawa, a ci im w tym przeszkadzają. W ten sposób nakręca się spirala wzajemnych oskarżeń i krytyki.

15.01.2020
19:10
fot. Instytut Książki
REKLAMA
REKLAMA

Na 20 nominowanych do Oscara aktorów i aktorek, znalazło się miejsce tylko dla jednej artystki o innym niż biały kolorze skóry (Cynthia Erivo występująca w „Harriet”). Żyjemy w takich czasach, że nie mogło to przejść bez echa. Sprawę komentuje coraz więcej zarówno prywatnych, jak i publicznych osób. Swoje stanowisko postanowił wygłosić nawet Stephen King, a jego słowa wywołały niemałą burzę.

Co ma King do Oscarów?

Stephen King jest członkiem Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Regularnie wypełnia ankiety, zakreślając produkcje, jakie jego zdaniem powinny zgarnąć Oscara dla najlepszego filmu i w kategoriach scenariuszowych. Pewnie jego serce krwawi, że w tym roku w nominacjach pominięto tyle wspaniałych horrorów. Mógł wypowiedzieć się w tym temacie, ale zamiast tego postanowił skomentować brak różnorodności rasowej.

…w przypadku sztuki nigdy nie brałbym pod uwagę różnorodności. Tylko jakość. Jak dla mnie, robić inaczej, to błąd - mówi King

Szczerze mówiąc, nie widzę w tym problemu. To jego zdanie. Można się z nim zgadzać, albo nie. Tyle. Jak się jednak okazuje, tymi słowami wbił kij w mrowisko. Ale tak przecież działa internet. Nieważne kim jesteś i co osiągnąłeś, musisz zważać na to, co piszesz w mediach społecznościowych. A Kingowi nie można odmówić zasłużonych sukcesów na polu literackim i filmowym (przynajmniej w przypadku scenariuszy, bo jeśli chodzi o wyreżyserowane przez niego „Maksymalne przyśpieszenie” to wielu jego fanów, pewnie chciałoby o tym zapomnieć).

Obiektywnie rzecz biorąc, wszyscy, bez względu na rasę, płeć i orientacje, powinni przyklasnąć stanowisku Kinga. Zgodzić się z nim. W końcu walka o jak najlepsze dzieła kultury wydaje się słuszna. Jednakże tak byłoby w idealnym świecie. A nasz daleki jest od ideału. Ba, obok ideału on nigdy nie stał. Porządek społeczny buduje się bowiem na zasadach dominacji jednej grupy osób nad inną. Dynamika współczesnych relacji międzyludzkich wygląda więc (w dużym uproszczeniu) następująco: mniejszości walczą o swoje prawa, a biali, heteroseksualni mężczyźni czują się zagrożeni. Nie powinno to dziwić.

W końcu biali, heteroseksualni mężczyźni od zawsze, przez wiele stuleci, byli w pozycji dominującej w stosunku do innych grup społecznych.

Ich upadek rozpoczął się wraz z rewolucją seksualną. Mówiąc w skrócie, coraz większa emancypacja kobiet wymusiła zmiany w zachowaniu mężczyzn. Cechy oceniane wcześniej jako jednoznacznie pozytywne uległy przewartościowaniu (zainteresowanych tematem odsyłam do książki Herba Goldberga „Wrażliwy Macho. Mężczyzna 2000”). Z każdą kolejną dekadą było coraz gorzej.

Za symboliczny punkt graniczny i ostateczny upadek uznaje się datę publikacji artykułu Johna Grahama w „USA Today” w 1993 roku pod tytułem „The End of the Great White Male”. Autor pisze w nim, że tytułowy „wspaniały biały mężczyzna” będzie podejmował żałosne próby, aby odzyskać miejsce na szczycie, ale stał się jednym z wielu na tym szczycie obecnych. Tak naprawdę od tamtej pory możemy obserwować, jak sobie radzi w takiej sytuacji (temat został przeanalizowany na przykładzie hollywoodzkiego kina w książce „Boys in Trouble? White Masculinity and Paranoia in Contemporary Hollywood Cinema” Martina Fradleya).

A radzi sobie beznadziejnie.

Biały, heteroseksualny mężczyzna pragnie odzyskać, w jego mniemaniu, należną mu pozycję, dlatego boi się każdej konkurencji. Gdyby było inaczej, pewnie jako jeden z pierwszych stanąłbym w obronie Kinga. Mając jednak powyższe na uwadze, uważam, że racja jest po drugiej stronie sporu. Nie trzeba bowiem byłoby walczyć o różnorodność w nagrodach filmowych, sporcie, na kierowniczych stanowiskach i każdej innej dziedzinie życia, jaka przyjdzie wam do głowy, jeśli mielibyśmy rzeczywiste równouprawnienie. Pominę już relacje genderowe i sytuację mniejszości seksualnych, bo to tematy na inne teksty. Skupię się na kwestii rasy.

Nie byłoby pewnie takiej burzy wokół słów pisarza, jeśli nie mielibyśmy do czynienia z „białym przywilejem”, czyli przywilejem braku potrzeby myślenia o rasie. Weźmy pod uwagę proces projekcji-identyfikacji w kinie. Idąc na jakikolwiek seans, biali nie muszą się obawiać, że nie będą mieli z kim się utożsamiać. Osoby o innym kolorze skóry są już w nieco gorszej sytuacji. To się powoli zmienia, ale jeszcze niedawno czarnoskórzy szybko znikali z filmowych fabuł, bądź byli przedstawiani jedynie stereotypowo jako przestępcy. Z nielicznymi wyjątkami, brakowało przeciwwagi dla takiej reprezentacji rasowej. Jest to tylko jeden z przykładów (zainteresowanych zgłębieniem tematu odsyłam do książki „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry” Reni Eddo-Lodge), ale mam nadzieje, że wystarczająco pokazuje istotę „białego przywileju”. Nie wszyscy to rozumieją, co wywołuje ostre reakcje ze strony mniejszości.

Słowa pisarza szybko skomentowała pisarka Roxane Gray:

Jako twoją fankę, bolą mnie te słowa. Sugerują, że różnorodność i jakość nie mogą iść w parze. Nie są to rzeczy oddzielne. Jakość jest wszędzie, ale większość branż wierzy, że pochodzi tylko z jednej grupy demograficznej. I teraz jeszcze ty.

Do postu Kinga odniosła się również reżyserka Ava DuVernay:

Kiedy budzisz się, medytujesz, rozciągasz, sięgasz po telefon, sprawdzić, co dzieje się na świecie i widzisz post od kogoś, kogo podziwiasz, którego treść wskazuje, że jest on zacofanym ignorantem, to chcesz od razu wrócić do łóżka.

Tylko znowu… sprawa się komplikuje.

Nie można bezmyślnie krytykować Kinga za jednego Tweeta. A mamy przecież liczne przykłady, że nieuważny post zamieszczony nawet wiele lat wcześniej może zniszczyć komuś całą karierę. Pisarz wykazał się instynktem samozachowawczym i bardzo szybko zaczął tłumaczyć swoje słowa.

Najważniejszą rzeczą, jaką możemy zrobić jako artyści i osoby kreatywne, jest umożliwienie wszystkim takiego samego startu. Bez względu na jego płeć, kolor skóry czy orientację. W tym momencie tacy ludzie są niedoreprezentowani i to nie tylko w sztuce.

Zaraz potem dodał:

Nie możesz dostawać nagród, jeśli nie uwzględniono cię w grze.

Czy to wystarczy, aby wszyscy zapomnieli o niesmaku po wypowiedzi Kinga?

REKLAMA

Raczej nie. Szkoda już się dokonała. Nie musimy daleko szukać. Media, nawet w naszym kraju, już to wykorzystują. Szczególnie te prawicowe. Posługują się one przykładem pisarza, aby pokazać jak działają „feministki”. Bo jak inaczej wytłumaczyć nagłówek na stronie TVP Info: „King pod ostrzałem feministek. Chciał jedynie, żeby Oscara otrzymał najlepszy artysta”. W taki właśnie sposób dyskurs publiczny zamienia się w błędne koło. Lewa strona atakuje prawą, a prawa lewą.

Nie twierdzę, że biali powinni wycofać się z jakiejkolwiek dyskusji. Nie możemy też uznać się za niegrzecznych chłopców i chcieć ponieść karę za swój rasizm. Musimy jednak znaleźć jakiś złoty środek. Najłatwiej chyba byłoby, zgodnie z ostatnimi postami pisarza, dawać wszystkim te same możliwości na samym starcie. Tylko wtedy uda nam się wyjść ze spirali wzajemnych, bezsensownych oskarżeń. Zanim to jednak nastąpi, tak Stephen King, jak i wszyscy inni biali wypowiadający się na temat rasy, powinni nieco ważyć słowa i zastanowić się nad sposobem funkcjonowania współczesnego świata, zanim nieumyślnie coś palną.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA